Zdążyć, zanim wyprzedzą

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
debaty edukacyjneNowoczesna edukacja nie jest pustym hasłem. Oznacza nie tylko wykorzystanie w procesie nauczania/uczenia się coraz ciekawszych dydaktycznie urządzeń cyfrowych, ale także istotną zmianę świadomości osób odpowiedzialnych za kształcenie. Z Witoldem Kołodziejczykiem, dyrektorem szkoły Collegium Futurum w Słupsku rozmawia Anna Raczyńska.
 
Anna Raczyńska: Panie Dyrektorze, jak sama nazwa wskazuje, kieruje Pan Szkołą Przyszłości. Zdefiniujmy więc przyszłość, dla której szkoła przygotowuje swoich uczniów.

Witold Kołodziejczyk: To przede wszystkim przyszłość nakładająca na człowieka obowiązek posiadania takich kompetencji, które pozwolą mu dobrze funkcjonować w nieprzewidywalnej rzeczywistości. Bo przecież żyjemy w świecie, który się nieustannie zmienia. Nie wiemy jak będzie wyglądał za pięć lat, trudno więc powiedzieć jaki będzie za lat piętnaście. I w tym tkwi dylemat całej współczesnej edukacji, która musi wyposażyć ucznia w umiejętność radzenia sobie ze światem wymykającym się jednoznacznym definicjom.

AR: Parlament Europejski określił 8 kluczowych kompetencji, w pewnym stopniu podpowiada więc w co dziś trzeba wyposażyć ucznia.

WK: Tylko w ogólnym tego słowa znaczeniu. Szkoła musi sama przełożyć zalecenia Parlamentu Europejskiego na język konkretnych celów i działań. Myśmy w Collegium Futurum postawili na kompetencję posługiwania się językiem ojczystym; na poprawną, komunikatywną polszczyznę. Ale chcemy także  kształcić umiejętność poszukiwania i formułowania nowych idei na różnych polach ludzkiej aktywności. To jest kompetencja zaniedbana. A przecież tylko dzięki kreatywności i innowacyjności możemy myśleć o modernizowaniu rzeczywistości – tej, która nas otacza i tej, która wydaje się odległa. O swobodnym poruszaniu się w zawiłościach współczesnej technologii.

AR: Innowacyjność i kreatywność to dziś modne słowa-klucze. Pytanie, czy polska edukacja jest przygotowana do tego, by kształtować w uczniach te szczególne umiejętności?

WK: Niestety, obecny model edukacji nie przystaje do świata zewnętrznego. Szkoła przygotowuje do życia w świecie, którego już nie ma. Uczeń funkcjonuje dziś nie tylko w szkole, w rzeczywistości realnej, ale też wirtualnej. A w tej ostatniej nawet się świetnie porusza. I my chcemy właśnie te wszystkie przestrzenie - szkolną, pozaszkolną i wirtualną zintegrować. Najlepszym narzędziem, które temu posłuży jest praca metodą projektów. I dlatego na nią postawiliśmy. Nic lepiej nie angażuje ucznia, nie uczy samodzielnego definiowania i rozwiązywania problemów. Jeśli młody człowiek musi samodzielnie stawiać hipotezy, a potem, drogą selekcji, zdobyte informacje zweryfikować, to znaczy, że przygotowuje się do takiej aktywności, która już dziś jest niezbędna. Szkole wyrosła ogromna konkurencja w postaci Internetu, kanałów tematycznych, programów edukacyjnych. Z  badań wynika, że 80 procent młodych ludzi jest gotowe zrezygnować z telewizji na rzecz Internetu, a szkoła jakby tego w   ogóle nie dostrzegała.

AR: Wydać wojnę nawykom, jakie nabył uczeń we wcześniejszych latach nauki, nie jest łatwym zadaniem.

