Wołanie o Wielkiego i jego Obecność

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Od kiedy pojawiły się poważne fundusze na polską edukację ze środków europejskich, mieliśmy do czynienia już z kilkoma rządowymi i ministerialnymi akcjami zakupu technologii edukacyjnych dla szkół. Za każdym razem tym działaniom towarzyszyły komunikaty, że oto polska szkoła w cudowny sposób jest właśnie modernizowana i następuje wielka dziejowa zmiana. Mijają lata i ciągle mamy do czynienia z podobnymi akcjami. Ale mam wrażenie, że tej zmiany na wielką skalę w szkołach ciągle jednak nie ma. Dlaczego tak się dzieje?

Chciałbym zabrzmieć bardziej optymistycznie niż refleksje Pana Roberta Raczyńskiego nad wykorzystaniem technik informatycznych i technologii w oświacie, zamieszczone w jego artykule. Niektóre z kwestii poruszyłem w Liście Otwartym na temat kształcenia informatycznego (czyli zajęć z informatyki), omówionym krótko w artykule w EduNews.pl o potrzebie szerszych zmian w kształceniu informatycznym.

Może się wydawać, że będę bronił MEN, ale chciałbym jedynie oddać „cesarzowi to, co jest cesarskie” i zaświadczyć, że nie zawsze MEN było „Wielkim Nieobecnym”, chociaż obecność resortu i jej szefów często polegała na wdrażaniu propozycji przygotowanych przez gremia złożone z profesjonalistów. Zaczęło się w 1985 roku od pierwszego programu nauczania informatyki w liceum opracowanym przez zespół PTI i zatwierdzonym przez MEN (wtedy MOW) – informatyka już nigdy nie zniknęła z podstaw programowych dla różnych etapów edukacyjnych. W tym samym roku rozpoczęła podróż po kraju konferencja "Informatyka w Szkole" współorganizowana przez MEN, z którą wędrowałem przez 20 lat. Obecnie, ale już bez formalnego udziału MEN, na UMK w Toruniu ma miejsce jej kontynuacja jako "Informatyka w Edukacji", której za dwa lata minie tyle samo lat. Od samego początku przez jakiś czas MEN inwestował w sprzęt komputerowy i darmowe szkolenia dla nauczycieli informatyki i innych przedmiotów.

Doceniając wagę informatyki i technologii, w 2002 roku została powołana w MEN Rada ds. Informatyzacji Edukacji – RIE (ostatnia nazwa). Niestety ta Rada w grudniu 2020 roku została odwołana przez obecnego ministra, a na jej miejsce została powołana Rada ds. Technologii Informacyjno-Komunikacyjnych w Edukacji i Szkolnictwie Wyższym w całkowicie innym składzie. Członkowie rady RIE współtworzyli kolejne podstawy programowe informatyki w tym aktualną, którą można uznać za ewenement na skalę światową. Wcześniej, kolejne podstawy doprowadziły w szkołach do sytuacji, w której w każdej klasie były zajęcia z komputerami lub informatyka i pod koniec 2015 roku rada RIE zaproponowała nową podstawę programową dla tych zajęć pod jednolitą nazwą informatyka (edukacja informatyczna w 1-3, bo na tym etapie edukacyjnym wszystkie „przedmioty” to „edukacja”). Nowa podstawa została zatwierdzona w 2017 roku dla szkół podstawowych i w 2019 dla szkół ponadpodstawowych. Nie miejsce tutaj, by charakteryzować tę podstawę, warto tylko dodać, że tworzy ona warunki programowe dla spiralnego (przyrostowego) rozwoju wiedzy, umiejętności i kompetencji wszystkich uczniów w zakresie informatyki i jej zastosowań przez 11-12 lat w szkole i przy okazji w odpowiednim kontekście umieszcza algorytmikę i programowanie komputerów, by m.in. na właściwym poziomie odnieść się do popularnego, zwłaszcza poza szkołą, kodowania.

Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest brak świadomości i decyzji w MEN, że propozycjom programowym i inwestycjom w sprzęt powinna towarzyszyć oprawa metodyczna i przygotowanie nauczycieli. Konferencja Edukacja dla przyszłości, na której oparł swoją wypowiedź Robert Raczyński, jest jedną z bardzo wielu inicjatyw oddolnych w kraju, które jednak moją cechę pospolitego ruszenia nauczycieli – aktywność mile widziana, ale ile nowego wnoszą takie spotkania poza wymianą myśli i pomysłów między nauczycielami? Według mnie niewiele, poza może przybliżeniem nowych ofert firm technologicznych, ale to jest komercja. Ostatnio MEiN wydało miliard złotych na Laboratoria Przyszłości, ale ani grosza na przygotowanie nauczycieli, by potrafili tworzyć je w szkołach.

W przypadku informatyki, uczelnie nie kształcą nauczycieli informatyki, bo nikt nie daje uczelniom za to punktów przy akredytacji a lata zaniedbań (w MEN i MNiSzW) doprowadziły do tego, że nie ma kto prowadzić takich zajęć z nauczycielami i gdy znalazły się w MEiN pieniądze na prowadzenie darmowych dla nauczycieli studiów podyplomowych z informatyki, trzy najlepsze w kraju kierunki informatyczne nie podjęły się prowadzenia takich studiów (są prowadzone przez 6 innych uniwersytetów). Za to jak grzyby po deszczu różne firmy „tego i owego” proponują kwalifikacyjne studia podyplomowe z informatyki dla nauczycieli prowadzone w trybie zdalnym – to sprawa dla prokuratora.

