Skąd się biorą innowacje?

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Nie uczymy dzieci i młodzieży współpracy i stawiania pytań problemom. Nie pokazujemy im, że warto ryzykować. W zamian zaszczepiamy w nich dużo zwątpienia, lęku przed publicznym ośmieszeniem oraz schematów myślenia i działania. Na późniejszym etapie tworzymy sztuczny i nieprawdziwy podział na odtwórczych, przeładowanych niepraktyczną wiedzą humanistów i obdarzonych zmysłem kombinacji, innowacyjnych ścisłowców-inżynierów. To nie sprzyja tworzeniu innowacyjnego społeczeństwa oraz innowacyjnych produktów i usług – tłumaczy dr Karolina Charewicz-Jakubowska ze School of Ideas, z którą Uniwersytet SWPS rozmawiał o grzechach głównych systemu edukacji, tworzeniu oryginalnych rozwiązań i kształceniu innowatorów.

Innowacja, innowacyjność – to ostatnio słowa odmieniane przez wszystkie przypadki. czym właściwie jest innowacyjność?

Mówiąc krótko: innowacyjność to zmiana prowadząca do nowej jakości, nowej relacji czy nowego sposobu działania lub rozwiązania. A mówiąc jeszcze zwięźlej i osadzając sprawę w realiach rynkowych: zmiana, w efekcie której powstaje nowa usługa lub nowy produkt. Posłużę się przykładem: do istniejącego już zestawu klocków wprowadzamy nieoczekiwane elementy. W rezultacie powstaje inny zestaw klocków, który lepiej odpowiada aktualnym potrzebom użytkowników, otwiera nowe możliwości przed budowniczymi i jednocześnie wpływa na pozostałe zestawy klocków.

Nie chodzi jednak o np. nowy wariant budowli, utworzony ze znanych elementów. Chodzi o odmienny sposób myślenia, za którym idą nowatorskie działania czy nieistniejące wcześniej relacje.

Co jest zatem warunkiem powstania innowacyjnych produktów, usług, działań?

Najbardziej podstawowe warunki to otwartość na niestandardowe sposoby myślenia, uważna obserwacja, gotowość poniesienia ryzyka, odwaga w działaniach, ale też… umiejętność słuchania, prowadzenia dialogu z innymi i współpracy.

Na kogo stawiać, tworząc innowacyjne społeczeństwo – technicznych specjalistów czy humanistów?

Na ludzi bez kompleksów, bystrych obserwatorów, odważnie podejmujących decyzje, z otwartą głową, chętnych do podejmowania wyzwań i przede wszystkim – gotowych do współpracy.

Inna sprawa, że w wyniku braku sprzężenia, o którym mówiłam wcześniej, przy najlepszych nawet inwestycjach w prace badawcze, np. nad innowacyjnymi rozwiązaniami technicznymi, nie będzie sukcesu, jeśli zabraknie pozostałych czynników: inwestora, sprzyjającej sytuacji prawnej i rynkowej, zaangażowania i wsparcia na etapie wdrażania nowego pomysłu. Innowacyjność nie jest jednak równoznaczna wyłącznie z rozwiązaniami technicznymi. Innowacje społeczne, organizacyjne, marketingowe czy procesowe nie powstają w grupie stereotypowo rozumianych technicznych specjalistów.

Inwestowanie w skrajności i sterowanie rynkiem przez analizy zapotrzebowania na konkretnych specjalistów oraz ekspertyzy w rodzaju: „Szanse na rynku pracy mają absolwenci uczelni technicznych” to droga, która z pewnością nie prowadzi do innowacyjnego społeczeństwa.

Chyba mamy jeszcze sporo do zrobienia w tej kwestii. W rankingu global innovation index 2015, określającym poziom innowacyjności poszczególnych państw, Polska zajęła 46. miejsce na świecie na 141 sklasyfikowanych krajów. Skąd tak kiepski wynik?

Cóż, przyczyn należy upatrywać w nadal niesprzyjającej sytuacji rynkowej oraz w braku kompleksowo pomyślanego wsparcia innowacyjnych inwestycji. Inwestor wyłoży pieniądze na realizację konkretnego pomysłu, jeśli szanse na jego powodzenie będą sensownie skalkulowane. Jeśli ryzyko nie opłaca się, bo otoczenie nie sprzyja jego podjęciu, a zwrot poniesionych kosztów jest zbyt długodystansowy lub niepewny, nikt nie zapłaci za nawet najbardziej obiecującą inwestycję. To jedna strona medalu.

Druga, to faktycznie edukacja. Jednak poszłabym tu nieco dalej: poziom uniwersytecki to dopełnienie edukacyjnej ścieżki, która zaczyna się znacznie wcześniej i niestety w naszym przypadku nie jest pasmem sukcesów. Nie uczymy dzieci i młodzieży współpracy, nie pokazujemy, że warto ryzykować. W zamian zaszczepiamy w nich dużo zwątpienia, lęku przed publicznym ośmieszeniem oraz schematów myślenia i działania. To dzieje się znacznie wcześniej, niż na etapie wyboru między kierunkiem humanistycznym a ścisłym.

Jeszcze inną kwestią jest całkowicie nieprawdziwy podział, umieszczający po jednej stronie barykady odtwórczych, przeładowanych niepraktyczną wiedzą humanistów, po drugiej obdarzonych zmysłem kombinacji, innowacyjnych ścisłowców i inżynierów. Tak wcale nie powinno być i nie jest w żadnym z krajów z czołówki Global Innovation Index.

Jaki więc powinien być program studiów kształcących osoby, które są w stanie stymulować innowacje?

Obok skrupulatnie przemyślanego trzonu niezbędnej wiedzy kierunkowej konieczne są zajęcia pobudzające kreatywność, zmuszające do przedstawiania własnych rozwiązań – nie kompilacji czy wyuczonej szczegółowej wiedzy. Znacznie lepsze efekty przyniosłoby np. zadanie, zmuszające do postawienia 10 pytań konkretnemu problemowi, niż przygotowywanie jego kolejnej z rzędu prezentacji, zawierającej skompilowaną i coraz częściej zaczerpniętą z sieci powierzchowną wiedzę.

Absolutną podstawą są „lekcje z myślenia”, polegające na zadawaniu sensownych pytań, zmuszaniu do analizy, wyciągania wniosków, proponowania własnych rozwiązań i… dyskusji – wyrażania swoich przekonań i konfrontowania się z opiniami innych. Co ważne, to zasady, które można wcielić niezależnie od kierunku studiów. Konieczne jest przestawienie zwrotnicy w sposobie przekazywania wiedzy i egzekwowania rezultatów nauczania.

Program School of Ideas został stworzony z myślą o takiej właśnie aktywizacji i dynamizacji procesu nauczania. Chcemy, by nasi studenci potrafili zdobytą wiedzę wykorzystać do tworzenia własnych rozwiązań, eksperymentowali bez kompleksów, mając na podorędziu nowatorskie narzędzia i koncepcje. Słowem, by odważnie praktykowali wiedzę i wykorzystywali ją na rzecz innowacyjnych rozwiązań. (...)

 

(Źródło: Uniwersytet SWPS)