Kto uczy nasze dzieci przedsiębiorczości?

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

jakość edukacjiPrzedsiębiorczość to stosunkowo nowy przedmiot, który pojawił się w szkołach w 2002 r. Jego wprowadzenie do programu miało udowodnić, że oświata wychodzi naprzeciw zapotrzebowaniom i reaguje na zmiany w otaczającej nas rzeczywistości. Władze oświatowe grzmiały, że trzeba uczyć młodych ludzi przedsiębiorczości, bo bez niej nie poradzą sobie w życiu.

 

I stało się. Jest przedmiot, określona liczba godzin, ocena na świadectwie. Teoretycznie coś się zmieniło. A praktycznie? Wiadomo, że początki niemal zawsze są trudne, ale skoro minęło już pięć lat od pierwszych lekcji przedsiębiorczości, można chyba pokusić się o ich ocenę.

Wraz z wprowadzeniem przedmiotu do szkół pojawiły się problemy kadrowe. Wyjątkiem były tylko placówki o profilu ekonomicznym, w których wielu nauczycieli mogło od razu podjąć się jego wykładania. Dla uczących w innych szkołach pojawiła się szansa na zdobycie dodatkowych godzin lub uniknięcie zwolnienia.

Początkowo uzyskanie kwalifikacji nie wymagało zbyt wiele wysiłku. Roczne studia podyplomowe, kilkumiesięczny kurs lub kilkudziesięciogodzinne szkolenie wystarczało, aby z matematyka czy historyka zrobić nauczyciela przedsiębiorczości. Z czasem wymagania rosły i obecnie, aby rozwijać w młodzieży przydatne w dorosłym życiu cechy, trzeba ukończyć dwu lub trzysemestralne studia podyplomowe. I chociaż to spory wydatek, bo często wynoszący w granicach kilku tysięcy złotych za każdy semestr, to wysiłek finansowy okazuje się właściwie jedynym koniecznym do zdobycia kwalifikacji.

Teoria i studia podyplomowe nie wystarcza

Niestety, większość nauczycieli przedsiębiorczości nigdy nie była przedsiębiorcami. W większości nie prowadzili oni własnej działalności gospodarczej, a często nie zetknęli się nawet z pracą w jakiejkolwiek prywatnej firmie, gdyż szkoła była, jest i będzie ich jedynym miejscem pracy. Nie sadzę także, aby w ciągu półtora roku można było opanować wiedzę z kilku dziedzin: marketingu, bankowości, finansów, zarządzania. Każda z nich jest odrębnym kierunkiem studiów na uczelniach ekonomicznych i wymaga od studentów aż pięciu lat nauki. Wydaje się, że jedna trzecia część tego czasu to zbyt mało nawet na solidne podstawy. Jakim więc sposobem ludzie, których poziom wiedzy teoretycznej z dziedziny, której mają nauczać, jest, delikatnie mówiąc, niski, a doświadczenie praktyczne równe zeru, mają przekazać uczniom wiedzę potrzebną choćby do założenia własnej firmy?

Na szczęście, zdarzają się naprawdę dobrzy nauczyciele przedsiębiorczości. Tacy, którzy ukończyli kierunki ekonomiczne, praktykowali na rynku, a szkoła to dla nich dodatkowa praca przynosząca raczej satysfakcję z dzielenia się swoją wiedzą i doświadczeniem niż będąca źródłem zarobkowym.

Sama miałam okazję poznać jednego z nich – Filipa Żurakowskiego, autora podręcznika do nauki przedsiębiorczości i nauczyciela tego przedmiotu, którego sukcesy w dziedzinie działalności rynkowej i szkoleniowej są niezaprzeczalne. Pan Żurakowski potrafił przekazać rzetelną wiedzę, bo to, o czym mówił, znał z własnego doświadczenia. Jednak takich nauczycieli jest stanowczo zbyt mało, żeby szkolne zajęcia z przedsiębiorczości można było nazwać sukcesem.