A teraz, jak zmienić aktualną sytuację? Diagnozę postawił Seymour Papert, gdy komputery dopiero raczkowały w szkołach. W 1980 roku, pisząc w swoich „Mindstorms” (Burzach mózgów) entuzjastycznie o Logo, jako języku komunikacji dzieci z komputerem był przekonany, że komputery plus Logo wzbogacą edukację. Dekadę później, w kolejnej swojej książce, był rozczarowany, że tak się nie dzieje, a szkoły z wielkim oporem przyjmują jego idee i stosują komputery „próbując usprawnić XIX-wieczny transport przyczepiając silniki odrzutowe do drewnianych wozów (ang. trying to improve XIX century transportation by attaching jet engines to wooden wagons”. Zwrócił także uwagę na inny powód braku sukcesu „użycie nauczania wspomaganego komputerowo jako nowej techniki nauczania tego samego starego programu nauczania" (ang. using computer aided instruction as a new technique for teaching the same old curriculum).

Można liczyć na różne czynniki, jak entuzjazm nauczycieli, potrzebę korzystania, konieczność zawodową itp., ale to niewiele zmieni. Potrzebny jest Wielki, ale Obecny, używając terminologii Pana Roberta. Zmieniliśmy podstawę informatyki na bardzo nowoczesną, ale na przykład zabrakło tego Wielkiego, a informatycy nie potrafili przekonać autorów podstawy np. fizyki i matematyki, by chociaż pojawił się w nich komputer – jest tylko kalkulator i tablice matematyczne (na papierze). To średniowiecze technologiczne! A przecież chodzi o sposoby „uprawiania” tych dziedzin z wykorzystaniem współczesnych rozwiązań, nie wspominając już o związkach tych przedmiotów z informatyką. Podobnie jest z innymi przedmiotami w mniejszym lub większym stopniu.

Robert Raczyński pisze, że „nowinki technologiczne są zawsze najpierw absorbowane przez armie i rozrywkę, a dopiero później uwzględniane jako wyznacznik technicznej dojrzałości społeczeństwa.” Niezupełnie, na ogół w następnym kroku trafiają do edukacji, ale jest znakomity przykład, że może być odwrotnie i to z powodzeniem. W artykule Jak wbudować technologie w obszary kształcenia wspominam o urządzeniu, które może ostrzegać jelenie, by nie wbiegały na jezdnię, gdy nadjeżdża samochód – zachęcam uczniów i nauczycieli by je budowali. Bazuje ono na niewielkiej płytce BBC micro:bit – cena ok. 120 zł, która zawojowała świat – jest w rękach 60 mln uczniów. A powstała decyzją rządu brytyjskiego jako gadżet wybitnie edukacyjny po tym, jak w 2012 roku minister edukacji – tam Wielki i Obecny – zapowiedział (cytuję z pamięci), dość tej nudnej technologii i tego siedzenia przed klawiaturą i monitorem, wprowadzamy rygorystyczną informatykę do wszystkich szkół i uczniowie mają tworzyć własne „komputery”. W roku 2015 wszyscy jedenastolatkowie otrzymali od rządu UK taką płytkę. Wróciłem wtedy z Londynu z taką płytką i pokazałem ją pani minister – żadnej reakcji, przeszła obok. Podobnie, płytka nie zrobiła wrażenia na kilku informatykach z PTI. Nie znalazł się żaden Wielki i Obecny, by podchwycić ten pomysł. Dzisiaj po latach starań jest strona internetowa tego układu po polsku, ale do szkolnych klas nadal droga daleka.

W każdym z powyższych przypadków: podstaw programowych, kształcenia i doskonalenia nauczycieli, czy takich inicjatyw jak płytka micro:bit potrzebny jest Wielki Obecny z naciskiem na Obecny, a wielkość powinni mu zapewnić odpowiednio dobrani specjaliści. Jak pisałem w Liście Otwartym – kształcenie i doskonalenie nauczycieli powinno być bezwzględnym priorytetem i obowiązkiem uczelni publicznych. Nauczyciel to najważniejszy zawód dla dobrobytu i przyszłości społeczeństwa i obowiązkiem Państwa jest zagwarantowanie wysokiego poziomu edukacji. Podobnie, podstawa programowa powinna być rezultatem konsensusu specjalistów patrzących holistycznie na sylwetkę ucznia, a tymi specjalistami powinien pokierować ten Wielki, by podstawa nie była zlepkiem partykularnych, często ograniczonych interesów poszczególnych dziedzin. A jeśli chodzi o taki gadżet jak płytka micro:bit, to Wielki Obecny powinien jeszcze być Otwarty na wszystko, co wokół niego. We wszystkich powyższych przypadkach, Obecność Wielkiego powinna przejawiać się w jego konsekwentnych decyzjach i działaniu oraz monitorowaniu efektów w szkołach, najlepiej za pomocą niezależnych od niego instytucji.

O autorze: Profesor Maciej M. Sysło jest matematykiem i informatykiem, obecnie pracuje w Warszawskiej Wyższej Szkole Informatyki. Od prawie 30 lat, wraz z zespołami w  Uniwersytecie Wrocławskim i na UMK w Toruniu, kształtuje edukację informatyczną w polskich szkołach: autor podstaw programowych, podręczników, poradników, oprogramowania edukacyjnego; organizator konferencji krajowych i międzynarodowych, prelegent i wykładowca.

 

Przeczytaj także: