W Australii z fajerwerkami rozpoczął się koniec świata...

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Tradycyjnie witamy Nowy Rok z nadziejami, patrząc raczej optymistycznie, że tym razem uda się to, czego nie starczyło w mijającym roku. Rozpoczął się nowy rok, 2020. Rozpoczyna się także trzecia dekada XXI wieku. Początek nowego świata? Taki przynajmniej napis pojawił się na okładce noworocznego Tygodnika Powszechnego. W każdy nowy rok wchodzimy z nadzieją, że spełnią się niezrealizowane marzenia, że będzie dobry a nawet lepszy od mijającego. Ostrożne nadzieje mam i ja, choć podszyte są pesymizmem, smutkiem i obawami. Może to kwestia wieku biologicznego, a może efekt obserwacji świata.

2020 to ostatni rok Dekady Bioróżnorodności ONZ. Najpierw był Rok Bioróżnorodności, który ONZ ogłosiła w 2010 roku. Problem okazał się znacznie głębszy i poważniejszy, dlatego ogłoszono Dekadę Bioróżnorodności. Rozpoczął się właśnie ostatni rok tego dziesięciolecia. Czy udało się zwrócić uwagę świata na zagrożenie znikania różnorodności biologicznej z Ziemi? Jesteśmy świadkami ciągle przyspieszającego wymierania gatunków. Naukowcy alarmują już od dłuższego czasu. Ale w społeczeństwie wyraźnych efektów i zmiany postaw najwyraźniej brak. Homo sapiens nie potrafi dostrzec, że ochrona bioróżnorodności to ochrona samego człowieka i jego cywilizacji. Jesteśmy częścią globalnego ekosystemu, powiązani jesteśmy relacjami z innymi gatunkami i ekosystemami. Tak jak wielka układanka klocków domino. Jeden się przewróci i pociąga za sobą falę kolejnych wywrotek.

 

Tymczasem w Australii z fajerwerkami rozwija się koniec naszego świata: New South Wales Rural Fire Service, służba pożarnicza Sydney, wydała zgodę na przeprowadzenie podczas imprezy sylwestrowej hucznego pokazu fajerwerków. Choć cały region Południowej Walii objęty jest zakazem odpalania sztucznych ogni – dla Sydney zrobiono wyjątek. Decyzji sprzeciwia się część opinii publicznej. Hucznie i z "tradycyjnymi" pokazami sztucznych ogni. Wobec rekordowych pożarów szalejących w Australii taki fajerwerkowy Nowy Rok nasuwa skojarzenia z orkiestrą grającą na Tytaniku...

Trudno pisać o początku, jakimś symbolicznym przejściu. Po prostu kolejny rok rekordowych upałów i zwiększona liczba pożarów australijskiego buszu i lasów eukaliptusowych. Nie pożary są nowe ale ich skala oraz kolejne rekordy temperatury. Pożary australijskiego buszu są zjawiskiem naturalnym, co roku występują. Wiele gatunków roślin nawet przystosowało swoje cykle życiowe do ogniowych zaburzeń. Nowa jest jedynie skala. A wszystkie dane naukowe wskazują, że proces ten będzie szybko się nasilał.

Po cichu wciąż liczę, że skala katastrof w końcu obudzi mądre reakcje ludzi, że będzie wreszcie jakieś opamiętanie. To jest mój promyk nadziei na nowy 2020 rok...

Na Tytaniku były i przyrządy i ludzie i mocne silniki by zapobiec katastrofie. Nikt nie słuchał komunikatów z ostrzeżeniami. I niezatapialny statek zatonął po zderzeniu z górą lodową, która nie pojawiła się nagle i niespodziewanie. Wcale nie musiał zatonąć, katastrofa była do uniknięcia. A orkiestra grała do końca... Pazerność i chciwość lobby węglowego na antypodach jest tylko symbolem. Australijski rząd należy do negacjonistów antropogenicznego ocieplenia klimatu. W przemyśle węglowym widzą interes ekonomiczny. Chęć zysku i egoizm, niestety krótkookresowy. Na Tytaniku były miejsca droższe, dla bogatszych, z wygodniejszymi kajutami, z luksusem i zapewnieniem miejsca w szalupach ratunkowych. Czy to ich ocaliło? Jeśli dojdzie do katastrofy, to wszyscy odczują negatywne skutki. Z masowym wymieraniem ludzi włącznie.

