My, dzieci analogu

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Poniższy tekst wyciągnąłem z szuflady. Zacząłem go pisać jakiś już czas temu zainspirowany, tekstem Piotra Czerskiego, „My, dzieci sieci”. Inspiracji zabrakło. Niedokończony leżał i starzał się z każdym dniem. Czekał na inspirację. Doczekał się. Superbelfrzy, zwykli i niezwykli belfrzy, wszyscy, których spotkałem na Inspiracjach 2013 zmotywowali mnie swoją postawą, bym go dokończył i podzielił się nim. Dzięki Wam, za te fantastyczne dwa dni.(C) Edunews.pl - Inspiracje 2013

Dzieci analogu – zmaganie z siecią

My dzieci analogu nie żyjemy w sieci. Sieć wykorzystujemy. Nie mieszkamy w niej. Nie potrzebujemy miejsca spotkań wirtualnych, choć mocno zaludniliśmy Naszą Klasę, a ostatnio Facebooke’a. Zapominamy wyłączyć komórkę w kinie lub kościele, częściej niż nasze cyfrowe dzieci. Rzadziej nabywamy smartfona, a czasami nie wiemy, że go mamy. Komórka to przede wszystkim telefon, no, może jeszcze budzik. SMSy łatwiej czytamy niż piszemy. Bardzo sobie chwalimy pocztę elektroniczną, jednak dla pewności, gdy wysyłamy ważnego maila dzwonimy żeby się upewnić, że adresat go przeczytał. Przycisk "anuluj" jeszcze się nam może mylić z " usuń", ale ctrl+c i ctrl+v nie stanowi już żadnego problemu. Nie eksperymentujemy z komputerem i programami - potrzebujemy instrukcji, najlepiej pokazania, jak coś wykonać. Nie zmieniamy wyuczonych sposobów posługiwania się programami - nawet jeśli skrót klawiszowy mógłby przyspieszyć dwukrotnie naszą pracę, a tabulator w edytorze tekstu odciążyłby zbyt często nadużywany klawisz spacji. Potrafimy wysłać skrót do pliku jako załącznik i przysięgać, że to nie my, tylko ten głupi komputer. Chętniej pytamy innych dzieci analogu niż cyfrowych tubylców – ci drudzy nie zawsze wiedzą, o co nam chodzi, a poza tym mówią niezrozumiałym językiem. Nie zawsze potrafimy odróżnić atak hakerów od przeciążenia serwerów, a cyfryzacja szkół to przede wszystkim dostarczenie szkołom dużo sprzętu. Czasami bywamy cyfrowymi neofitami i ewangelizujemy wszystkich odkrytą w sobie pasją. Czasami bywamy nieprzejednanymi przeciwnikami technologii - Internet to pornografia i strata czasu. Zakładamy konto na Facebook'u, ale nie bardzo rozumiemy, o co w tym chodzi. Twitter to ćwierkanie, ale po co do tego jest portal?

Dzieci sieci a cyfrowa rzeczywistość

My, dzieci analogu zrodziliśmy was, dzieci sieci, dosłownie i w przenośni. Bez dzieci analogu nie byłoby Internetu i nie byłoby pokolenia sieci. To analogowe pokolenie użyło pojęć, które definiowały rodzące się pokolenie Internetu. Cyfrowi imigranci zdefiniowali cyfrowych tubylców przez namysł i refleksję nad cyfrowym światem, którego fundamenty sami zbudowali, a którego tempo rozwoju ich przerosło. Dzieci analogu przedefiniowały rzeczywistość rzucając wyzwanie samym sobie. Wszystko do tej pory było analogowe, nie było wymiaru cyfrowej rzeczywistości. Czy jednak rzeczywiście?

