Cyfrowa szkoła albo raczej komputerowy skansen

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Optymizm urzędniczy jest ogromny - z wszystkich badań (nie tylko ministerialnych, ale także prowadzonych przez niezależne ośrodki naukowe i organizacje pozarządowe) wynika, że w szkołach - jak Polska długa i szeroka - komputery są i internet jest. W zero-jedynkowym układzie można odtrąbić wielki sukces. Niestety głosy wątpiących, że trzeba zapomnieć o tych danych i przyjrzeć się jakości sprzętu i szkolnej sieci są jakoś pomijane milczeniem. Czy nadchodzi piękna katastrofa?CC-BY-SA Superbelfrzy.edu.pl

W każdej szkole oprócz sprzątaczek (zdegradowanych z roli woźnej – jednak estyma była!) istnieje funkcja, bez której instytucja ta by nie funkcjonowała. Również zdegradowany z roli woźnego po szkole snuje się konserwator – tytułowy pan Mietek. Pan Mietek jest coraz rzadziej spotykanym w szkole typem człowieka, tzw. „złotą rączką”. Do całkiem niedawna pan Mietek brał na klatę wszystkie szkolne awarie: urwane klamki, wybite szyby, drobne przebudowy, spawanie, wstawianie zamków, wywalone korki, wyrwane gniazdka, połamane krzesełka itd. Był jedyną, całkowicie wystarczalną, siłą naprawczą. Nie straszne mu tynkowanie, naprawa ogrodzenia, koszenie trawników, uprawa rabatek kwiatkowych, przepychanie kanalizacji, lutowanie oberwanych rynien, naprawa telefonu z tarczą, itd. Człowiek – orkiestra. Do czasu.

Wraz z eksplozją komputerowej rewolucji okazało się, że powstaje nowa dziedzina napraw i serwisowania całkowicie poza zakresem kompetencji pana Mietka. Komputery obsługujące linie technologiczne w różnych fabrykach najpierw zabrały mu możliwość wstawiania szyb – szyby zespolone wstawia fachowiec posiadający specjalistyczny sprzęt. Nie ma już w zasadzie w szkołach pojedynczych szyb wklejanych za pomocą kitu. Potem okazało się, że piec do CO też posiada dodatkowy panel do zaprogramowania parametrów sterowania pompami i czujnikami temperatury zewnętrznej i wewnętrznej. Do takich serwisowych spraw trzeba już wzywać specjalistę. Jeszcze klamkami konserwator rządzi, ale już nie tymi, które zespolone są z czytnikami kart – a i takie są w polskich szkołach.

Pan Mietek, fascynat technologii, wielokrotnie ratował komputer pani dyrektor usuwając wirusy, orientował się co to ten pendrajw i potrafił podłączyć drukarkę. I tu jednak dopadła go rewolucja: komputery pracują w szkolnej sieci, sieć udostępnia serwer, do serwera dopięty jest ruter z niewyobrażalną ilością ustawień, szkoła ma własne IP, stronę www i wewnętrzną chmurę. A i z zewnętrznej korzysta. I jakieś zabezpieczenia trza mieć. Nagle okazało się, że pan Mietek już nie ogarnia…

Nie znam dyrektora, który upierał się będzie przy naprawie szkolnego dachu przez własnego „pana Mietka”. Tak samo przy serwisie monitoringu szkolnego, kserokopiarki, wstawieniu okna. Nie znam dyrektora, który serwis centralki telefonicznej zleciłby „panu Mietkowi”. Jakoś wiemy, co może zrobić „złota rączka” a czego nie.

Znam za to wielu dyrektorów, burmistrzów, wójtów i prezydentów miast (nie wspomnę o ministrach) którzy nadal upierają się, że szkolne komputery mogą być przez „panów Mietków” administrowane i serwisowane. I że nie trzeba na to żadnych dodatkowych środków – „się zrobi”. We własnych urzędach na przykład na 50 komputerów utrzymują oni etaty dla dwóch techników-informatyków. Ich zdaniem jest to zasadne. Ale w szkole, w której pracuje 100 maszyn nie ma na to żadnego etatu. „Się zrobi”. Pan Mietek przecież jest. Etaty techników do obsługi sprzętu – bezzasadne.

Od lat, jako samozwańczy administratorzy i serwisanci szkolnych komputerów (co dostało nam się z powodu uczenia informatyki) prosimy i apelujemy: w szkołach potrzeba techników od sprzętu informatyczno-medialnego i sieci! My chcemy uczyć! W każdej szkole potrzeba PLANU informatycznej zmiany (o czym ZAWSZE na KAŻDEJ konferencji mówi np. Dariusz Stachecki, v-ce dyr. Gimnazjum w Nowym Tomyślu – konia z rzędem temu, kto WYKORZYSTAŁ tę wiedzę). Która szkoła może pochwalić się wieloletnim planem informatyzacji szkoły w zakresie infrastruktury sieciowej, sprzętu i szkolenia nauczycieli? Czy ktoś o tym w ogóle myśli? Coś mi się wydaje, że raczej nie dyrektorzy – większość działa nakazowo: jest zalecenie – robimy. Nie ma – nie dotyczy.

