Znaczące sugestie teoretyczne, co do zmiany sposobu nauczania szkolnego, pojawiły się już ponad 50 lat temu, u schyłku epoki przemysłowej. A może jeszcze wcześniej. Tradycja zmian w edukacji, bazująca na refleksjach i badaniach naukowych, ma długą tradycję. Powstało co najmniej kilka poważnie uzasadnionych wynikami eksperymentów koncepcji teoretycznych, np. edukacja nastawiona na rozwój, uczenie się oparte na doświadczaniu itd. Nie wspominając o wielu mniejszych koncepcjach.
W sukurs teoriom pedagogicznym przyszły wyniki badań nad mózgiem ludzkim (neuronauki). Uzyskano biologiczne potwierdzenie niektórych pedagogicznych intuicji i obserwacji. Dodatkowo zaszły ogromne zmiany cywilizacyjne i społeczne, wpływające na proces uczenia się, np. w postaci internetu, technologii cyfrowych a ostatnio także gwałtownego rozwoju generatywnej sztucznej inteligencji.
Teoria i praktyka wskazują na potrzebę głębokich zmian. Potrzebna jest refleksja nad tym, kim ma być nauczyciel oraz jakie ma być nauczanie/uczenie się. Zanosi się na kolejną wielką rewolucję w edukacji. Co można traktować jako uboczny skutek trzeciej wielkiej rewolucji technologicznej. Za pierwszą należałyby uznać powstanie pisma w cywilizacji rolniczej. Za drugą masowy druk w epoce przemysłowej. Teraz, za sprawą komputeryzacji i internetu, przechodzimy trzecią zasadniczą rewolucję technologiczną. Mimo to zmiany w systemie edukacji zachodzą bardzo wolno. W zasadzie lokalnie i na zasadzie eksperymentów edukacyjnych zmieniaczy (eduzmieniaczy). Dlaczego proces ten zachodzi tak wolno i dlaczego rośnie niezadowolenie z formalnej edukacji? Moda czy konieczność? Ja oczywiście upieram się przy konieczności. Bo zmienił się nawet nasz sposób komunikacji i pojawia się nowa oralność, nowa piśmienność jak i następuje połączenie we współpracy znacznie liczniejszych społeczności (dużo większy konektom). Można chyba mówić dodatkowo o rozwoju Noosfery, w analogii do biosfery (ale to już inna opowieść).
Od ponad 20 lat we własnej jednostce uniwersyteckiej próbuję namówić do wprowadzenia realnego wybierania zajęć przez studentów. Bezowocnie. A przecież to tak niewiele znacząca zmiana. W zasadzie kosmetyczna. Dająca studentom jednak trochę większe poczucie sprawstwa i sterowności własną ścieżką edukacyjną. Potrzeba znacznie głębszych i bardziej istotnych zmian. Dlaczego tak wolno do środowisk akademickich i nauczycielskich docierają nowe teorie pedagogiczne i rozwiązania praktyczne oraz dlaczego tak wolno się implementują? Można chyba porównać to do sukcesji ekologicznej - pozostaje glebowy bank nasion, które kiełkują jeszcze przez wiele lat. Siła bezwładu instytucjonalnego jest bardzo duża. Ekosystemowego także.
Jedną z ostatnich moich innowacji dydaktycznych (dla mnie to innowacja, choć dla innych będzie to znana praktyka i coś ugruntowanego w codzienności edukacyjnej) jest studencki dziennik refleksji. Zdobyte doświadczenia odnoszę do różnych koncepcji pedagogicznych, w tym do konstruktywizmu i konektywizmu. Odkrywam w tym uczenie się na bazie doświadczania i cykl uczenia się, opisany przez Kolbów.
To, co mnie mocno ostatnio pochłania to pytanie jak motywować studentów do uczenia się? Czy jedynym sposobem są oceny i sprawdzanie obecności? Próbuję odchodzić od ocen cyfrowych ku ocenianiu kształtującemu, by student otrzymywał więcej wartościowych informacji zwrotnych. W 2023 r. w trzech grupach studenckich (mikrobiologia oraz pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna) zaproponowałem do wyboru zamiast tradycyjnego egzaminu pisemnego założenie i prowadzenie dziennika refleksji. Jedną grupę stanowili studenci zaoczni (były widoczne różnice w efektach). Studenci musieli zacząć pisanie w ciągu dwóch tygodni i zamieścić minimum 15 wpisów o określonej minimalnej licznie znaków, wraz z grafiką lub filmami. Taka forma zaliczenia to odpowiedź na upowszechnianie się algorytmów generatywnej sztucznej inteligencji (np. ChatGPT) i uznanie, że ważniejsze jest motywowanie niż pilnowanie by nie ściągali. Efekty krótkotrwałe poznałem i opisałem (dziennik refleksji). A jakie będą efekty długofalowe i jak je zmierzyć? W nadchodzącym roku akademickim, mądrzejszy po popełnionych błędach i dostrzeżeniu brakujących elementów, spróbuję ponownie z kolejnymi innowacjami i udoskonalaniem tych starszych.
Wiedza przez Internet jest dostępna dla każdego, dlatego obecnie ważniejsza jest wewnętrzna motywacja do rozwoju. Nie da się reglamentować dostępu do wiedzy. W najbliższym roku akademickim będę kontynuował wdrażanie dziennika refleksji. Spróbuję także z mikrocertyfikatami, powiązanymi z przedmiotami, które prowadzę.
Jako projekczyciel (nauczyciel + projektant przestrzeni i sytuacji edukacyjnych) zaprojektuję coś nowego. Razem ze studentami będę obserwował rezultaty i pokuszę się o kolejne refleksje i próby osadzenia w szerszym kontekście teoretycznym (to element cyklu uczenia się, bo i ja się uczę)..
Eduzmieniacz, czyli ktoś, kto próbuje zmieniać edukację na lepsze. Przechodzenie od słów do czynu. Narzekać można, lecz nie może być to jedyna aktywność wokół systemu edukacji. Narzekanie jako wyraz niezadowolenia ze stanu obecnego. Ale nie po to by jedynie marudzić. Po to, żeby mieć motywację do zmian i przemyśleć te zmiany. Wiedzieć co jest wadliwe to jeszcze nie znaczy jeszcze wiedzieć co jest dobre i skuteczne.
Notka o autorze: Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, profesorem i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, a także członkiem grupy Superbelfrzy RP. Prowadzi blog Profesorskie Gadanie: https://profesorskiegadanie.blogspot.com. Wszystkie zdjęcia – ze zbiorów autora.