Co kryje skrzynia władcy piorunów?

fot. Fotolia.com

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Czasami człowiek porywa się na omawianie lektury, która nie jest specjalnie popularna. I wspaniale. Istnieje bowiem pełna dowolność w doborze form i metod pracy. A zresztą, czy ona przypadkiem nie istnieje zawsze?

Przetestowane - zaakceptowane

Jak to dobrze, że moje starsze dziecko wyrasta na młodego czytelnika (młodsze zresztą też). Nawet nie wiecie, jak bardzo pozwala mi to rozwój własnych zainteresowań książkowych. Do tej pory sięgałam raczej po teksty dla nieco starszej młodzież. Molik, który ledwie wszedł w wiek nastoletni, zmienił nieco matczyne zapatrywania.

Wiecie, jak to jest? Najpierw proponujecie dziecku teksty, które mieliście okazję już poznać (niektóre nieco na wyrost, ale niech spróbuje, czy się spodobają). Nadchodzi jednak taki czas, w naszym przypadku dość szybko, gdy nie macie już więcej tytułów na podorędziu i zaczynacie poszukiwania (nie uratowało nas nawet to, że matka jest polonistką, Panicz po prostu pochłania książki, i te papierowe i te w wersji audio). Sprawdzacie strony z recenzjami, pobieracie fragmenty, by choć odrobinę poznać zarys akcji. Staracie się dobierać teksty nie tylko ciekawe, ale przy okazji mądre.

I tak właśnie wpadłam na trop powieści "Skrzynia władców piorunów". W pierwszej chwili pomyślałam: historia życia wynalazcy - nuda. A jednak dałam jej szansę, przetestowałam na Paniczu i okazało się, że rozwiązywanie zagadki zaginięcia taty jednego z bohaterów jest niezłą przygodą. Dlaczego by więc nie zaprosić na nią moich uczniów?

fot. Joanna Krzemińska

Skrzynia skarbów

Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Muszę przyznać, że szkolne dzieci były dość zadowolone z mojego wyboru. Otrzymały książkę dotyczącą swoich rówieśników (mniej – więcej), z kryminalnym zapleczem i niezwykłą postacią w tle. Ileż tu mamy tematów do omówienia, ile pretekstów do rozmowy. Z jednej strony niepełnosprawność Julki, z innej synestezja Toma. Na osobną lekcję zasługuje też postać Biszkopta, o Tesli nie wspominając. Trzeba wszystko to jednak jakoś zebrać i podsumować.

Na ostatnich zajęciach, podczas których omawialiśmy lekturę, zaproponowałam uczniom uzupełnienie notatki wizualnej. W jasny sposób porządkuje ona najważniejsze informacje. A przy okazji cieszy oko (przynajmniej moje...). Ale nie koniec na tym. Ponieważ lubimy bawić się szyframi, a w treści książki ukryty był całkiem prosty schemat kodu, ostatnim akcentem i pożegnaniem z Teslą było przygotowanie „tajnej wiadomości” da kolegów i koleżanek (mamy w tej dziedzinie już nieco wprawy, więc poszło bardzo szybko).

Ktoś powie: po co szukać nowych tytułów, skoro jest tyle sprawdzonych? A ja mu wtedy odpowiem: po to, by pokazać młodym ludziom, że czytanie może być przyjemnością, a nie tylko przykrym obowiązkiem.

 

Notka o autorce: Joanna Krzemińska jest nauczycielką języka polskiego w Szkołach Prywatnych "Mikron" w Łodzi. Prowadzi własny blog edukacyjny Zakręcony Belfer, w którym ukazał się niniejszy artykuł. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Licencja CC-BY.

 

PRZECZYTAJ TAKŻE:

>> Czy przeczytaliście już lekturę?

>> Dobre pomysły na zajęcia z języka polskiego

>> Uwaga! Czytamy!