W uczniowskim rankingu przedmiotów przedsiębiorczość znajduje się gdzieś między techniką a wychowaniem fizycznym. Młodzi ludzie nie dali sobie wmówić, że te lekcje rzeczywiście przydadzą im się w dorosłym życiu. Niektórzy może nawet na początku w to wierzyli, ale po kilku lekcjach stracili złudzenia. – Myślałam, że dowiem się czegoś o tym, jak radzić sobie na rynku pracy, jak się dobrze zaprezentować – mówi Agnieszka, uczennica liceum. – Są takie tematy lekcji, ale to wszystko teoria i to samo można znaleźć w Internecie. A ja chciałabym, żeby przyszedł do nas jakiś przedsiębiorca, który powiedziałby, na co on zwraca uwagę, kiedy przyjmuje pracowników.

Na lekcjach młodzież zapisuje regułki z pogranicza ekonomii, finansów lub rachunkowości. Czasami lekcje przeplatane są „zajęciami aktywizującymi”, które maja utrwalić zdobytą wiedzę. Uczniowie rozwiązują krzyżówki lub inscenizują to, co ich zdaniem dzieje się na rzeczywistym rynku. Nie pomaga im to w niczym, może tylko ratuje przed zaśnięciem.

Potrzebny jest przykład

Wprawdzie na lekcjach przedsiębiorczości realizuje się jakieś programy, ale efekty są, niestety, znikome. W głowach uczniów zostają co najwyżej jedynie regułki i pojęcia, które wkrótce zostają wyparte przez twierdzenia matematyczne czy daty wydarzeń historycznych. Podstawy przedsiębiorczości są tylko kolejnym przedmiotem do zaliczenia, a nie zachętą do bycia przedsiębiorczym.

– Denerwuje mnie ten przedmiot. Uważam, że jest niepotrzebny, nic mi nie daje – opowiada Kamil, uczeń liceum ekonomicznego. – Część materiału pokrywa sie z tym z innych przedmiotów, a reszta to dodatkowe rzeczy do zaliczenia. Jak można robić klasówki z przedsiębiorczości? Ja od kilku lat pracuję podczas wakacji i zarabiam na swoje wyjazdy, więc chyba jestem przedsiębiorczy? Musze to udowodnić, znając jakieś beznadziejne definicje? – oburza się.

Na lekcjach tego przedmiotu bardzo dużą rolę odgrywa nauczyciel. Ktoś, kto sam nie ma cech przedsiębiorcy, jest bierny i stawia tylko na teorię, nie zachęci uczniów do przejawiania inicjatywy, samodoskonalenia i podjęcia ryzyka. Dlatego ambitny nauczyciel przedsiębiorczości nie powinien ograniczać się tylko do przekazywania wiedzy książkowej, ale poszerzać umiejętności praktyczne.

Możliwości jest mnóstwo. Można skorzystać z pomocy firm, banków czy innych instytucji: chodzić, pytać, rozmawiać z praktykami. Warto znać czasopisma poruszające tematy rynku, ekonomii czy przedsiębiorczości. Dobry nauczyciel przedsiębiorczości powinien być energiczny, żądny wiedzy i nowych doświadczeń. Musi mieć cechy dobrego menedżera – być przywódcą grupy, którą prowadzi do określonego celu, nie narzucając jednocześnie drogi i sposobów jego osiągnięcia. Trzeba przekonać uczniów, że nawet w najbliższym otoczeniu można znaleźć sposób na zarobienie pieniędzy. Czasem wystarczy tylko impuls, np. znalezienie sponsorów dla drużyny piłkarskiej, pomoc w prowadzeniu szkolnego sklepiku. To już konkretne działania, które przynoszą wymierne efekty, a nie tylko książkowa teoria.

Budowanie postaw i świadomości

Podczas lekcji przedsiębiorczości nauczyciel powinien uświadomić uczniom, że przedsiębiorczość nie jest jakimś szczególnym darem, ale każdy może ją w sobie wypracować. To pewien sposób myślenia, w którym liczy się nie tylko wiedza ekonomiczna, ale także każda wiedza. I nigdy nie wiadomo, co może się przydać. Człowiek przedsiębiorczy to taki, który potrafi w razie potrzeby dobrze wykorzystać całą swoją wiedzę, aby osiągnąć zamierzony cel.