W istocie, tak się tylko zdawało, bo cyfrowa rzeczywistość była niepozornie schowana w analogowym świecie, kryjąc się pod postacią symboli, czy to alfabetu, czy to notacji zapisu muzyki, czy też matematycznych dowodów. Wyryte w jaskiniach Lascaux obrazy zwierząt, będąc analogią rzeczywistości, ustąpiły w końcu cyfrowym symbolom alfabetu. Moc alfabetu przemieniła plemienną kulturę słuchania i przekazu werbalnego w kulturę tekstu. Na nic zdały się obawy starożytnych mędrców, iż wynalazek liter miast rozwijania pamięci i mądrości, tylko miałkim ćwiczeniem przypominania będzie z zewnątrz, a nie z własnego wnętrza. Informacje kulturowe zaczęły być kodowane z pomocą fonetycznego alfabetu. Kamień z Rozety to dowód z odległej historii na cyfrowy zapis symbolami, ludzkich myśli i idei. Linearne pismo wdziera się w rzeczywistość człowieka. Z jednej strony porządkuje, z drugiej rozdrabnia, dokonuje fragmentacji. Pismo nie jest naturalną umiejętnością człowieka. Wymaga czasu i nauki, by posiąść umiejętność kodowania i rozkodowywania zapisywanych symbolami informacji. Alfabet to swoista forma cyfrowej rejestracji, nie binarnej, jak rozumiemy cyfrowość obecnie, jednak cyfrowa w swym użyciu symboli, w tym również reprezentujących cyfry. Analogowe prezentacje informacji obrazami, czy pismem ideograficznym zostaje wyparte władzą liter, które jak żołnierze stoją w sekwencji broniąc linearnego porządku. Jednolita i niewyodrębnialna przestrzeń umysłu i świadomości zostaje skonkretyzowana w formie liter, wyrazów, zdań, akapitów. Teksto-centryzm zatriumfował wbrew słowom przestrogi Sokratesa, krytykującego wynalazek pisma i jego nadużywania (sic!) Brzmią jak stylizowany cytat przeciwników Internetu i nowych technologii: „Uczniom swoim dasz tylko pozór mądrości, a nie mądrość prawdziwą. Posiędą bowiem wielkie oczytanie bez nauki (czytaj: wielką biegłość klikania i hipertekstowego przeglądania bez rzeczy głębszego rozumienia) i będzie im się zdawało, że wiele umieją, a po większej części nie będą umieli nic i tylko obcować z nimi będzie trudno; to będą mędrcy z pozoru, a nie ludzie mądrzy naprawdę.”[1]

W duszach pisanie

Obawy tej nie należy wyolbrzymiać, ale i też nie należy lekceważyć. Bo choć tekst pisany szkód przewidywanych nie wyrządził, to jednak głębszy przekaz pozostaje aktualny (sporo mędrców z pozoru, przechadza się tu i ówdzie, w cieniu granitowych kolumn przystając). „Mistrz, który wiedzę posiada pisze ja w duszy ucznia.”[2] My, dzieci analogu mamy obowiązek, tak edukację prowadzić, by pisać ją w duszach dzieci sieci, a nie tylko na ścianie Facebooka. Dzieci analogu nie mogą dać się wciągnąć w grę zwaną „rozbawić za wszelką cenę.” Nuda z klas ziejąca nie jest bowiem atrybutem świata analogowego. Nuda jest przede wszystkim stanem zamierania sensów i punktów odniesienia. Jeśli nie znajduję punktu odniesienia tego, co robię wprost do mego życia, to niezależnie, czy dzieckiem sieci, czy analogu jestem, znudzenia doświadczać będę. Wniosek więc wydaje się oczywisty.

Dzieci analogu muszą w edukacji uwzględnić środowisko życia dzieci sieci. Jednak nie po to, żeby się im przypodobać, nie żeby li tylko uatrakcyjniać, zabawiać i rozbawiać, lecz żeby uczenie przebiegało w kontekście zrozumiałym i bliskim cyfrowym tubylcom. Jednak, bez względu na to, jak ważny jest kontekst, zawsze formą będzie, natomiast treść pozostanie najważniejsza, niezależnie, czy mowami oratorów głoszona, czy dostarczana na nośnikach z pergaminu, papieru, czy w bity zamieniona. Nawet jeśli człowiek bioniczny królować zacznie (nie wierzę w to osobiście), to dzięki treści, a nie formie tak się stanie. Już widzę przyszły tekst „My, dzieci bioniczne” , jako kolejny manifest pisany i komentowany szeroko, tym razem przez dzieci sieci, bo tych od analogu już nie będzie.

Dzieci analogu paradoksalnie zrodziły się, jako antyteza cyfry w procesie szukania definicji obecnej rzeczywistości. Zanim świat cyfry zdominował obecną rzeczywistość, dzieci analogu jeszcze żyły w ukryciu, niewyodrębnione. Jeszcze nie było rozwarstwienia. Próbowano interpretować trwające przemiany, jeszcze nie szukając ostrych i dzielących wyróżników dla kolejnych pokoleń. Już w latach sześćdziesiątych przewidywano czasy globalnej wioski, a elektryczność, jawiła się, jako przyszłe przedłużenie świadomości człowieka. Chwilę później kognitywiści zachwycili się komputerem, który stał się metaforą ludzkiego mózgu. Jednak ani mózg, ani umysł nie działa w cyfrowy sposób. Nie analizuje rzeczywistości w matematycznym reżimie zero-jedynkowym. To, wiemy. Jednak tak naprawdę niewiele jeszcze wiemy, jak w istocie działa. Jeszcze mniej wiemy o naturze świadomości i umysłu. Dzieci analogu i dzieci sieci pod tym względem niczym się nie różnią. Są takie same. Stoją przed tajemnicą sensu ludzkiego istnienia dysponując tym samym potencjałem jej zgłębiania.

