Ewolucja systemu, ale pod nadzorem

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
debaty edukacyjneWe wrześniu ub. roku redakcja miesięcznika Edukacja i Dialog przeprowadziła wyjątkową rozmowę poświęconą polskiej oświacie. Wywiadu udzielił wówczas Prezydent RP prof. Lech Kaczyński. Ze względu na ostatnie tragiczne wydarzenia w dniu 10.04.2010 r. i ten szczególny czas, w którym dziś jesteśmy, warto przypomnieć fragmenty tamtej rozmowy.
 
Anna Raczyńska: Panie Prezydencie, mówiąc 4 czerwca w Gdańsku o osiągnięciach polskiej transformacji, wymienił Pan między innymi edukację. W jakim sensie i wymiarze polska edukacja jest sukcesem ostatnich 20 lat?

Lech Kaczyński: W dwudziestoleciu, jakie dzieli nas od 1989 roku, doszło do eksplozywnego rozwoju oświaty na poziomie wyższym. Niemal pięciokrotnie zwiększyła się liczba studentów. Z ostatniego miejsca w Europie przesunęliśmy się do czołówki, i to w skali światowej. To przejaw wyraźnej zmiany postaw społecznych, które w okresie PRL były często sceptyczne wobec wartości, jaką jest wykształcenie. I to trzeba docenić. Nawet jeśli dostrzega się mankamenty, a te są poważne.

Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z obniżeniem poziomu kształcenia, które w słabych uczelniach prywatnych sięgają niekiedy pogranicza fikcji, z drugiej zaś, wciąż utrzymują się obszary edukacyjnej katastrofy. Dość skomplikowana jest również kwestia skutków przeprowadzonej na przełomie wieków reformy szkolnictwa. I wreszcie pytanie szersze: czy potrafimy wykorzystać ludzi młodych, wykształconych, czy dajemy im szansę zbudowania otwartego społeczeństwa, w którym można znaleźć pola aktywności? Ta sprawa dotyczy całego życia publicznego i społecznego. Tu trzeba bardzo dużo zrobić, by wielki dynamizm Polaków został wykorzystany i zmienił się w taki sukces, na jaki nas stać. A jestem przekonany, że stać nas na bardzo wiele.

AR: Kiedy Rosjanie dokonali próbnego lotu w Kosmos, Amerykanie natychmiast zwiększyli nakłady na badania i edukację. Dziś wprawdzie nie ma takiego wyścigu zbrojeń, ale jest inny rodzaj konkurencji. Tymczasem statystyka pokazuje, że nasze nakłady na naukę są najniższe w Europie, a wyniki testów obnażają niski poziom nauczania na każdym etapie.

Oszczędzanie na edukacji i badaniach naukowych wcześniej czy później kończy się zapaścią cywilizacyjną i powoduje, że kraj staje się jedynie źródłem taniej siły roboczej. Dlatego oszczędzać nie wolno. Zwłaszcza, że w młodych Polakach jest ogromny potencjał możliwości i aspiracji, dzięki którym możemy stać się znaczącym w świecie źródłem innowacji. Jednak warunkiem sine qua non takiego scenariusza jest nie tylko wysoki poziom wydatków na badania naukowe.

Obecna kondycja polskiej nauki i jej niska konkurencyjność nie wynika tylko z niskich nakładów finansowych, ale też z lekceważenia roli, jaką nauka może odegrać w gospodarczym, społecznym i kulturowym procesie modernizacji kraju. Tu jest poważna rezerwa przyspieszenia rozwoju Polski, bo to uczeni i ich studenci powinni stanowić elitę nadającą ton, kierunek i dynamikę rozwoju. Tymczasem badania naukowe i edukacja są często oderwane od wyzwań i potrzeb gospodarki. Kuleje współpraca uczelni z podmiotami gospodarczymi, za mało jest staży i szkoleń w krajowych oraz zagranicznych ośrodkach dydaktycznych i naukowo-badawczych. W tym kontekście szczególnie niepokoi tendencja rządu do redukowania pewnego obszaru aktywności państwa. A przecież właśnie państwo było, jest i będzie najważniejszym mecenasem nauki, edukacji i kultury. To państwo powinno stymulować politykę proinnowacyjną, zachęcać prywatne podmioty do wspierania edukacji i inwestowania w badania naukowe.