A zalecenia nie ma. A nie ma dlatego, że to dodatkowy etat. A na etat musiałyby być pieniądze. Dodatkowym kłopotem może być WIEDZA o faktycznym SKANSENIE TECHNOLOGICZNYM polskiej szkoły. Bo jak się wie, że mamy starocie, należałoby wymienić – czyli KOSZT!

Jak się obchodzi wykazywanie skansenu polskich pracowni informatycznych, czyli wykazanie, że jest po prostu świetnie? Tzw. polska „Cyfrowa szkoła“? Prostym pytaniem: ile jest w szkole komputerów? Ilu uczniów? Potem dzielimy i wychodzi 0,8 komputera na ucznia. POTĘGĄ JESTEŚMY!!! Czy jest w szkole internet? Jest. Czy wszystkie komputery mają podłączenie do internetu? Wszystkie. POTĘGA!!! A że Internet to 2 Mb/s dla całej szkoły i przeglądarka otwiera się na sprzęcie z 2006 roku 6 minut – kto o to zapyta? Kogo to interesuje? Wyłącznie uczniów i nauczycieli – reszta to papiery, w których wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Nauczyciele informatyki – spadkobiercy cyfrowych funkcji pana Mietka – dwoją się i troją, żeby utrzymać w działaniu cały ten skansen. Spuchnięte kondensatory na płytach głównych, dyski z bad-sektorami, nie wspierany windows XP, „darmowe“ (ale przecież nie dla instytucji edukacyjnych, ale o tym sza…) antywirusy, rutery „z Biedronki” (bo przecież działa…) – to codzienność. Całość stoi jako-tako tylko z tego powodu, że polski nauczyciel, „jak trzeba, to i na drzwiach od stodoły” – cytuję klasyka...

Drzwi mają jednak cechę, o której jakoś się nie wspomina – owszem, lecą, ale lotem koszącym. Nie wznoszą się, nie zakręcają, nie są szybowcem. Na końcu lotu ZAWSZE jest katastrofa.

Chciałbym poprzez blog Superbelfrów i portal Edunews uruchomić oddolny ruch remanentu w polskich szkołach – policzmy i pokażmy, że tzw. „Cyfrowa Szkoła” potrzebuje wsparcia etatowego w kształconych technikach informatykach, w wewnętrznych planach informatyzacji szkół czy rewitalizacji informatycznej, w rzetelnych szkoleniach nauczycieli. Przede wszystkim w zrozumieniu BEZWZGLĘDNEJ POTRZEBY takiej zmiany.

Pokażmy jaka jest nasza baza, na czym pracujemy, jaki mamy dostęp do szerokopasmowej sieci – pokażmy, że rządowego e-podręcznika w przeciętnej szkole nikt nie będzie używał nie dlatego, że nie chce, a dlatego, że zwykły nauczyciel po prostu NIE MA TAKIEJ MOŻLIWOŚCI!

***

Ministrowie, prezydenci, burmistrzowie, wójtowie – macie czas do września 2015 r., kiedy szkoły będą mogły zacząć już korzystać z darmowych e-podręczników. Może się okazać, że nie będą, bo nie zadbaliście o to, żeby miały odpowiednie warunki. Oczywiście będziemy rzetelnie informować o tym, w których szkołach cyfryzacja edukacji się nie powiodła z przyczyn wyżej opisanych. [dopisek redakcji EDUNEWS.PL]


Notka o autorze: Jacek Ścibor – trener IT, nauczyciel akademicki, nauczyciel informatyki w Zespole Szkół w Chrząstawie Wielkiej, założyciel Grupy Superbelfrzy RP. Ponad 25 lat doświadczenia w nauczaniu technologii informacyjnej w szkołach podstawowych, gimnazjach, szkole przy zakładzie poprawczym, Uniwersytecie w Białymstoku, projektach „unijnych”. Z zamiłowania majsterkowicz – więc projektant i wykonawca sieci szkolnych, autor wdrożeń e-dzienników, platform edukacyjnych i tablic interaktywnych w szkołach woj. Podlaskiego i dolnośląskiego. Rodowity zakopiańczyk, wychowany białostocczanin, obecny wrocławianin. Pierwotny artykuł ukazał się w Blogu SuperBelfrów i został poszerzony przez Marcina Polaka; licencja CC-BY-SA.