Rodzice rodzą się z kapusty

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

W naszych szkołach mamy wieczny problem z rodzicami. Są oni roszczeniowi, „bezstresowo” wychowują swoje dzieci, dzieci wchodzą im na głowy, rozpuszczają, fatalnie komunikują się ze szkołą, mają w głębokim poważaniu uwagi nauczycieli. Rodzice często gęsto czepiają się wszelkich aktywności, które wykonuje nauczyciel. Ich wątpliwości bywają uzasadnione, ale w większości przypadków całkowicie odstają od realiów szkolnych…

Można powiedzieć, że większość problemów szkolnych wynika właśnie z winy rodziców. To stwierdzenie jest oczywiście w dużej mierze prawdziwe. Ale… wróćmy do tematu tego wpisu.

No właśnie … obecni rodzice nie wykluwają się z kapusty. Tak jak i wielu poprzednich, są „produktami” systemu szkolnego. Co ciekawe, obecni rodzice uczęszczali do szkoły, w której „szacunek do nauczyciela” był na dużo wyższym poziomie. Szkoły, w której nauczyciel miał znacznie więcej do powiedzenia w kwestii dyscypliny i wychowania. Nauczyciel miał władzę i narzędzia, które mogły mu pozwolić na takie kształtowanie postaw dzieci i młodzieży, aby w przyszłości wyrośli na dumnych obywateli oraz wspaniałych rodziców. Wspaniałych nie tylko z punktu widzenia swoich dzieci… ale również i z punktu widzenia szkoły.

Co ciekawe… szkoła obecnych rodziców była szkołą, w której nie było wskazywanego m.in. przez IBE problemu negatywnej selekcji do zawodu nauczyciela. Zatem w zawodzie pracowali najlepsi specjaliści, ludzie z pasją i kompetencjami. Te osoby miały wpływ na dzieci i młodzież niejednokrotnie od przedszkola do 18 roku życia … i dalej w czasie studiów. Uczniowie spędzali w szkole naprawdę wiele czasu. Nauczyciele oddziaływali na swoich uczniów również poza szkołą. Wiadomo, że młodzież kiedyś była dużo bardziej ambitna i znacznie chętniej pracowała w domu realizując zadania domowe czy przygotowując się do lekcji.

Ostatecznie… trzeba postawić bardzo ważne pytanie. Kto i co wpłynęło na tych naszych obecnych rodziców, że zachowują się tak jak się zachowują?

Odpowiedź może być oczywista – pęd życia, ambicje, pogoń za pieniędzmi i nowe technologie, które wdarły się do każdego domu… a nawet do łóżek i kołysek.

Z drugiej strony warto zadać pytanie i uderzyć się bardzo mocno w swoje piersi. Co zrobiliśmy, by przeciwdziałać temu efektowi? Jak przygotowaliśmy tych ludzi do wyjścia w świat dorosłych? Czy przez przypadek nie za bardzo skupialiśmy się na analizie efektu Dopplera, twórczości pozytywistów czy algebrze matematycznej, a zbyt mało czasu poświęciliśmy naszym uczniom na edukację dotyczącą wychowania, rozwoju młodego człowieka, empatii, szacunku i budowania relacji?

Warto też zastanowić się nad tym, w jaki sposób wygląda relacja rodziców ze szkołą oraz rodziców ze sobą. Z czego może wynikać tak znacząca niechęć wielu rodziców do szkoły? Z czego wynika kwestionowanie jakości kształcenia i form weryfikacji wiedzy?

Jest takie powiedzenie: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Młodzi ludzie w czasach szkolnych mieli styczność z różnymi nauczycielami. Byli zarówno ci super inspirujący, jak również nudni i nieporadni. Wielu osób w jakimś etapie swojego życia doznało różnych krzywd, czy to ze strony nauczycieli, kolegów z klasy, czy też własnych rodziców (którzy nic nie rozumieli). Co ciekawe dobrze wiemy, w jaki sposób radziliśmy sobie ze szkołą. Mamy jeszcze relatywnie świeże wspomnienia dotyczące kombinacji i manipulacji, które sami uprawialiśmy.

Z drugiej strony mamy obecnie dostęp do olbrzymich pokładów wiedzy z każdego krańca świata. Są tam informacje sprawdzone i nie tylko. Rodzice przygotowując się do rodzicielstwa … studiują różnorodne fora, portale społecznościowe (Juniorowo, Mamadu, Blog Ojciec itp.) i grupy dyskusyjne (np. Jestem tatą). Zaczyna się oczywiście już w okresie ciąży, gdy wyczuwamy jakąkolwiek anomalię lub obawiamy się nieznanego. Rodzice w wielu przypadkach bardzo mocno związują się ze swoimi dziećmi, szczególnie w sytuacji, gdy na jakimś etapie musieli mierzyć się z jakimikolwiek cięższymi wyzwaniami… lub dziecko, które się urodziło jest bardzo długo wyczekiwanym skarbem.

Rodzice stają się mocno „Mojodzieckocentryczni”.

Ich dzieci stają się w centrum ich uwagi. To ich dzieci są najważniejsze i każda krzywda, która mu się wydarzy jest traktowana jako powód do wielkich debat. Jeden chłopczyk pociągnął mojego synka w przedszkolu za siusiaka… oczywiście trzeba wezwać policję lub co najmniej kontrolę z kuratorium, bo jak to jest, że dzieci chodzą w przedszkolu same do toalety.

