Nauczanie historii do lamusa

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
debaty edukacyjneNauczanie historii do lamusa? Wielu młodym by się to podobało. Z niepokojem jednak przeczytałem artykuł Czesława Wróbla pt. "O marginalizacji procesu kształcenia historycznego", który ukazał się w majowym numerze „Edukacji i Dialogu” i poświęcony jest ocenie kształcenia historycznego w związku z wprowadzeniem nowej podstawy programowej.
 
Zastanawiam się, czy wypowiedź ta jest przykładem swoistej paranoi historycznej, czy może zwykłego niezrozumienia sedna współczesnych czasów i sensu edukacji?

Historyczny, przestarzały język
Młodzież dziś mówi inaczej, myśli i „kombinuje” inaczej, jak dorośli wychowani w dawnej szkole, która - na szczęście dla młodych - odchodzi do lamusa (dlaczego tak powoli?). Myślę o szkole wiedzowej i jakoś tam wychowującej, czy raczej może manipulującej uczniami - w imię idei jedynie słusznej? Właściwie, to już na wstępie ww. artykułu, w pierwszym zdaniu, widać dość jednoznacznie, z kim czytelnik ma do czynienia. Sam użyty tu język wskazuje na historyczność, zmurszałość, myślenia autora. Po co np. stosować termin „proces kształcenia” czy „proces nauczania”, skoro to drugie, wszyscy wiedzą, że jest procesem? A samo pojęcie „nauczanie” też powinno szybko być zastąpione terminem zasobniejszym - „edukowanie”. Zadaniem szkoły jest organizować uczenie się! Ale pytanie jest takie, czy dziś, u progu lat 10 XXI wieku, myśleć historycznie - to coś pożądanego czy może przestarzałego? Czy jest prawdą, że godnym miejscem dla historii, i szerokiego jej nauczania, są tomy historii i półki w muzeum lub skierowanie do lamusa?

Historia jest trendy
Pamiętam, kilka lat temu na okładce, już dziś nieistniejącego, czasopisma „Ozon” był znamienny napis "Historia jest trendy". Utkwił mi on w pamięci, nie tylko jako okładkowy wyzywający napis, ale przede wszystkim z tego powodu, że choć lubię historię i wiele z niej pamiętam (nawet wszystkich polskich królów jestem w stanie wymienić z pamięci - ale po co?), to od lat lansuję wśród nauczycieli innowacyjną i przyszłościową orientację w edukacji oraz mocno przewartościowałem swój stosunek do historii. Jestem nauczycielem biologii i geografii, nie historii, oraz konsultantem ds. informacji edukacyjnej i innowacji pedagogicznych. Stąd, warto chyba zapytać i rozważyć:
-
Czy faktycznie nowa podstawa programowa niesie jakieś zagrożenia?
-
A może do łask wraca dziś historia i nauczanie jej w szkołach, skoro historii są 2 godziny lekcyjne w tygodniu, a biologii i geografii jedna?
-
Czy prawdą jest (czyją jest to prawdą?), że historia uczy i wychowuje?
-
Czy nauczanie historii w szkole pokazuje człowieka i zasoby dobrych przykładów?
-
Co zmieni się w szkole na lepsze przez zwiększenie liczby godzin nauczania historii?
-
Na czym polega istota i jakie ma znaczenie przyszłościowa orientacja edukacji?

Zainteresowanie historią
Czy młodzież dziś interesuje się historią i polityką? Owszem, część młodych interesuje się historią, ale dla znacznej część młodych ludzi ani historia, ani obecne wydarzenia polityczne, nie są ciekawe i wydają się zbędne. Dla niektórych historia jest ciekawa, wręcz pasjonująca, a dla innych nie. Niepokojące są fakty, gdy licealista uczy się w klasie matematyczno-fizycznej, a do matury wybiera biologię, albo gdy mówi, że najbardziej lubi historię, a na życie wybiera biologię czy geografię. Z badań wynika, że tylko 1% młodzieży w Polsce interesuje się polityką i ogląda codzienne wiadomości. Uważa na przykład, że miejsce historii jest w muzeum i w IPN. Dziś, gdy pytam młodych o historyczne wydarzenia i rozmawiam o patriotyzmie – odpowiadają, po co o tym mówić? Gdy zachęcam do udziału w wyborach – pytają, a po co im te wybory? Szkoła, tj. te jej górnolotne apele rocznicowe, szkolne akademie na stojąco, na które „spędza się” wszystkie klasy i z których pewnie korzyść dla uczniów jest taka, że przepada dana lekcja, skutecznie wielu młodych zniechęca do celebrowania obchodów i nawet do rozmowy o polityce i patriotyzmie.