Jedność w elektronicznym realis

W obecnym czasie wirtualne lub elektroniczne realis [3] zaczyna być realnym doświadczeniem uzupełniającym doświadczenie życia w fizycznym świecie. Alternatywna rzeczywistość jest potencjalnie obecna dla wszystkich. Oddalona tylko o parę kliknięć myszką. Jednak drogę do niej wytycza przede wszystkim poczucie sensu i celowości jej szukania, a to oznacza, że parę kliknięć może być nieosiągalne, bo nie jest w ogóle pożądane. Czy w elektronicznym realis jest więcej dzieci sieci niż dzieci analogu? Być może, jednak to rozróżnienie w wirtualnym realis traci sens. W sieci przestaje to być ważne. Jeśli, ktoś znajduje się w sieci, to musi mieć powód, by tam być i pytanie właśnie o przyczynę staje się bardziej istotne.

Dzieci sieci i dzieci analogu nie różni wiele. Tak, naprawdę są to różnice powierzchowne. Jedni i drudzy są sobie potrzebni i od siebie zależni. A tak naprawdę, wszyscy stoimy na ramionach olbrzymów i każdy okres rozwoju ludzkiej cywilizacji rodzi geniuszy, którzy są częścią rozległej sieci ludzkiej historii myśli, kultury, sztuki i nauki. W żadnym momencie historii człowieka, żaden z węzłów tej sieci nie był zdeterminowany formą. Natomiast, treści ludzkiego dążenia, szukania, odwagi, fascynacji, oddania prawdzie i pięknie, zawsze znajdowały odpowiednią dla danego okresu formę ich wyrażania. My, dzieci analogu, mamy obowiązek wspierać dzieci sieci, ucząc je i ucząc się od nich. Naszym zadaniem jest podjęcie wysiłku, by zniwelować sztuczne w istocie rozwarstwienie, uświadamiając sobie nawzajem, że celem człowieka jest odnalezienie swej własnej drogi, wybór swego żywiołu i swej roli, świadome jej przyjęcie i spełnianie w poczuciu sensu i radości tworzenia pomimo trudności i wysiłkowi, jaki zawsze będzie temu towarzyszył.

Czy mamy szansę, by tak się stało? Jestem przekonany, że tak. Wierzę, że ludzi pasji, zaangażowania, zafascynowania rozwojem swoim i swoich wychowanków jest w szeroko rozumianej edukacji wystarczająco dużo, by w końcu polska szkoła potrafiła się przeciwstawić ograniczeniom obecnych centralnych rozwiązań. Faktem jest, że obecny system zdominowany jest przez standard przedmiotowy – hierarchiczną transmisję zaleceń, celów i wiedzy. Jednak prawdą również jest to, że nikogo nie można traktować przedmiotowo, jeśli sam nie przyzwoli na takie traktowanie.

Konferencja Inspiracje 2013 przekonała mnie, że tak właśnie jest. Z rosnącym podziwem patrzyłem na zaangażowanie, oddanie, wzajemną współpracę, chęć dzielenia się, a momentami na dziecięcą fascynację nauczycieli, którzy z każdym swoim wystąpieniem zwiększali we mnie nadzieję, że to jest tylko kwestia czasu, gdy ich podejście stanie się standardem. My, dzieci analogu, łączymy w sobie doświadczenie sprzed ery cyfrowego przekazu z pasją odkrywania nowych obszarów. Nazywajcie je analogowymi, cyfrowymi, sieciowymi, bionicznymi, jakimi tam chcecie. To, nie ma znaczenia. Światów może być wiele – człowiek natomiast jest jeden. Zawsze ma wybór: poddawać się temu, co zainscenizowane przez świat zewnętrzny, czy odpowiedzialnie podjąć trud własnego szukania i budowania.

Notka o autorze: Marek Konieczniak jest pełnomocnikiem zarządu ds. innowacyjności firmy VULCAN.

Przypisy:

[1] Platon Dialogi, Tower Press 2000, Gdańsk, Fajdros, s.34
[2] Ibidem, s.35
[3] Termin elektroniczne lub wirtualne realis pochodzi z książki „Wirtualne realis. Estetyka w epoce elektroniki” Michała Ostrowickiego, filozofa Uniwersytetu Jagielońskiego, twórcę Academii Electronica, pierwszej w Polsce niezinstytucjonalizowanej uczelni w środowisku elektronicznym Second Life. Ostrowicki występuje w nim, jako Sidney Myoo i pod takim imieniem pisze również artykuły.