Kapitał kulturowy a wyższe wykształcenie

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Od wielu lat coraz częściej słyszę narzekania, że za dużo jest magistrów i licencjatów. W domyśle pojawiają się ciche postulaty, żeby reglamentować studia, bo kiedyś było lepiej. Spotykam się z tym od początku XXI wieku. I to w różnych środowiskach, także w akademickim.

Wykształcenie wyższe nie jest już awansem społecznym czy przepustką do elit. Jest elementem kształcenia ustawicznego i zawodowego. Elementem rozwoju cywilizacyjnego i elementem ewolucyjnego trendu wydłużania dzieciństwa, czyli uczenia się pozagenowego. Zaczęło się jeszcze na długo przed Homo sapiens. A wraz z nami nabiera przyspieszenia.

Dawno, dawno temu, rzadkością była umiejętność pisania i czytania. Tylko elity były piśmienne. Kto był pisaty i cytaty ten wiele znaczył, miał dostęp nie tylko do ksiąg i listów, ale i do ludzi. Potem, wykształcenie podstawowe z alfabetyzacją upowszechniło się. Zwłaszcza w epoce przemysłowej. Umiejętność czytania stała się powszechną umiejętnością i nie stanowiła wyznacznika elitarności. Przepustką do lepszego siata była wtedy matura, czyli coś więcej niż czytanie i podstawowe rachunki. Przed wojną matura była ho ho... Przepustką nie tylko na studia, ale i do lepszej, umysłowej (nie męczącej i nie brudzącej) pracy. Pod koniec XX wieku w Polsce wykształcenie średnie upowszechniło się, nie tylko liceach, ale i technikach. Zawodówki świeciły pustkami i były dla tych "gorszych". Matura spowszechniała i straciła smak niezwykłej elitarności. Ale magister (czyli ktoś po studiach) to był ktoś. Teraz i wykształcenie wyższe spowszedniało. Bo jakiż odsetek w populacji osób zaliczanych może być do elit? Więcej magistrów i licencjatów niż miejsc elitarnych "przy kierowcy". Stąd rosnące rozczarowanie.

Moje pokolenie szło na studia i wierzyło w awans zawodowy. Nawet do wojska brano nas jako podoficerów a nie zwykłych szeregowych. Awans. A potem lepsza, kierownicza praca. A gdy studia wyższe kończy 30-40% populacji, to nie są one już elitarne. Z definicji. Są powszechne. Pod koniec lat 90. XX wieku wiele osób studiowało zaocznie. Była to "pożyczka PRL", spóźniona możliwość uzyskania studiów wyższych, nadrabianie zaległości pokoleniowych. I to też się skończyło. Studia zaoczne znacznie straciły na popularności. Bo młodzi kończą studia wcześniej.

Czy gospodarka XXI wieku potrzebuje ludzi dobrze wykształconych? Bez wątpienia potrzebuje. Nawet doktorów. A w populacji odsetek osób ponadprzeciętnie uzdolnionych jest chyba stały. Więc jak liczniejsze są roczniki na uczelniach wyższych to i studenci się uśredniają. Niektórzy mają wrażenie, że jakość kształcenia spada. Nie, jest tylko więcej przeciętniaków. Ale i nie tylko to. Zmieniają się potrzeby w zakresie uczenia się wiedzy, umiejętności i kompetencji.

Czy zatem ograniczać liczbę miejsc na studiach by były tak jak kiedyś elitarne? Nie ma tylu miejsc kierowniczych ilu jest absolwentów uniwersytetów. Kryzys uczelni wynika także z faktu, że mniej chętnie młodzi ludzie podejmują studia. Studiując tracą czas, gdy ich rówieśnicy już zarabiają, a oni ciągle w kolejce po pracę. Najpierw muszą skończyć studia a w międzyczasie dorabiają na zmywaku, w sklepikach i barach. Praca dorywcza raczej dla osób niewykwalifikowanych.

Nowoczesna gospodarka wymaga kształcenia ustawicznego przez całe życie. Dlatego pojawiają się studenci 40+ i 50+. Rozwijają się uniwersytety trzeciego wieku. Ale tu już nie z racji szukania pracy, lecz chęci osobistego rozwoju. Studia to nie tylko kształcenie zawodowe ani awans do elit, to także poszukiwanie sensu życia i własny rozwój. Stać nas na to dzięki automatyzacji. Ale najpewniej zmieni się model studiowania: nie wszystko w jednym ciągu. Studiować (uczyć się) będziemy z przerwami i wielokrotnymi powrotami. Ale za to przez całe życie. Nie tylko długie cykle pięcioletnie, lecz także krótsze. Licencjat to znaczący postęp, bo to 3 + 2. Z możliwością zmiany profilu po licencjacie, przerwy na pracę itp. Ale to tylko początek zmian. Bo w grę wchodzi także kształcenie hybrydowe i online, podyplomowe, krótkie kursy. Wiedza w małych porcjach i przez całe życie.

