e-Podręczniki – cisza przed burzą?

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Temat e-podręczników ostatnio trochę jest mniej obecny w mediach. Ciekawy jestem, czy po jutrzejszej debacie w siedzibie Gazety Wyborczej (Cyfrowe podręczniki – jakie będą?) media znów zapełnią się ognistymi wypowiedziami zapowiadającymi koniec wolnej konkurencji na rynku podręczników i nadchodzącą cyfrowo-wydawniczą katastrofę made in ORE?photo: istockphoto.com

Więcej konkretów

Dobrze byłoby, aby na wspomnianej debacie instytucje odpowiadające za kształt programu Cyfrowa Szkoła ujawniły trochę więcej szczegółów na temat projektu e-podręczników. Skoro wymyślamy coś od nowa, to oczywiście możemy nie być w stanie udzielić od razu wszystkich odpowiedzi, ale jakieś punkty wyjścia, założenia, są pewnie już określone. Jeśli nie będzie konkretów, grozi nam znów mdła i nudna nagonka medialna, w której mniej lub bardziej zdolni PR-owcy na zamówienie wydawców będą sypać mniej lub bardziej trafnymi argumentami przeciwko Cyfrowej Szkole z e-podręcznikami. Naszą polską zdolnością jest wieszczenie, więc pewnie wiele krytycznych głosów i tak padnie. Nie zapominajmy jednak, że główni zainteresowani – czyli uczniowie - naprawdę chcą tych e-podręczników. Nauczyciele zresztą pewnie też. Dlatego zanim zaczniemy znów dyskutować kwestię e-podręczników, warto zobaczyć ten filmik, z polskiej publicznej szkoły, Gimnazjum im. Feliksa Szołdrskiego w Nowym Tomyślu.

Bardzo jestem też zainteresowany głosem wydawców na debacie. Wiadomo, że są generalnie przeciw idei bezpłatnych e-podręczników finansowanych przez państwo, ale nie biorą pod uwagę tego, że rodzice (społeczeństwo?) chcą dokładnie tego. Dobrze byłoby zatem, gdyby pojawiły się jakieś elementy konstruktywne w propozycjach wydawnictw. 

Więcej o idei

Ciekawe spojrzenie na e-podręczniki ma prof. Lech Mankiewicz, który rozwija polską wersję Akademii Khana (http://khanacademy.pl/): „Moim zdaniem cyfrowy podręcznik to powinien być kontrakt pomiędzy MEN a wydawcą. W ramach tego kontraktu wydawca zobowiązuje się w czasie obowiązywania kontraktu przekazywać do domeny publicznej materiały, służące kształceniu (podcasty a'la Khan, interaktywne ćwiczenia, symulacje, oprogramowanie umożliwiające korzystanie z materiałów dostępnych publicznie, gry edukacyjne, narzędzia do tworzenia własnych materiałów itp., zorganizowane w Mapę Wiedzy, a więc nie według podstawy programowej, lecz według faktycznej sieci powiązań, refleksji, wynikania. Byłoby to także zobowiązanie do stałego uzupełniania i ulepszania tych materiałów, zgodnie z najnowszym standardem wiedzy i możliwościami technologicznymi. Do tego rozpowszechniane za darmo oprogramowanie pozwalające nauczycielowi łączyć te materiały w pakiety do wykorzystania w klasie oraz śledzenie postępów uczniów, przy założeniu, że będą przede wszystkim wykorzystywane przez uczniów w czasie samodzielnej pracy.“ (z wpisu profesora Makniewicza na Facebooku).

Nie będę teraz komentował, czy to jest dobra czy zła propozycja. Przytoczyłem, ponieważ jest to jedna z pierwszych (pomimo już tak długo trwającej debaty) wizji e-podręczników w polskiej szkole. Pomimo wielu miesięcy dyskusji w mediach, mało mieliśmy dotąd rozmowy o idei samego e-podręcznika i jego umiejscowieniu w nauczaniu. Milczenie MEN i ORE w tym temacie jest naprawdę zadziwiające... 

Więcej wolności

Na koniec wydaje mi się, że powinniśmy zrobić jeszcze duży krok naprzód na rynku podręczników i e-podręczników. Dajmy swobodę nauczycielowi decydowania, co można „uznać“ za podręcznik, a co nie. Jeśli uznajemy, że nauczyciele mają odpowiednią wiedzę i kompetencję, a zatem także zdolność oceny narzędzi dydaktycznych, którymi się posługują - nie potrzebujemy wcale decyzji MEN o dopuszczeniu podręczników do użytku szkolnego (Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 21 czerwca 2012 r.). Niech każdy podręcznik broni się sam, swoją wartością merytoryczną. To pozwoliłoby na swobodniejszy i pewnie sensowniejszy dobór materiałów przez nauczycieli na wszystkich poziomach kształcenia oraz de facto na większą konkurencję między podręcznikami. A prawdziwą konkurencję przecież wszyscy wydawcy edukacyjni kochają, czyż nie?

(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym)