Wyjście z nerw

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Mniej więcej na początku grudnia zacząłem pisać artykuł pod tytułem „To chyba jest trochę jak wojna…”, o swoich odczuciach po blisko dwóch latach kierowania szkołą w czasie pandemii. Napisałem wtedy bardzo niewiele:

Nie wiem, jak wygląda wojna. Nie wie tego znakomita większość Polaków, podobnie jak ja żyjących w najdłuższym w dziejach naszego kraju okresie pokoju. Ci, którzy mogą mieć jakieś pojęcie o wojnie, doświadczenie z lat dorosłego życia, pozostali już tylko bardzo nieliczni i wiekowi. A sam koszmar II wojny światowej zamienił się w komiks z bohaterskimi powstańcami, partyzantami i zdobywcami Monte Cassino. Bez śladu tego, o czym można przeczytać w pisanych w owym czasie na świeżo opowieściach naocznych świadków: codziennego strachu, beznadziei i poczucia bezsilności wobec losu.

Coś więcej o wojnie wiedzą niestarzy jeszcze weterani z Iraku i Afganistanu. Ale ich wiedza jest specyficzna – z punktu widzenia żołnierza. Wojna jest wszakże jeszcze większym koszmarem dla cywilów…

Właściwie nie wiem, dlaczego tego tekstu nie pociągnąłem dalej. Może uznałem, że sprawa Lex Czarnek jest pilniejsza? Może po prostu zobaczyłem światełko w tunelu, bowiem od kiedy nieco więcej dowiedziałem się o Omikronie – bardziej zaraźliwym ale zdecydowanie mniej zabójczym wariancie SARS-Cov-2 – intuicja biologa pozwoliła mi uwierzyć, że pandemia zbliża się do końca. A kiedy wreszcie 21 lutego wszyscy wróciliśmy do szkoły, poczułem coś na kształt wyzwolenia.

Pokój w mojej głowie trwał dokładnie trzy dni, a potem Rosja zaatakowała Ukrainę i ponownie poczułem się trochę jak na wojnie.

Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie ma żadnego porównania sytuacji w Polsce z realnym doświadczeniem okropności wojny, jakie dotyka mieszkańców Ukrainy. Oni przeżywają koszmar, ja jedynie czuję obawę, że wojenny wir wciągnie w końcu cały świat. Tym niemniej, drugi raz w ciągu krótkiego czasu stanąłem w swojej pracy wobec wyzwania, o którym nigdy wcześniej mi się nie śniło. Jak rozmawiać z uczniami o wojnie? Jak reagować na ich lęki, na obawy dorosłych – nauczycieli i rodziców? W jaki sposób działać w obecnych okolicznościach, by nie zastygnąć we frustrującej bezczynności? Jak przekonać siebie i innych, że to, co było ważne w szkole przed pandemią – od zwykłych lekcji, przez wiele różnych imprez, na przygotowaniach do egzaminu ósmoklasisty kończąc, nadal jest ważne i powinno biec własnym trybem? A może nie jest ważne?

Cóż, na żadne z powyższych pytań nie znalazłem zadowalającej odpowiedzi. Jako trybut dla normalności przeprowadziliśmy głosowanie w ramach szkolnego budżetu partycypacyjnego. Ponad połowa z ponad sześciuset oddanych głosów padło na zakup nowych, wygodniejszych krzeseł do pracowni informatycznej. Równocześnie gromadziliśmy dary na rzecz uchodźców z Ukrainy, które akurat dzisiaj w kawalkadzie trzech dużych samochodów pojechały do Hrubieszowa, do którego trafia wielu po przekroczeniu granicy. Przyjęliśmy ucznia z Ukrainy, szykujemy miejsce dla kolejnej dwójki, co jest oczywiście kroplą w morzu potrzeb, ale też pewnym wysiłkiem logistycznym w naszej bardzo ciasnej placówce.

Śledzę doniesienia z frontu i równocześnie zmuszam się do w miarę normalnego myślenia o tym, co będzie w szkole jutro, za miesiąc, czy w przyszłym roku. Poczucie obowiązku, by nie zawieść tych, którzy na mnie liczą, jest dużym ciężarem. Myślę, że podobne odczucia ma w obecnej sytuacji wielu innych dyrektorów szkół. Tym bardziej złości obecna aktywność ministra Czarnka. Już na podstawie pandemii można było przewidzieć, że w trudnej sytuacji nasza oświatowa władza okaże się kompletnie bezradna, a zarazem absolutnie z siebie zadowolona. Okazało się bowiem, że wobec spodziewanego napływu setek tysięcy ukraińskich dzieci nasz system szkolny jest doskonale przygotowany. Na dowód tego podano, jakie wspaniałe przepisy umożliwiają ich włączenie do polskiej edukacji – prezentując zapisy, które są już od dawna, i od dawna nie wystarczają nawet na potrzeby tych 60 tysięcy małych cudzoziemców, którzy już wcześniej przebywali w Polsce. A teraz mają wystarczyć dla pięcio- lub ośmiokrotnie większej liczby nowych uczniów, często nieznających języka, przy niedoborze i frustracji polskich nauczycieli…