WK: Nasze poszukiwania koncentrują się głównie na doborze treści nauczania i sposobach dotarcia z nimi do ucznia. Z różnych badań wynika, że kluczem do sprawnego funkcjonowania w społeczeństwie przyszłości jest krytyczne podejście do informacji, ich przetwarzania oraz formułowania nowych koncepcji. Cechą młodości jest ciekawość i dociekliwość. Trzeba więc wykorzystać tę naturalną skłonność młodych ludzi i stawiać przed nimi coraz bardziej złożone problemy do rozwiązania. Cechą obecnej młodości są też kompetencje, jakich starsze pokolenie, nazwane imigrantami cyfrowymi, musi się dopiero uczyć. To jest przecież pokolenie, które wyrosło w technologii cyfrowej. Ono sięga więc po te narzędzia w sposób bardzo naturalny. Pora zatem, by i ten potencjał wykorzystać. Zwłaszcza, że wiedza nie musi być w nas. Ona musi być szybko dostępna.

AR: Realizacja takiego modelu szkoły wymaga jednak radykalnej zmiany dotychczasowej filozofii nauczania. Jest Pan na to gotów?

WK: To się już dokonało. Podstawą opisanych i przyjętych założeń szkoły jest odejście od tradycyjnej metody lekcyjnej typu: wykład i sprawdzian wiedzy oraz odejście od tradycyjnej relacji nauczyciel - uczeń. Edukacja w tradycyjnym ujęciu nie jest już skuteczna. Aby dobrze wyposażyć ucznia i przygotować go do wymogów życia w nowoczesnym społeczeństwie, nauczyciel musi postawić przed nim konkretny problem, zaś uczeń, korzystając z dostarczonych mu programów multimedialnych i edukacyjnych, musi podjąć próbę jego rozwiązania.

AR: Czy nowa rola nauczyciela jest wzorowana na brytyjskim tutorze, czy to raczej złe skojarzenie? 

WK: Chcemy, aby nauczyciel nie był tylko żywą encyklopedią, a więc źródłem wiedzy, ale także przewodnikiem w świecie nauki, kultury i pomocnikiem w planowaniu osobistego rozwoju. Nauczyciel musi być gotów na zupełnie inne relacje z uczniem. To bowiem nie on, a uczeń będzie często decydował o potrzebie spotkania i rozmowy na temat problemów, które się pojawiły w trakcie pracy nad projektem. Wbrew pozorom, taka sytuacja stwarza sposobność i zarazem szansę na odbudowę utraconego prestiżu, ponieważ stając się arbitrem, staje się zarazem dla ucznia autorytetem. Tym bardziej, że czuwając nad jego rozwojem, będzie mógł mu pokazać sens zdobywania wiedzy. Jej zastosowanie w konkretnym projekcie i w konkretnej sytuacji. Dysponujemy programami edukacyjnymi, dostarczonymi przez firmę Young Digital Planet, które są bardzo pomocne w osiąganiu takich celów. A kiedy uczeń odkryje prawdziwy sens uczenia się, zrozumie, że  uczy się po coś, a nie dla kogoś lub czegoś…

AR: I to przekonanie będzie dotyczyło również klasyków literatury? Przekonają państwo uczniów, że znajomość powieści Sienkiewicza może mieć praktyczne zastosowanie?

WK: Oczywiście. Analiza dzieła literackiego prowadzona była dotąd utartym torem. Przez dziesiątki lat powielano ten sam schemat. Wszystkie kolejne pokolenia opisywały więc bohatera romantycznego, ideę pracy organicznej. My postawimy przed uczniem zadanie napisania scenariusza gry edukacyjnej, albo kreskówki opartej na przykład na powieści Bolesława Prusa. Aby wykonać to zadanie, on będzie musiał przeczytać tekst inaczej niż dotąd. Bardziej starannie, by uchwycić główną myśl, zasadnicze konflikty i – dokonując określonych wyborów - stworzyć własną, pełną dramaturgii  całość. Przyzna pani, że nie można wtedy sięgać do bryków. Co więcej, podczas takiej pracy uczeń jest zmuszony do identyfikacji z określonym odczytaniem idei dzieła. I w taki sposób można prowadzić zajęcia z historii oraz pozostałych przedmiotów. Cała idea projektu polega bowiem na tym, że definiujemy temat, wskazujemy treści, które zostaną w tym projekcie wykorzystane i określamy umiejętności potrzebne do pełnej jego realizacji. Zaznaczam pełnej, bo przecież uczeń musi ten projekt także zaprezentować, bronić przyjętych założeń, a to oznacza, że zdobywa przy tym szereg kolejnych kompetencji.