Młodzież na obchodach rocznic
Zdziwiony jestem, gdy czytam, jak redaktorzy gazet opisując wydarzenia związane z obchodzeniem w Polsce różnych rocznic często podnoszą larum, że nie da się zrozumieć, dlaczego nauczyciele, dyrektorzy szkół czy też same władze oświatowe, nie zadbają (nie zmuszą?) o to, żeby młodzież uczestniczyła w tak ważnych, żywych lekcjach historii i patriotyzmu. Czy one wielkie i żywe - to nie wiem. A komu są one potrzebne - może samym kombatantom? Oczywiście, najlepiej jest mieć pretensje do nauczycieli i dyrektorów szkół, ale zupełnie nie w tym sedno. Czy jednak udział młodzieży w takich, często wzniosłych i patetycznych uroczystościach, zwykle obowiązkowy, przymusowy, a nie spontaniczny i z własnej woli – jest faktycznie żywą lekcją patriotyzmu? Wielka jest w tym pewnie naiwność wielu dorosłych.

W swojej szkole uczestniczyłem w pięknej szkolnej akademii z okazji Święta Niepodległości 11 listopada. Po imprezie, jedni licealiści mówili, ze to była ładna akademia, a inni, że to była czysta propaganda. Wzruszony byłem ich szczerością. A komu przyznałem rację? Warto przecież młodych zapytać, co o tym myślą? Jak widzą swój udział w obchodach i patriotycznych uroczystościach, czy chcą większej liczby godzin historii w szkole? A może organizować z takich ww. ważnych okazji coś innego, ciekawszego dla młodych ludzi? Czy te obchody są dla władz i kombatantów, czy może właśnie dla „zwykłych” ludzi? Może warto trochę wysilić mózg, własną pomysłowość, i zrobić coś ciekawego dla społeczeństwa? Warto też zapytać, jaka jest dziś młodzież? Czego ona oczekuje i czy jej zdaniem warto dziś być patriotą? Czy młodzież jest taka jak my?

Piękno historii i patriotyzmu
Żyjemy teraz w Europie w czasach pokoju, choć nie wszędzie na świecie tak jest. W szkołach rozmawia się i dyskutuje z młodzieżą o problemach kraju i narodowych wartościach, bohaterach, wydarzeniach, ale i o pięknej przyrodzie, geografii itd. Stawia się przed młodymi pytanie, jak dziś okazywać swój patriotyzm w czasach pokoju? Jeśli odpowiedź na pytanie o sens uczenia patriotyzmu - miłości do ojczyzny - jest pozytywna, to rodzi się jednocześnie pytanie, jak to zrobić najlepiej, najskuteczniej i najdelikatniej? I to jest zasadnicze pytanie do historyków i nauczycieli historii. Jak uczyć, aby nie zrażać, stresować i odstraszać historią, a faktycznie zainteresować nią?
 
Czytaj dalej...

 
Bo przecież chodzi tu o ludzkie uczucia i emocje, a to jest bardzo delikatna materia. A więc, wydaje się być sprawą oczywistą i zupełnie naturalną, że polska szkoła zabiega o edukację patriotyczną, czyli o to, aby w danym środowisku i regionie edukowano w duchu miłości do jego obywateli, narodu, ziemi, mowy, flagi itd. Ukazywać jednak trzeba młodym najlepsze strony narodowych wartości, dumy i polskości w ogóle, a w tym w szczególności piękno ziemi, przyrody, krajobrazu, zabytków historii i kultury, piękno i czystość języka polskiego, sztuki i wielkość wielkich Polaków. Czy wielkość uczenia się historii leży w liczbie godzin i grubości programu szkolnej historii oraz zasobach opanowanej wiedzy historycznej?