Zapotrzebowanie na podwyższone wykształcenie nie minie z dwóch powodów: chęci własnego rozwoju oraz kształcenia zawodowego (przekwalifikowywania się). Trzeba tylko pogodzić z życiem rodzinnym i zawodowym, by nie były w konflikcie. I na pewno nie będzie kształceniem elitarny. O elitarności obecnie decyduje coś innego. Tak jak kiedyś alfabetyzacja dla analfabetów tak teraz kształcenie ustawiczne. Uczelnie wyższe muszą zmienić sposób kształcenia i certyfikowania wiedzy, umiejętności, kompetencji. Jeśli tego nie zrobią, pojawi się konkurencja i inne sposoby.

Dla uzupełnienia mojego wywodu przedstawię dwa obszerne cytaty z różnych wypowiedzi. Najpierw prof. Henryk Domański, socjolog z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, fragmenty z wywiadu, który ukazał się w prasie.

H.D.: Dla społeczeństwa jest to o tyle korzystne, że posiadanie dyplomu magistra związane jest z większym kapitałem kulturowymi, chociażby w postaci przyrostu wiedzy, lepszego rozumienia mechanizmów społecznych, prawidłowości rządzących gospodarką i sprawowaniem władzy." Kluczowe znaczenie, moim zdaniem, ma ten kapitał kulturowy. To inwestycja w całe społeczeństwo. Nie w elitarność, wyścigi, pozycje w rankingach, ale właśnie kapitał kulturowy całego społeczeństwa.

H.D.: Poprawia to również pozycję Polski w międzynarodowych rankingach, ponieważ jest to jedno z najczęściej stosowanych kryteriów modernizacji i wzrostu gospodarczego." Gospodarka XXI wieku, z obecnością algorytmów sztucznej inteligencji, potrzebuje ludzi dobrze wykształconych. Dobrze i adekwatnie.

H.D.: Natomiast z punktu widzenia magistrów negatywnym aspektem jest to, że nadprodukcja wyższego wykształcenia utrudnia skonsumowanie inwestycji finansowych i innych, jakie się na jego uzyskanie ponosi. Prawidłowością występującą w we wszystkich krajach, w tym również w Polsce, jest to, że przyrost kapitału edukacyjnego przewyższa przyrost wysokich pozycji zawodowych, do których aspirują osoby z dyplomem magistra. O ile odsetek osób z wyższym wykształceniem stale się zwiększa, to liczba etatów wymagających wyższego wykształcenia jest ograniczona. [wytłuszczenie S. Cz.] Sprzyja to wywoływaniu frustracji i stresów. Wyższe wykształcenie ma więc niższą wartość rynkową, ale system edukacyjny kreuje coraz to nowe wyznaczniki awansu np. w postaci tytułu doktora, ukończenia dodatkowych kursów kwalifikacyjnych czy określonej specjalizacji.

H.D.: O ile w czasach PRL-u odsetek ludzi z wyższym wykształceniem, którzy obsadzali najwyższe pozycje zawodowe, będące odpowiednikiem obecnych specjalistów, wynosił 75 proc. - w 1988 r., jak wynikało to badań, w których uczestniczyłem - to dziś ten odsetek nie przekracza 35 proc. W większości społeczeństw mamy więc do czynienia z inflacją wyższego wykształcenia, co powoduje, że przestaje być ono wyznacznikiem wysokiego statusu społecznego." Znika elitarny charakter wyższego wykształcenia, ale nie jego wartość jako taka.

H.D.: Od początku lat 1990. próbujemy ustalić, czy inteligencja przekształca się w wyższą klasę średnią. Moja teza jest następująca: dokonuje się przekształcanie "inteligencji" w specjalistów, czyli kategorii nastawionej na podporządkowanie swych strategii życiowych profesjonalizmowi i wymaganiom rynkowym. Mniej prawdopodobne jest przekształcenie się jej w klasę średnią, ponieważ wymagałoby to zasadniczych zmian w funkcjonowaniu systemu społecznego i mentalności Polaków. Zastępowanie etosu inteligencji etosem dostosowanym do racjonalności rynkowej nie jest świadectwem kryzysu, ale modernizacji struktury społecznej. Nie ma też tak bardzo czego żałować, bo tradycyjna inteligencja była grupą społeczną o dużej ekskluzywności i dystansowania się wobec kategorii o niższym statusie, co kontrastuje z otwartymi zasadami rekrutacji do kategorii specjalistów.