Pamiętam z lat młodości kolegę z podwórka, który czymś rozzłoszczony miał zwyczaj informować otoczenie, że „jak wyjdzie z nerw, to przyłoży”, Czasem zresztą spełniał tę obietnicę. Biorąc pod uwagę swój stan psychiczny, patrząc na działania ministra, jestem na krawędzi wyjścia z nerw. Nóż mi się w kieszeni otwiera (uwaga, to metafora!) na buńczuczną zapowiedź Lex Czarnek 2.0, choć w ostatnich dniach życie jak na dłoni pokazało, jak ważne dla edukacji są organizacje pozarządowe. Na ciągłe dogryzanie nauczycielom, którzy nie dali się nabrać na jego oszukańczą podwyżkę bez podwyżki, i na zmiany zapowiadane w tym zakresie „bez oglądania się na związki zawodowe”. Na ciągle prześladującą ministra wizję lewaków i neomarksistów, w której mieści się każdy, kto nie akceptuje dążenia do państwowego monopolu na edukację.

Będąc na wspomnianej wyżej krawędzi trafiłem na list napisany przez moją koleżankę po fachu, panią Jolantę Gajęcką, dyrektorkę Szkoły Podstawowej nr 2 im. Św. Wojciecha w Krakowie, placówki publicznej o tradycji liczonej w dwóch setkach (!) lat. Pani Jolanta już wcześniej dała się poznać ze swoich krytycznych listów do ministra. Tym razem jednak, w obliczu pozorowanych działań władz oświatowych w związku z napływem młodocianych uchodźców z Ukrainy, najwyraźniej wyszła z nerw. Napisała tak dobitnie i tak soczyście jak nigdy wcześniej. Ale nie dla walorów językowych ani chęci rozładowania własnych emocji postanowiłem tutaj ów list zacytować. Są trzy inne, ważne powody.

Po pierwsze, bo w pełni się pod nim podpisuję.

Po drugie, bo zawiera prosty, jasny i wykonalny plan działań, jakie powinny podjąć władze oświatowe, stworzony przez osobę, która od lat zajmuje się w swojej placówce kształceniem dzieci cudzoziemskich. Może stanowić wzorzec metra działania władz oświatowych w sytuacji kryzysowej.

Po trzecie wreszcie, bo kolportowany jest na fejsbuku, a ja chciałbym, żeby poznały go także osoby nie korzystające z tego serwisu społecznościowego. Wiem, że jest takich sporo w gronie Czytelników "Wokół szkoły".

Zapraszam zatem do lektury, z sugestią, by nie gorszyć się potocznością i dosadnością języka. Pan minister Czarnek doprowadza do wyjścia z nerw ludzi nawet skądinąd spokojnych i kulturalnych. A Autorkę proszę, żeby przyjęła z mojej strony ukłon do samej ziemi oraz wyrazy najszczerszego poparcia.

***

Szanowny Panie Ministrze Czarnku,

Najlepszy ministrze od czasu drugiej wojny światowej (jak twierdzą nieliczni)
i bezużyteczny u progu trzeciej…

Po poprzednim moim liście ustaliliśmy, że propagandą wygrywa się w Rosji, dlatego jako „prawdziwy” Polak i „prawdziwy” patriota, już tą drogą Pan nie pójdzie… Mimo to znowu zachowuje się Pan, jak zakochany w sobie narcyz - Lex Czarnek 2.0? Porzuć Pan to wybujałe ego i zacznij Pan wykonywać robotę, za którą Panu płacę!

Przepraszam, że ten list napiszę nieco prostszym językiem. Odnoszę wrażenie, że kulturalnego i nie zawsze dosłownego języka, Pan nie rozumie.

No to zacznę łopatologicznie i konkretnie: może coś zrozumiesz i zmienisz (w poprzedniej wersji języka użyłabym „skoryguje”) przed wysłaniem do szkół kolejnego bezużytecznego materiału po 20:00 w piątek. Zaraz potem przeczytaj i wykonaj krok po kroku.

1. Rusz Pan swoje ministerialne cztery litery i poproś o spotkanie z Ambasadorem Ukrainy w Polsce - natychmiast!

2. Zaproponuj Chłopu, że pomożesz Mu zorganizować w dużych polskich miastach ukraińskie szkoły i przedszkola.

3. Udowodnij, że trochę kumasz nowoczesne technologie i powiedz Mu, że te szkoły mogłyby działać równolegle w trybie stacjonarnym i on-line (we wprowadzaniu nauczania hybrydowego nie ma na świecie lepszego gościa od Ciebie).

4. Poproś, żeby zaapelował (nie potrafię prościej) do swoich Rodaków o zgłaszanie się do ambasady i konsulatów Nauczycieli, sprzątających, woźnych, konserwatorów, itp. (niech Człowiek wie, ilu ma Ludzi do roboty). Aaa, pogadajcie o kasie. Gdyby Chłop sam nie miał, to porozmawiaj z Babką od socjalu w Waszej ferajnie - fajnie jest nic nie robić i dostawać kasę, ale lepiej dać pracę i zapłacić.