Tworzymy wokół naszych dzieci pewną bańkę. Staramy się je uchronić przed płaczem i krzywdą, która może je spotkać, ale przecież to potknięcia i zadrapania na kolanie są naszym najlepszym nauczycielem. Małe dzieci nie są z natury złe. One czasami po prostu się uczą lub zwyczajnie nigdy nie miały styczności z innymi dziećmi. Stąd nie potrafią wyczuć odpowiedniej siły w relacjach z rówieśnikami. Albo jest po prostu nieporadne i brak im wyobraźni przestrzennej - stąd zdarzają się różne wypadki.

"Moje dziecko jest oczywiście najważniejsze" i wszelkie problemy, które mu się przytrafiają analizują z każdej możliwej strony. W czasie swojej analizy nakładają na te problemy dwa dodatkowe wzmacniające filtry. Swoje własne doświadczenia szkolne … i perspektywę tych „najgorszych” nauczycieli oraz drugi w postaci wiedzy, którą chłoną z Internetu. W związku z tym nawet błahe problemy przybierają formę olbrzymich patologii.

Dobra… załóżmy, że nasi poprzednicy zawalili sprawę i nie przygotowali tych rodziców do funkcjonowania w społeczności szkolnej. Cóż możemy począć?

Pedagogizacja rodziców!

Albo może prościej. Otwarta rozmowa z rodzicami na temat różnych problemów. Edukacja rodziców w temacie dynamiki grupy i co najważniejsze … na temat całkowicie naturalnych dla danego wieku zachowań społecznych. Uświadomienie rodzicom tego, że grupa, którą tworzą ich dzieci jest to zbiór całkowicie różnych od siebie dzieci, zarówno pod względem talentu jak i sposobu bycia, rozwiązywania problemów czy budowania relacji. Ta różnica jest oczywiście olbrzymim problemem. Niejednokrotnie zdarzy się tak, że ktoś będzie pracował przez jakiś czas poza swoją naturalną strefą komfortu. Jednak ta różnorodność to podstawa do budowania wspaniałych zespołów. Wychodzenie ze strefy komfortu pozwala nam docenić innych.

Jakiś czas temu miałem przyjemność spotkania Jarka Pytlaka (Wokół szkoły), który pokazał mi swoją szkołę. Byłem również świadkiem prowadzonego przezeń zebrania z rodzicami dzieci, które mają rozpocząć kształcenie w szkole przez jego prowadzonej. To zebranie było czymś naprawdę wspaniałym. Dlaczego? Bo rodzice dowiedzieli się o filozofii, która stoi za jego szkołą. Filozofii, która stawia rozwój społeczny młodzieży oraz ich inicjatywność ponad wynikami egzaminacyjnymi. Moim skromnym zdaniem taka szczerość i otwartość daje szansę na możliwość budowania wartościowych relacji rodziców ze szkołą.

Oczywiście praca z rodzicami jest procesem, który wzmacniamy każdą interakcją. Zebrania bądź jakiekolwiek inne wydarzenia są w tym względzie kluczowe. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że sukces w relacjach z rodzicami możemy osiągnąć tylko wtedy, gdy wszyscy będziemy w stanie spojrzeć wspólnie na naszą społeczność klasową czy szkolną. Musimy też wiedzieć, że zaangażowanie uzyskamy również wtedy, gdy stworzymy rodzicom szansę współodpowiedzialności za naszą klasę/szkołę.

Jest to praca z początku ciężka, ale przynosząca wiele korzyści dla każdego. Jednym ze wspaniałych przykładów jest praca, którą w swojej klasie realizuje m.in. Martyna Tarnowska. Rodzice tworzą społeczność, która spotyka się regularnie … nie tylko po to, by rozmawiać o kolejnych problemach ich dzieci. Podczas spotkań rodzice rozmawiają i jednocześnie pomagają w tworzeniu pomocy dydaktycznych na zajęcia.

Oczywiście istnieje wiele narzędzi pracy z rodzicami. Najważniejsze w tym jest jednak umiejętność postrzegania tego jako procesu. Procesu prowadzonego w sposób przemyślany i świadomy. Proces, w który warto zaangażować również innych nauczycieli. Jeżeli ktoś jest chętny, by poznać różne narzędzia i zastanowić się nad wypracowaniem rozwiązania dla swojej społeczności to oczywiście chętnie pomożemy.

Na koniec ostatnia mądrość ludowa i refleksja.

Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. W związku z tym już teraz mamy szansę wspólnie wpływać na naszą przyszłość. Rodzice są jacy są… ale co robimy, by dzieci, które chodzą do naszych szkół w przyszłości były wspaniałymi partnerami wspólnie budującymi harmonijną społeczność szkolną?


Rysunek: Ewa Gawlik

 

Notka o autorze: Wojtek Gawlik jest rodzicem, nauczycielem, inspiratorem edukacyjnym. Prezes fundacji Edu Klaster. Fascynuje go budowanie społeczności i czerpanie z ich synergii. Pracując z rodzicami i nauczycielami skupia się główne na kreatywności, pracy zespołowej oraz przedsiębiorczości. Tworzy pomoce dydaktyczne, które pomagają doświadczać edukacji.