Kolejny cytat pochodzi z wypowiedzi dr. Piotra Wasyluka, umieszczone na Facebooku, zatytułowanej "Zatrudnienie oparte na umiejętnościach" (wytłuszczenia moje).

Nie wiem, jak wy, ale ja nie zauważyłem szerszego omówienia raportu wydanego w 2022 roku przez firmę Burning Glass, w którym pokazała ona, jak dewaluuje się wyższe wykształcenie (może dlatego, że raport dotyczył rynku amerykańskiego?). Raport nazywa się "The Emerging Degree Reset" i stanowi efekt badań nad kryteriami zatrudniania w USA (...). Główne przesłanie raportu brzmi: coraz mniej firm zatrudnia, kierując się wykształceniem kandydatów. Proces ten dotyczy stanowisk wymagających różnych umiejętności (nie tylko podstawowych). Raport wywołał sporą dyskusję na tzw. Zachodzie. Wielu specjalistów od rynku pracy ogłasza wejście w okres Zatrudnienia opartego na umiejętnościach.

Jedną z manifestacji tego przejścia są inaczej sformułowane oferty pracy. Ogłoszenia stają się bardziej szczegółowe w zakresie umiejętności i odwołują się do umiejętności miękkich (np. komunikacyjnych czy kreatywnych). Niektórzy wskazują, że dotychczasowy system zatrudniania, którego ważną częścią były stopnie, stanowił "zastępczy system kontroli" umiejętności. Dzisiaj przestaje się on sprawdzać.

Źródeł tego zjawiska jest wiele. Najważniejszym jest transformacja cyfrowa, która "demokratyzuje" dostęp do technologii, a tym samym dostarcza narzędzi wzmacniających potencjał indywidualny pracowników. Innym źródłem tego zjawiska może być spadek zaufania do instytucji, w tym do instytucji edukacyjnych, które dość mocno "opierają się" zachodzącym zmianom. Kolejnym jest łatwość w dostępie do wiedzy. Dotychczasowe instytucje edukacyjne przestały być monopolistami edukacyjnymi. Ja zwróciłbym uwagę na inną przyczynę. Nazwę ją "skróceniem łańcuchów edukacyjnych". W obecnym systemie proces kształcenia jest dość długi (wcale nie oznacza to, że jest efektywny) i drogi. Wielu pracodawcom opłaca się "samodzielnie" wykształcić pracownika. To gwarantuje szybszy proces kształcenia i zdobycie umiejętności dostosowanych do potrzeb.

Czy zjawisko DEGREE RESET dojdzie do nas? Jak zauważyła Sarah Kessler: jeśli gdzieś na horyzoncie majaczy jakiś trend, miej pewność, że wkrótce cię dopadnie. A co z uniwersytetem? Słodki książę dalej śpi.

No właśnie, czy uniwersytet jako taki śpi czyli nie dostrzega zmian, jakie dokonują się w społeczeństwie i że wykształcenie wyższe straciło charakter elitotwórczy? Nie da się wrócić do elitarności przez reglamentację miejsc na studiach, bo z zupełnie innych przyczyn spada atrakcyjność wyższego wykształcenia. Pytanie można postawić nieco inaczej: czy uniwersytety będą wiodącą instytucją w tworzeniu kapitału kulturowego? Jeśli nie, to odejdą w cień, na margines aktywności społecznej. Niczym przy gwałtownych zmianach klimatu lub uderzeniu asteroidy ekosystemy edukacyjne w wielu krajach ulegają gwałtownym przeobrażeniom. Od nas - środowiska akademickiego – zależy, czy dostosujemy się do aktualnych i przyszłych warunków społecznych czy też zostaniemy jakąś niszową, żywą skamieniałością. Uniwersytety nie pierwszy raz stają przed tak dużym wyzwaniem. Podobnie było w XIX wieku. Co będzie po tej "katastrofie", której właśnie doświadczamy? czy dokona się znacząca transformacja czy też pojawią się inne instytucje i formy edukacyjne?

 

Notka o autorze: Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, profesorem i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, a także członkiem grupy Superbelfrzy RP. Prowadzi blog Profesorskie Gadanie: https://profesorskiegadanie.blogspot.com.