5. Podpowiedz Mu, żeby puste tiry wracające z Ukrainy załadował ukraińskimi podręcznikami, które z pewnością zalegają w jakichś drukarniach czy magazynach i przywiózł je do Polski.

6. Przeproś samorządy i poproś o udostępnienie miejsc na takie szkoły (wolne budynki, części konferencyjne i biurowe w obiektach sportowych, itp.) Może sam coś zaproponujesz z zasobów rządowych lub poproś o pomoc Biskupów - np. niewykorzystywane salki katechetyczne, lub przedsiębiorców, którzy są gotowi pomóc - np. zamykane galerie handlowe lub sklepy, powierzchnie magazynowe).

7. Zrób bazę dostępnych powierzchni i po tygodniu wróć do Ambasadora (On już będzie wiedział kogo ma, co z podręcznikami, a Ty gdzie można działać).

8. Tu możesz się pogubić, bo trzeba podjąć decyzje w oparciu o zgromadzone dane i wszystko skoordynować, a Ambasador może nie mieć głowy. Chłopie, nie jesteś sam! Zadzwoń, przyjadę! (Najlepsza Pani Kurator wie, gdzie mnie znaleźć.) Zaplanuję sieć szkół ukraińskich na uchodźstwie, powołam Koordynatorów, przygotuję informację o zapisach.

9. W kolejny tydzień zbierzemy zapisy, a Ty kupisz krzesła z pulpitami na dobry początek (No tu może się bardziej postarasz, bo w zakupach bez przetargów masz doświadczenie… No i wiesz, to Ty masz nieograniczony dostęp do kasy).

10. W pierwszy dzień wiosny w glorii i chwale urządzisz ten teatr, który tak bardzo lubisz, przed kamerami i na tle uśmiechniętych ukraińskich Dzieci w ukraińskiej szkole na uchodźstwie, błyszczysz, brylujesz (oj, miał być prosty język - no wyróżniasz się i wszyscy Cię podziwiają).

11. Dzieci się uczą wśród swoich (stacjonarnie lub zdalnie). Przeżywają wśród swoich. Ukraińskie Nauczycielki mają misję, zatrudnienie i spokojniejszą głowę. Tacy bardziej robotnicy sprzątają, pilnują i nie potrzebują niczyjej litości, bo godnie pracują na swoją zapłatę.

12. Każde z Dzieci w czerwcu otrzymuje świadectwo, które potwierdza ukończenie właściwej klasy w ukraińskiej szkole na uchodźstwie (w Ukrainie rok szkolny kończy się podobno wcześniej, dlatego miesięczną przerwę w nauce potraktujemy jako nieplanowaną przerwę wydłużającą rok szkolny).

13. W okolicach wakacji już więcej wiesz - kto tu zostanie, a kto będzie chciał wrócić do Ojczyzny. Wtedy wspólnie z samorządami planujesz sieć oddziałów przygotowawczych w roku szkolnym 2022/2023 dla tych, którzy już z Polski nie wyjadą.

14. I pomyśl. jak Cię wszyscy podziwiają! Na własnych plecach przyniósł kaganek oświaty ukraińskim Dzieciom w ukraińskiej szkole. Mąż opatrznościowy (aaa, możesz nie rozumieć, ale to baaardzo dobre określenie) Przemek - człowiek, który zjawiając się w odpowiedniej chwili, ratuje kraj, polski i ukraiński Naród, polskich i ukraińskich Uczniów, polską i ukraińską szkołę w kryzysie ukraińskiej wojny! Widzisz to? Chłopie, błyszczysz!

No kończę, bo boję się, że się przegrzałeś i nic już w Ciebie nie wcisnę.

W następnym liście napiszę Ci, jak Darek robi Cię w bambuko. Przyjrzyj się Mu, bo chyba coś bierze.

Na koniec jeszcze Ci powiem, że jak mnie posłuchasz, to zapunktujesz u Ojca Dyrektora! Zdziwko? Nie czaisz? No, szybko dowiesz się, kto patriota, a kto ten, co nie dostał się do nas wcześniej przez Białoruś. Prawdziwy ukraiński patriota zapisze Dziecko do ukraińskiej szkoły, a przebieraniec do polskiej albo nigdzie. Jako pierwszy dowiesz się, kto zamierza tu zostać i pochwalisz się Ojcu, że Ty już wiesz…

No to hejka!

Ps.

A jeszcze jedno. Gdybyś mnie chciał zaciągnąć do sądu o zniesławienie, to powiem Ci, że szkoda zachodu - nie można bardziej zniesławić kogoś, kto już cieszy się złą sławą. Poza tym oświadczam, że przed pisaniem wypiłam lampkę wina. Wiesz, ja nigdy w życiu nie wypiłam kieliszka wódki, dlatego dla mnie kieliszek wina to już upojenie alkoholowe. Każdy sąd przyzna, że byłam niepoczytalna. Poza tym wszystko jest na poważnie.

***

Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.