A oto relacja z Australii, innego końca świata nie będzie. Tylko ten, powoli się rozwijający. Dojrzewający jak ser pleśniowy:

W ślad za rozdrażnieniem przychodzi cierpliwe, stoickie racjonalizowanie. To dobrze, że dostaliśmy tę lekcję. Coś nam uświadomi. Wkrótce dobiegnie końca. Tak myśleliśmy parę tygodni temu. Lecz cierpliwość została zastąpiona przez ponurą, wzbierającą grozę. Boimy się, że gehenna minie nieprędko. Przypomina to karmę. Przed tym ostrzegali nas naukowcy; błagali przez te wszystkie lata o opamiętanie. Prognozy się ziściły. A będzie jeszcze gorzej. W naszych telefonach jest aplikacja „Pożary w mojej okolicy”. Korzystając z opcji zoomu, staram się nie wychodzić poza strefę 50 kilometrów. Łatwo można wpaść w panikę. Mnóstwo ikonek ognia. Nakładają się na siebie. Kilka tygodni po aktywacji prawie połowa z nich nadal opatrzona jest komentarzem „Poza kontrolą”. Pomniejszenie obrazu ujawnia egzystencjalny horror rzeczywistego znaczenia tego faktu. Przynosi też uczucie wstydu, że nam mieszczuchom udało się ignorować to, co ludzie w innych regionach kraju znoszą od lat. Robiliśmy to nawet wtedy, gdy pisaliśmy listy, przekazywaliśmy datki i uczestniczyliśmy w protestach przeciwko niedoborom wody, masowym zgonom ryb, burzom pyłowym czy wymieraniu. Zajmowaliśmy się tym wszystkim w naszych umysłach. Dopiero zasypianie i budzenie się z posmakiem popiołu w ustach pozwala ci zrozumieć na fizjologicznym poziomie, czym jest prawdziwy lęk. (źródło)

Australia jest trzecim krajem, co do ilości, z którego importujemy węgiel. Australijski kapitał, jeśli dobrze pamiętam, także i w Polsce chce budować nowe kopalnie węgla, na Polesiu, zagrażając poziomowi wody i ekosystemom Poleskiego Parku Narodowego. Współczesna Polska należny do denialistów klimatycznych, hołubiących węgiel. 30 mld zł - tyle w latach 2013-18 dopłaciliśmy do przestarzałej energetyki węglowej. Za pieniądze włożone w węgiel można by postawić w Polsce elektrownię jądrową albo dwie farmy wiatrowe na Bałtyku. (źródło)

Mamy bezśnieżną zimę i bardzo suchy rok za sobą. Raczej nie odnowią się w całości zasoby wody w Polsce, zatem będziemy mieli kolejny rok ciepły i suchy, z suszami w rolnictwie (i związanymi z tymi stratami), a być może większymi niż dotychczas pożarami lasów. Ale pierwszym mocniejszym sygnałem katastrofalnych zmian będzie... brak prądu. Energetyka węglowa potrzebuje wody. Dużo wody. Jak jej zabraknie, to staną elektrownie. A inwestycje w Polsce w nowe technologie i pozyskiwanie energii ze źródeł odnawialnych są mocno zapóźnione. Schlebiamy lobby węglowemu i szykujemy sobie twarde i bolesne lądowanie.

Rozpoczyna się nowy rok i za razem nowa epoka. Jaki on i ona będą? Czy dostrzeżemy wreszcie, że nie można oddychać pieniędzy? Ani ich jeść?

 

Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.