Zmiany w procesie kształcenia i w podejściu władz do kwestii finansowania badań powinny zatem iść w kierunku wykorzystania boomu edukacyjnego, który mamy w ostatnich dwóch dekadach. Warto też przypomnieć, jaki był sens reformy edukacji po 1989 roku. Przecież stwierdzono wówczas, że szkoła nie jest dostatecznie przygotowana do wyzwań, jakie stawia przed nią nowoczesne społeczeństwo. Że programy szkolne są przeładowane informacjami encyklopedycznymi i nie przekazują uczniom umiejętności przydatnych w codziennym życiu. To wymagało ich przeformułowania, ale także dobrze przygotowanej kadry, która poradzi sobie w równym stopniu z wyzwaniami dydaktycznymi jak i wychowawczymi.

AR: Czy obecnie dostrzega Pan Prezydent starania o przyciąganie do polskiej szkoły takich twórczych i dobrze wykształconych nauczycieli?

Nie dostrzegam. Odnoszę wrażenie, że nie rozumie się jak ważny to problem i usiłuje na nim oszczędzać. Zdarza się czasem słyszeć nawet skrajne opinie, że finansowanie edukacji to wyrzucanie pieniędzy w błoto, że jest wiele innych sfer życia, które bardziej ich potrzebują. Warto wydać więcej pieniędzy na nauczyciela, warto umożliwić profesorowi prowadzenie ambitnych badań, bo wynikające z tego korzyści są nie do przecenienia.

AR: Ale czy tylko pieniądze mogą uatrakcyjnić zawód nauczyciela?

Płace nauczycieli trzeba systematycznie podnosić, ale jeśli budżetu nie stać na to, by płacić nauczycielom naprawdę wysokie pensje, powinno się przynajmniej zachować przywileje, z których obecnie korzystają. Od razu jednak powiem, że nie uważam, by takim magnesem przyciągającym młodych ludzi do zawodu była wcześniejsza emerytura. Kiedy ma się 25 lat i opuszcza mury uczelni, nie myśli się o tym, co będzie za 30-35 lat. Większą zachętą do podjęcia pracy nauczyciela są długie wakacje i osiemnastogodzinne pensum w tygodniu. Dlatego nie można zwiększać go ponad miarę. Praca pedagoga to wszak nie tylko prowadzenie lekcji. Magnesem przyciągającym dobrze wykształconego nauczyciela do szkoły może być więc – oprócz płacy – także system szkoleń oraz możliwość rozwoju i doskonalenia. Nauczyciele skarżą się często na niski etos pracy nauczyciela. Aby wzmocnić autorytet nauczyciela, należy więc budować pozytywny obraz szkoły i tego zawodu.

AR: Właśnie w tym roku szkolnym wchodzą w życie nowe programy nauczania, a reforma, do której są one dopasowane, będzie wdrożona dopiero w roku 2012. Po planie edukacji sześciolatków jest to kolejny paradoks polskiej oświaty. Czy nie pora zatrzymać eksperymenty na polskich uczniach?

Celem reformy szkolnictwa powinna być realna naprawa systemu edukacji. Musi ją poprzedzać głęboka analiza i ocena obecnego stanu rzeczy, a także konsultacje z całym środowiskiem edukacyjnym. Zanim podjąłem decyzję o odmowie podpisania nowelizacji ustawy o systemie oświaty, spotkałem się z przedstawicielami zainteresowanych grup. Te konsultacje pokazały zgodność poglądów w takich kwestiach, jak brak warunków dla objęcia obowiązkiem rocznego przygotowania przedszkolnego dzieci w wieku 5 lat oraz obowiązkiem szkolnym sześciolatków, czy nadmierna decentralizacja zadań oświatowych państwa, przy zwiększonej swobodzie organów prowadzących szkołę.

Forsowanie radykalnych zmian organizacyjnych i programowych bez wystarczającego finansowego zabezpieczenia, i to w dobie kryzysu, może fatalnie odbić się na naszej edukacji, a najwięcej stracą najmłodsi. Skoro rząd tnie wydatki, to skąd weźmie pieniądze na przebudowę placówek szkolnych, kształcenie nauczycieli lub zmianę wyposażenia klas i świetlic? Nie mam wątpliwości, że należy kiedyś przejść na system wcześniejszej edukacji, ale musi to być dobrze przygotowane przedsięwzięcie.

AR: Czy mamy rozumieć, że [obecnej] reformie nie przyświeca konkretny cel?

Łatwiej odpowiedzieć, jaki cel przyświecać powinien. A chodzi przede wszystkim o podniesienie jakości i poziomu edukacji oraz zwiększenie liczby osób kształcących się i dokształcających. Szkoły na każdym poziomie powinny młodym ludziom zapewnić wiedzę i przygotować ich do pełnienia w społeczeństwie odpowiedniej funkcji, a w przyszłości umożliwić zdobycie doświadczenia zawodowego. Wysoki poziom szkolnictwa stanowi bowiem podstawę dla rozwoju gospodarczego i kulturalnego.