AR: Musi też jednak zdobyć wiedzę potrzebną do zdania egzaminu zewnętrznego, który preferuje „klucz”, a nie kreatywność.

WK: Prawdą jest, że w sposobie kształcenia zrywamy z tradycyjną dydaktyką. Integrujemy wiedzę. Tworzymy projekty międzyprzedmiotowe. Czas pracy ucznia nie będzie zorganizowany według zasady – co 45 minut inny przedmiot, inny nauczyciel, inne zasady. Nie. My tworzymy sytuację, w której uczeń skupia się nie na czasie, ale określonym problemie. W systemie lekcyjnym odbywać się będzie tylko nauka języków  obcych. Owe projekty powstają jednak przy współpracy nauczycieli naszej szkoły i nauczycieli akademickich. Przygotowując konkretny zestaw, uwzględniamy treści zawarte w podstawie programowej. Nie ma tu więc żadnego zagrożenia. Tym bardziej, że metoda pracy nad projektem pozwoli lepiej zrozumieć zdobytą wiedzę, niż metoda tradycyjna, ponieważ uczeń widzi od razu możliwość zastosowania zdobytej informacji. On się nie uczy „pod egzamin”, tylko po to, by rozwiązać konkretny problem.

AR: Nowatorski pomysł na szkołę próbuje Pan realizować w mieście, na prawach powiatu, oddalonym od centrum i dużym bezrobociem. Znajdzie Pan w nim partnerów edukacyjnych? Nauczycieli, rodziców, uczniów, którzy zerwali z konwencjonalnym podejściem do szkoły?

WK: Mój powrót z Warszawy do Słupska wynika stąd, że dwadzieścia lat temu, właśnie tutaj zakładałem szkołę niepubliczną przy bardzo dużym zainteresowaniu społecznym i pełnej aprobacie. Wybór miejsca nie jest więc dziełem przypadku. Już wtedy pojawiła się chęć przełamania monopolu państwa na kształcenie i wychowanie. To miasto wpisało się więc w nowoczesne modele edukacyjne. To nie jest świat, do którego nie docierają innowacje. Co więcej, nasi nauczyciele uczestniczą w projekcie „E- Akademia Przyszłości.” Zaś fakt istnienia dużego bezrobocia sprawia, że coraz więcej ludzi myśli o tym co zrobić, żeby uchronić przed takim losem własne dzieci. I oni wiedzą, że trzeba zainwestować w nowoczesną edukację.

AR: Jest to jednak inwestycja kosztowna.

WK: Rzeczywiście, koszty mogą stanowić pewna barierę, bo za tę szkołę trzeba płacić. Ale proszę powiedzieć, czy korepetycje nie kosztują? Czy obozy językowe, dodatkowe kursy są bezpłatne? A kto z nich korzysta? Korzystają uczniowie szkół publicznych. Uczestniczymy w fikcji. Państwo daje szansę darmowej nauki, ale tę państwową ofertę trzeba uzupełnić dodatkowymi zajęciami opłacanymi z własnej kieszeni.

AR: A dzieci są skłonne, by się w tę nową propozycję włączyć?

WK: Niejednokrotnie też się nad tym zastanawiałem. I odnoszę wrażenie, że to najsłabsze ogniwo w tym łańcuchu. Polska szkoła zupełnie nie przygotowuje do pracy w zespole, do wspólnego rozwiązywania problemów, do samodzielności. Polska szkoła na ogół wyręcza ucznia. Dlatego planujemy okres adaptacji. Nasz uczeń zacznie od indywidualnej pracy nad projektem, aby zdobyć umiejętność poszukiwania, planowania, monitorowania, samodyscypliny i samoorganizacji; aby nauczyć się określania własnych celów i konsekwentnej ich realizacji. Dziś to są kompetencje pierwszej potrzeby. Jeśli uczeń nie weźmie odpowiedzialności za swój proces uczenia się, nie będzie potrafił jej wziąć za swój sposób funkcjonowania w dorosłym życiu. A to może zdeterminować negatywnie jego zawodową karierę.