Uczyć humanistycznie
W obecnym nauczaniu historii dominują treści o wojnach, podjazdach, walkach, narodowych powstaniach (prócz jednego - wszystkie przegrane), metodach dojścia do władzy itp. Czyż to nie jest trochę przerażające? Bardzo mi się podoba głos Sławomira Osińskiego - dyrektora Szkoły Podstawowej nr 47 w Szczecinie, który w styczniowych „Refleksjach” (2009/1) zaprezentował interesujący felieton pt. "Uczyć humanistycznie". Właśnie tam podkreślił, że dziś trzeba domagać się zasadniczej zmiany treści nauczania szkolnej historii. Napisał dosłownie: "Nauka w pierwszych etapach edukacyjnych ma dać tę właśnie ogólną wiedzę o świecie, a przede wszystkim spowodować, żeby młody człowiek, choć trochę, polubił czytanie i uczenie się. W szkole ponadgimnazjalnej przyjdzie czas na specjalizację, na głębsze wejrzenie w te przedmioty, które budzą zainteresowanie. Do tego dołożona wiedza o kulturze i sztuce, oparta o niewielki, ale jak najmniej kontrowersyjny kanon dzieł światowych i polskich. Wiedza, która bardziej pozwala zrozumieć siebie, dzisiejsze czasy, znaleźć swe lektury i ulubione dzieła sztuki, a nie stara się wciskać zawiłości wyższej poetyki i zmuszać do zmagań z kilkuset terminami naukowymi”.

Tylko przyklasnąć takim śmiałym i uzasadnionym poglądom. Dalej ww. autor napisał dosadnie, że: „Historia niech wreszcie się stanie się opartą na obyczajach, prawach ekonomicznych i socjologicznych nauką o człowieku i społeczności, a nie zbiorem faktów z dziejów wzajemnego mordobicia”.

Wypowiedź Czesława Wróbla zwraca uwagę na realne jego zdaniem, zagrożenia dla edukacji historycznej w szkołach ponadgimnazjalnych. A to rodzi pytania, czy te „realne zagrożenia” powinny niepokoić czy może mogą cieszyć? Przecież wiadomo, że aby nowe się wykluło i rozwinęło, stare musi upaść, rozpaść się i rozłożyć się na próchnicę. Może „Wielkiej Rewolucji Francuskiej” nam tu bardziej trzeba niż lamentów?
 
Pytania, które postawiono, ale pozostały bez odpowiedzi:
1.
Czy historia bardziej łączy ludzi, czy też przede wszystkim mocno dzieli?
2.
Jak uczyć historii, aby rozbudzić i wzmocnić faktyczne zainteresowania uczniów przedmiotem?
3.
Dlaczego nauczanie - uczenie się historii tak mocno zależy od samego nauczyciela?
4.
Co zrobić, aby nauczanie historii nie uczyło agresji i pokazywało przemoc?
5.
Czy naprawdę nauczanie historia powinno powędrować do lamusa historii?

Wnioski do przemyślenia
1.
Przede wszystkim budzić i rozwijać zainteresowania historią, a nie stresować nią, wymuszać uczenie się wielkiego zasobu faktów, nazwisk, dat itp., bo to jest syzyfowa robota!
2.
Nie zwiększać ilości treści historycznych w szkole, a raczej zmniejszyć i zrównać historię z biologią, geografią i innymi bardziej potrzebnymi w życiu młodego człowieka przedmiotami uczenia się!
3.
Na historii mniej uczyć o wojnach, a więcej o obyczajach, kulturze i rozwoju samego człowieka!
4.
Podnieść na szkolny piedestał nie historię (jako mierną nauczycielkę życia), ale kulturę, pedagogikę i psychologię humanistyczną - stawiające na szczycie drabiny ludzkich wartości oraz edukacyjnych priorytetów człowieka - jego wartości, możliwości i indywidualizm!
 
I propozycja zamiast końcowego wniosku: cieszy fakt, że dziś coraz więcej osób zainteresowanych edukacją rozumie, że dziś trzeba edukować inaczej i przede wszystkim czegoś innego niż wczoraj. Może np. warto przypomnieć nauczycielom i decydentom kluczowe kompetencje lizbońskie związane z kształtowaniem postaw uczniowskich postaw. Warto się nad nimi skupić i wprowadzić do szkolnych programów! Tak ładnie one akcentują nie nauczanie historii, a edukację obywatelską i społeczną.
 
(Notka o autorze: dr Julian Piotr Sawiński, nauczyciel konsultant Centrum Edukacji Nauczycieli w Koszalinie, członek zespołu e-Redakcji Edunews.pl)