Polacy, jakoś to będzie

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Różni ludzie wypowiadają się dzisiaj na temat powrotu uczniów do szkół. Czynią to prywatnie, z punktu widzenia rodzica, nauczyciela lub po prostu obywatela, albo służbowo, z pozycji wysokiego urzędnika państwowego odpowiedzialnego za edukację. Zabieram głos i ja, szeregowy dyrektor szkoły. Pragnę w tym miejscu wyjaśnić, co mnie najbardziej boli w niektórych wypowiedziach.

Zwracam się do wszystkich, którzy uważają, że pandemia jest wymysłem powołanym do życia przez polityków i/lub wielkie koncerny medyczne, banki albo inne korporacje, w jakiejś niewątpliwie mrocznej intencji. Wymysłem bezmyślnie nakręconym przez media, dla których liczy się tylko klikalność i liczba odbiorców, bez względu na ogromne szkody społeczne i ekonomiczne. Którzy uważają, że zagrożenie COVID-19 jest znikome, a już dzieci nie dotyczy zupełnie:

Nie dziwcie się, że czuję obawę!

Każdy nauczyciel, a tym bardziej dyrektor szkoły ma świadomość, że bezpieczeństwo uczniów jest najważniejsze. Nie mam prawa zakładać, że pandemia to fikcja, albo że będzie dobrze tylko dlatego, że ministerstwo wydało wspaniałe przepisy, które nas obronią. Moje obawy nie biorą się z naiwności, ani z tchórzostwa, tylko z poczucia odpowiedzialności.

***

Chciałbym, żeby moje słowa dotarły do tych, którzy twierdzą, że skoro normalnie funkcjonują sklepy, można organizować wesela na 150 osób, a dzieci biegają stadami po nadmorskich deptakach, nie zachowując dystansu społecznego, to równie dobrze mogą wszystkie pójść do szkół, a jeśli ktoś ma obawy, to znaczy, że albo jest nadwrażliwy, albo nie chce mu się pracować.

Szkoła to nie sklep, ani przyjęcie weselne!

Nie porównujcie szkoły do sklepu czy przyjęcia weselnego! Klient spędza w sklepach, najczęściej różnych, może godzinę, może dwie dziennie. Uczeń w szkole, cały czas w tym samym miejscu – o wiele więcej. Żadne wesele nie trwa pięć dni w tygodniu po kilka godzin. Moje obawy biorą się ze świadomości, że szkoła jako miejsce, w którym przez wiele godzin w dużym zagęszczeniu przebywają ludzie, przypomina kopalnię. A wiem, jak szeroko rozniosły się zakażenia COVID-19 wśród górników.

***

Chciałbym zaapelować do szefów Ministerstwa Edukacji Narodowej, którzy najwyraźniej są przekonani, że cała mądrość w polskiej oświacie mieści się w gmachu tego urzędu:

Zacznijcie wreszcie słuchać!

Słyszę zapewnienia pana ministra, jak to rząd zadbał, żeby dzieci były w szkołach bezpieczne. I wiem, że rząd o nic nie zadbał, poza przygotowaniem kilku przepisów, z których wynika, że o wszystko zadbać ma dyrektor szkoły. Oczywiście uczynię w szkole co w mojej mocy, ale dlaczego konsultacje projektów rozporządzeń są fikcją, dlaczego władze nie liczą się z opiniami środowiska oświatowego, dlaczego nikt nie słucha choćby wołania o ograniczenie podstawy programowej? Moje obawy biorą się z poczucia, że udzielona dyrektorowi szkoły autonomia w obliczu COVID-19 ma na celu jedynie zdjęcie odpowiedzialności z władz, które wcześniej zdemolowały polską edukację, a teraz nie mają pomysłu na konstruktywne działania w kryzysowej sytuacji.

***

Zachodząc w głowę, jak na własnym podwórku zapewnić uczniom możliwie bezpieczny powrót do szkoły, mam przemożne wrażenie, że naczelnym hasłem polskiej oświaty stało się już na dobre „Jakoś to będzie!”.

 

Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.