Natomiast czym kierowali się autorzy tej reformy? Na pewno widać w niej determinację rządu do decentralizacji oświatowych zadań państwa. Edukacja staje się w ten sposób kolejnym obszarem życia, w którym obecnie rządzący chcą ograniczać rolę państwa, pomniejszać jego znaczenie w oczach obywateli. Niepokoją mnie zapisy oznaczające daleko idące ograniczenie zadań i roli nadzoru pedagogicznego, przy jednoczesnym zwiększeniu swobody organów prowadzących szkoły. (...) Rozumiem, że po centralizacji z czasów komunizmu ona [decentralizacja] mogła być traktowana jako wartość, ale to nie oznacza, że jest wartością zawsze i samą w sobie. Edukacja musi pozostać w rękach państwa, stąd też jestem zwolennikiem bardzo silnego nadzoru rządowego nad edukacją państwową, a przeciwnikiem osłabiania tego nadzoru, co rząd forsuje głównie poprzez decentralizację.

AR: Decentralizacja to droga do budowania społeczeństwa obywatelskiego, otwartego, o które Pan Prezydent się wcześniej upomniał.

W systemie oświaty dowolna możliwość wybierania programów nauczania przez nauczycieli doprowadziła, niestety, do dezorientacji oraz do tego, że nie zawsze przekazywany jest ten zasób wiedzy, który określa naszą tradycję narodową i naszą tożsamość. (...) Wiele razy, w różnych miejscach, w których spotykam się z młodymi ludźmi, powtarzam, że aby szanować siebie, należy budować swoją tożsamość w oparciu o własną historię i własne doświadczenie. Patriotyzm czyli umiłowanie ojczyzny, jej historii, tradycji i języka jest wielką wartością. Nie wyobrażam więc sobie, aby w szkole zabrakło nauczania i wychowania w tym duchu. Dlatego zmniejszenie liczby godzin nauczania historii jest nieodpowiedzialne. Inne instytucje, nawet te tak chwalone za swą działalność edukacyjną, jak Instytut Pamięci Narodowej czy Muzeum Powstania Warszawskiego, nie są w stanie wypełnić luki powstałej w rezultacie planowanych ograniczeń. One świetnie uzupełniają szkolną edukację i mogą ją uatrakcyjniać, ale na pewno nie zastąpią szkoły w jednym z jej najważniejszych zadań: kształtowaniu tożsamości młodych Polaków w duchu szacunku dla tradycji i poczucia więzi z własnym narodem i państwem.

AR: Jak wobec tego stworzyć trwały i spójny system kształcenia młodych ludzi?

Przed udzieleniem odpowiedzi na takie pytanie trzeba sobie uświadomić bardzo istotną rzecz. Otóż w edukacji pewne procesy trwają latami, a realne efekty podejmowanych decyzji widać czasem dopiero w cyklu pokoleniowym. Nauka i szkolnictwo to nie miejsce na decyzje podejmowane ad hoc, często obliczone na uzyskanie jakichś krótkoterminowych korzyści, także politycznych.

W edukacji liczy się konsekwencja i cierpliwość. Krótko mówiąc – ewolucja, a nie rewolucja. Jak ja widzę dobry system kształcenia? Z pewnością nie należy obniżać wymagań stawianych młodym ludziom. Należy zadbać o cele kształcenia, aby absolwent mógł wejść w dorosłe życie z wiedzą, ale też z odpowiednim przygotowaniem do podejmowania zadań obywatelskich, zawodowych. Ale to jest nie tylko kwestia oświaty, ale całego systemu społecznego, w którym awans jest możliwy dla wszystkich.

Z Prezydentem RP prof. Lechem Kaczyńskim rozmawiała Anna Raczyńska
 
10 kwietnia 2010 r. w pobliżu lotniska w Smoleńsku rozbił się samolot oficjalnej delegacji władz Rzeczpospolitej Polskiej na obchody 70 rocznicy Zbrodni Katyńskiej. W katastrofie lotniczej zginęły 94 osoby, w tym Prezydent Lech Kaczyński, jego małżonka Maria Kaczyńska, szefowie ważnych urzędów państwowych, posłowie i senatorowie, najwyżsi polscy dowódcy wojskowi, przedstawiciele środowisk katyńskich i cała załoga.