Ucząc przedsiębiorczości trzeba jasno, najlepiej na własnym przykładzie, pokazać, że przedsiębiorczość nie jest wyłącznie dla tych, którzy zamierzają w przyszłości prowadzić wielkie firmy czy wiążą swą przyszłość ze światem finansjery. Wyjaśnijmy młodym ludziom, że czy tego chcemy, czy nie, każdy musi być przedsiębiorczy. Tego wymaga od nas świat każdego dnia – dysponujemy jakimś budżetem i podejmujemy w związku z tym określone decyzje, musimy wypełniać PIT-y, załatwić zaświadczenie w urzędzie lub założyć konto w banku. Kiedy uczniowie zrozumieją, że to nie kolejny przedmiot, do którego stosuje się zasadę trzech Z, ale prawdziwa szkoła życia, będzie to pierwszy krok na drodze do sukcesu. Narzekania to nie przejaw przedsiębiorczości.

Jak być dobrym nauczycielem przedsiębiorczości?

Najlepiej przestać narzekać. Poszukując materiałów o nauczycielach przedsiębiorczości spodziewałam się licznych przykładów ludzi energicznych, którzy wprowadzają zdobytą wiedzę w czyn. Tymczasem znalazłam same narzekania: podręczniki nieodpowiednie, zbyt liczne klasy, brak pomocy dydaktycznych czy dostępu do komputerów. Do tego jeszcze niechętni uczniowie, małe zainteresowanie przedmiotem, który jest traktowany „po macoszemu”. Rozumiem wszystkie przeszkody, ale w rynkowej rzeczywistości, z którą mają się w założeniu mierzyć uczniowie, będzie jeszcze trudniej. Nie oczekujmy więc, że wzorem stanie się dla nich zniechęcony nauczyciel, który umie krytykować, ale nie potrafi zmieniać otaczającej rzeczywistości.

Na szczęście, ten dość ponury obraz rozjaśniło kilka przykładów godnych naśladowania. Na portalu „Nasze miasto” przeczytałam rozmowę z Barbarą Podgórską, nauczycielką przedsiębiorczości, która w swojej pracy opiera się na pobudzaniu uczniów do działania. Jej wychowankowie opracowują własne plany działalności, którą muszą zrealizować w ciągu roku. To różne pomysły – zdobycie środków na malowanie pokoju czy załatwienie w urzędzie ustawienia znaku ograniczenia prędkości w niebezpiecznym miejscu. Te z pozoru drobne próby dają lepsze rezultaty niż wiele godzin teorii.

Udało mi się także znaleźć przykłady nauczycieli, którzy potrafią ściśle współpracować z lokalnymi przedsiębiorcami i umożliwiają uczniom obserwacje i uczestnictwo w prawdziwej pracy przedsiębiorcy. Są i tacy, którzy wspierają uczniowskie firmy czy służą radą kolegom i koleżankom z pokoju nauczycielskiego.

Jacy więc są nauczyciele przedsiębiorczości w polskiej szkole? Czy są autorytetem w tej dziedzinie dla swoich uczniów? Okazuje sie, że w większości przypadków jednak nie. I to budzi niepokój. Bo jak kształtować postawy bez odpowiednich wzorców? Ludowe przysłowie mówi, że złej tanecznicy zawadza i rąbek u spódnicy. Podobnie jest z nauczycielami przedsiębiorczości. Dobrze, że są tacy, dla których niefortunne programy czy podręczniki albo liczne klasy nie są przeszkodą i potrafią zdobyć środki na pomoce dydaktyczne. Szkoda, że przed przyjęciem na podyplomowe studia dla nauczycieli przedsiębiorczości nikt nie sprawdza predyspozycji kandydatów. Może to byłoby najlepszym sposobem na podniesienie rangi tego przedmiotu i zwiększenie jego efektywności?

(Gazeta Szkolna, 13.11.2007)