Ach, te księgi

fot. Joanna Krzemińska

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

"Pan Tadeusz". Wiekopomne dzieło literatury polskiej. I koszmar dla większości uczniów... Jak podejść do omawiania tego obowiązkowego tekstu, by nie zwariować? I tak, by uczniowie byli zorientowani, o co w nim w ogóle chodzi? Projektem!

Razem, a jednak osobno

Gdy moja ósma klasa zbliżała się do czasu, z w którym mieliśmy omawiać epopeję narodową, zaczęłam zastanawiać się, jak zabrać się za pracę z niełatwym dla młodych ludzi tekstem. Z moich doświadczeń wynika, że dzieciaki czytają, ale niekoniecznie to, na czym zależałoby nauczycielowi. No i nie oszukujmy się, trzeba mieć w sobie sporo samodyscypliny, by pochylić się na “Panem Tadeuszem”. Do tej pory tekst omawialiśmy w liceum (w klasach po gimnazjum), a od kilku lat powrócił na szkoły podstawowej łono (parafrazując wieszcza). Czy to był dobry krok? Nie jestem pewna...

Wiedziałam natomiast, że jeśli w ogóle cokolwiek ma się udać, musimy wspólnie przeczytać pierwszą księgę. Na głos. W klasie. Każdy z uczniów miał za zadanie przedstawić niewielki fragment tekstu. Na bieżąco wyjaśnialiśmy wątpliwości, staraliśmy się również rozwikłać niejasności w relacjach rodzinnych i towarzyskich bohaterów. Nie obyło się również bez recytacji “Inwokacji” (choć akurat ten element nie cieszył się specjalną sławą i zainteresowaniem).

Lapbookowo, kolorowo

W dalszej kolejności postawiłam na pracę projektową, tym razem jednak młodzi ludzie pracowali indywidualnie nad zleconym materiałem. Uznałam bowiem, że każdy z uczniów zajmie się opracowaniem jednej, każdy innej, księgi z dzieła Mickiewicza. Jak łatwo się domyślić, dla niektórych zabrakło “rozdziału” do opracowania. Poradziliśmy sobie jednak z tym kłopotem. Osoby te otrzymały polecenia “okołolekturowe” (np. potrawy występujące na kartach utworu, zwyczaje szlacheckie albo drzewo genealogiczne Sopliców). Najważniejsze, że każdy miał swoją działkę do przygotowania.

Na czym polegało zadanie? Dzieciaki opracowywały lapbooki. Oprócz tego, że forma plastyczna została narzucona, posiadały sporą dowolność, w jaki sposób zaprezentują wiadomości. Ważnym dla mnie było, by na podstawie tego, co wpiszą do swoich książeczek, potrafili przedstawić najważniejsze wydarzenia, postaci, motywy. Z satysfakcją zauważyłam, że lata pracy metodą projektu owocują. Nie dość, że znakomita większość doskonale poradziła sobie z poleceniem, to okazało się, że wszystko zostało zwieńczone wystąpieniami na naprawdę wysokim poziomie.

Różnorodność jest piękna

W tego typu działaniach cieszy mnie nie tylko swoboda w doborze metod i środków, które wykorzystują uczniowie. Zachwyca mnie również to, że mierzą się z zadaniem zgodnie z własnymi zdolnościami, dzięki czemu otrzymujemy szeroki wachlarz pomysłów. Niektóre lapbooki zawierają elementy zapierające dech w piersiach ze względu na technikę wykonania, inne zaskakują pomysłem. I ta różnorodność jest piękna oraz wartościowa. Przy okazji młodzi ludzie odbywają lekcję: prawdziwa wartość tkwi w indywidualnym podejściu do tematu. A to jest nie do przecenienia.

Na deser, po takim wyjątkowym omówieniu lektury, postanowiliśmy skonfrontować nasze wyobrażenia o postaciach i przebiegu akcji z tymi, które zostały zaprezentowane w adaptacji filmowej. Uważam, że w przypadku tekstów dawnych, sformułowanych z wykorzystaniem niedzisiejszego języka, warto odwołać się filmu. Choćby po to, by uczniowie, którzy mają trudności nawet ze współczesną polszczyzną, mieli szansę na obcowanie z tematem.

Jeśli chcecie zobaczyć, jakie aktywności podjęliśmy, pracując z fragmentami “Pana Tadeusza” w młodszych klasach, koniecznie zajrzyjcie <tu>.

 

Notka o autorce: Joanna Krzemińska jest nauczycielką języka polskiego w Szkołach Prywatnych "Mikron" w Łodzi. Prowadzi własny blog edukacyjny Zakręcony Belfer, w którym ukazał się niniejszy artykuł. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Licencja CC-BY.