AR: Uczniowie, którzy podejmą naukę w Collegium Futurum przyjdą z różnych szkół, z różną wiedzą i różnymi dyspozycjami. W jaki sposób chcą państwo stworzyć z tej różnorodnej grupy dobrze współpracujący zespół?

WK: W każdym zespole jest tak, że ktoś jest bardziej kreatorem, a ktoś analitykiem lub wykonawcą. Najważniejsza jest pomoc w odkryciu naturalnych osobniczych predyspozycji i ich rozwój. Pierwszych kilka miesięcy będziemy więc obserwować ucznia, aby zdiagnozować rodzaj umiejętności i poziom ich zaawansowania. Spróbujemy sprawdzić czy potrafi sformułować problem, a jeśli tak, czy radzi sobie z określeniem etapów jego rozwiązania etc. Pomogą nam w tym narzędzia do indywidualnej pracy metodą projektów stworzone przez francuskich badaczy.

AR: Nie obawia się Pan, że model szkoły, który nie został praktycznie sprawdzony, jest rodzajem ryzykownego eksperymentu?

WK: To nie jest eksperyment. Tradycja szkoły opartej na metodzie projektów sięga czasów międzywojennych. Jej twórcą był Michał Sjudak, nauczyciel z Turkowiczach na  Wołyniu. Sposób prowadzenia przez niego wiejskiej szkoły opisał ciekawie profesor Okoń, podkreślając właśnie pragmatyczny wymiar wiedzy zdobytej podczas nauki metodą projektów. Dziś wiemy, że ta koncepcja została opracowana w latach 20-tych ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych przez Stevensona. Profesor Okoń twierdzi jednak, że Sjudak nie mógł znać prac amerykańskiego pedagoga. W okresie międzywojennym funkcjonowało w Rydzynie pod Poznaniem niezwykle nowoczesne gimnazjum założone przez Fundację Sułkowskich. Kierował nim  Tadeusz Łopuszański – były minister edukacji. Tworząc koncepcję szkoły duży nacisk położył na prace indywidualne, naukowe i pozaprogramowe uczniów. Koncepcja rydzyńskiego gimnazjum i liceum jest bardzo bliska mojemu sercu. Szkoła wychowała znakomitych absolwentów, którzy odegrali znaczącą rolę w świecie nauki, polityki i życia gospodarczego. Również tam praca metodą projektów, koncentrowanie się na umiejętnościach i kompetencjach uczniów było ściśle zintegrowane z programem wychowawczym szkoły.

AR: Mówimy o potrzebie przygotowania ucznia do pracy w zespole, o kompetencjach, które pozwolą mu realizować własną karierę. Ale człowiek ma jeszcze pasje i talenty. Czy są szanse, by mógł je rozwinąć w Pańskiej szkole?

WK: Ken Robinson – znany w świecie lider w dziedzinie innowacji - powiedział, że w tradycyjnej szkole uczymy od pasa w górę. I miał rację. Cały nasz system edukacyjny jest nastawiony na generowanie profesorów. Uczymy się od etapu do etapu. Po to, by zdać do gimnazjum, liceum, szkoły wyższej. Zaś pasje i talenty realizujemy w programach typu: „Mam talent” czy „You can dance", w których można pokazać siebie. Pamiętając o tym, chcemy zaproponować program zajęć dodatkowych pozwalający rozwijać głównie swoje artystyczne  zamiłowania.

AR: Proszę wskazać najważniejszą cechę, w jaką chciałby Pan wyposażyć absolwenta Collegium Futurum.

WK: Udział w projektach, samodzielne podejmowanie decyzji uczy odpowiedzialności za swoje działania, dokonywane wybory oraz wynikające z nich konsekwencje. To jest bardzo cenna i hartująca  postawa. Czyni nas gotowymi do samodzielnego poszukiwania, mierzenia się z różnymi wyzwaniami, które nas czekają w życiu. A celem Collegium Futurum i przyjętego przez nas modelu edukacji jest właśnie przygotowanie do życia. Człowiek, który potrafi się w  nim odnaleźć, jest szczęśliwy. To bardzo ważne. My za rzadko myślimy o wychowaniu szczęśliwego społeczeństwa.