Po co w szkole stary i zepsuty smartfon? Się zdziwisz

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Być może ruszy rynek starych telefonów. Nie muszą działać. Wystarczy atrapa. Bo jak wejdzie ministerialny zakaz używania telefonów w szkole, to uczniowie będą zostawiali jeden w szatni, na wejściu (może nie działać) a drugi wezmą ze sobą. Chyba, że będzie kontrola osobista z rewizją plecaków. I prześwietlania jak na lotnisku. Zdjęcie dla ozdoby. I chyba bez związku. Z naciskiem na chyba. A co ze smartwatchami? Też mają zostawiać w szatni? W sumie takiego zasięgu nie mają, ale kto wie, kto wie.

Minister Edukacji i Nauki publicznie mówi o wprowadzeniu zakazu używania telefonów komórkowych w szkołach, w odpowiedzi na prośby, które do niego z różnych środowisk napływają. Czyli nie jest to pomysł, który urodził się w jednej głowie. Zwolenników zakazu jest więcej. Powody wydają się rzeczywiste, lecz czy proponowane lekarstwo ma sens i czy będzie skuteczne? Moim zdaniem ani nie będzie skuteczny ten zakazani nie rozwiąże problemu. Taka atrapa działań. Lubimy atrapy, więc i atrapy smartfonów może się przyjmą.

Pomysł wprowadzenie zakazu używania telefonów w szkołach rekomenduje Rada Dzieci i Młodzieży przy MEiN i został przedstawiony podczas konferencji prasowej na początku lutego 2023. Zakaz miałby dotyczyć używania smartfonów zarówno w czasie lekcji, jak i podczas przerw. Z kolei działacze Centrum Życia i Rodziny przygotowali apel do ministra edukacji i zebrali pod nim ponad 10 tysięcy podpisów. Czemu miałby służyć taki zakaz? Ma chronić przed przed uzależnieniem od smartfonów i internetu.

Dane, wskazujące na nadużywanie monitorów i źródeł internetowych, w tym także przez korzystanie ze smartfonów, informują o negatywnym wpływie urządzeń elektronicznych i mediów społecznościowych na dzieci i młodzież. Nadmiar bodźców (ten nadmiar to także reklamy uliczne i życie miejskie, szybkie życie) może wpływać negatywnie na koncentrację uwagi, na nadpobudliwość ruchową (ale tu wpływ mają także słodkie i szybkie przekąski, dostępne w wielu szkolnych sklepikach i pakowane przez rodziców do uczniowskich tornistrów jako drugie śniadanie). Przebodźcowanie może wpływać na stany lękowe i depresyjne u dzieci i młodzieży. Media elektroniczne mogą także uzależniać od gier komputerowych i mediów społecznościowych. Wpływ różnych dodatków do fast foodowej żywności i nadmiar cukru na zmniejszoną koncentrację znany jest już od dawna. A brakuje tu ministerialnych uregulowań w odniesieniu do produktów oferowanych w szkolnych sklepikach czy zapewnienia zdrowych posiłków w szkołach. Ponadto kontakt z tabletami i smartfonami swoim dzieciom fundują sami rodzice. I to od kołyski. Tak więc te ministerialne proponowane zakazy są moim zdaniem przykładem działań pozornych i zastępczych. Z przyczyn cywilizacyjnych i społecznych nie ograniczą kontaktu z nowymi mediami, a jednocześnie uniemożliwią w szkołach uczenia sensownego i racjonalnego korzystania z tego, co i tak uczniowie mają. I z czym się spotykają i na co dzień używają. Dlatego będą same szkody. Przy okazji kolejny raz będziemy skłaniali młodych ludzi do kombinowania i oszukiwania. Bo ten nieskuteczny system zakazów bardzo łatwo obejść. To nieefektywna walka z wiatrakami.

Co jest przyczyną sięgania tak powszechnego do mediów społecznościowych? A może jedną z przyczyn jest brak kontaktów bezpośrednich i nadopiekuńczość rodziców? Czy teraz dzieci bawią się na podwórkach? Raz, że za długo siedzą w szkole, dwa nie ma tam innych dzieci. Co wynika ze zmian społecznych i demograficznych. Czy antysmartfonowi społecznicy i ministerstwo inwestuje w ulicznych i podwórkowych street workerów? Albo w osiedlowe domy kultury, tak by tworzyć środowisko atrakcyjnych i potrzebnych kontaktów bezpośrednich?

Smartfon może być dobrym urządzeniem edukacyjnym. O ile się nauczymy z niego racjonalnie korzystać. A gdzie i jak mają dzieciaki się tego nauczyć? Od rodziców, którzy najczęściej sami też nie potrafią? I teraz zabiera się szkole jedno z wartościowych narzędzi do edukacji. Przez ludzi, którzy nie rozumieją świata i żyją w dziwacznych mitach. Dla których liczą się pozory a nie efektywne działania. Smartfony występują w roli współczesnych czarownic do palenia na stosie.

Tak, w niektórych krajach już wprowadzono zakazy używania smartfonów w szkołach. Czy znamy rezultaty tych działań? Ktoś sprawdził? Czy nie lepiej zaufać szkołom by same wypracowały lokalne standardy korzystania z tych urządzeń? Wolimy centralne sterowanie? Odgórne i dla wszystkich.

Minister P. Czarnek, pytany w wywiadzie Radia Zet o jego osobistą opinię na temat używania urządzenia elektronicznych w szkołach odpowiedział: "jestem absolutnie przeciwnikiem używania telefonów komórkowych na lekcjach i w czasie przerw zwłaszcza w szkołach podstawowych".

Jak dowiadujemy się z tego wywiadu: "Prawo oświatowe w obecnym kształcie nie dopuszcza wprowadzania całkowitego zakazu przynoszenia urządzeń elektronicznych do szkoły. Minister Czarnek pytany o te kwestie sugeruje, że dzieci mogłyby zostawiać urządzenia w szafkach na terenie szkoły, a nowy zakaz miałby dotyczyć samego używania smartfonów w trakcie lekcji i na przerwach, a nie całkowicie zabraniać ich przynoszenia do szkoły."

I właśnie do tych pomysłów odnosi się mój ironiczny początek niniejszego tekstu o popycie na stare telefony. Wystarczy taki mieć i zostawić w szkolnej szafce. I wilk będzie syty (zaspokojony literalnie urzędowy zakaz) i owca cała (dzieciaki dalej będę używały po kryjomu). A czy smartwatche też będą z rąk uczniów zdejmowane? Może pojawi się potrzeba na wzmacniacze sygnału, które pozwolą na bezproblemowe korzystanie z leżącego w szafce telefonu z wykorzystaniem urządzenia zegarkopodobnego na ręce ucznia. Wyścig zacofania z technologią będzie trwał a tymczasem rzeczywiste problemy z nadpobudliwością, brakiem uwagi i problemami psychicznymi dalej będą nas dotykały.

Skoro smartfon i media społecznościowe są naszą codziennością, to może lepiej by było, aby szkoła uczyła zdrowego, bezpiecznego i pożytecznego korzystania z przenośnych urządzeń elektronicznych i obecności w mediach społecznościowych. A może i w tym obszarze zmuszeni będziemy na pozaszkolne korepetycje?

 

Notka o autorze: Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, profesorem i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, a także członkiem grupy Superbelfrzy RP. Prowadzi blog Profesorskie Gadanie: https://profesorskiegadanie.blogspot.com.