Realizując z uczniami 2,5-letni projekt „Myślę, decyduję, działam – finanse dla najmłodszych, 2 edycja” musieliśmy zmierzyć się z tematem oszczędzania i inwestowania, a przede wszystkim z pojęciem giełdy i jej funkcjonowaniem. Celowo mówię o „mierzeniu się”, bo zupełnie nic nie wiedząc na temat giełdy, zastanawiałam się jak przybliżyć uczniom jej mechanizm: kwestię inwestowania, znaczenie kursu akcji i inne w sposób atrakcyjny, przede wszystkim jednak przystępny. I wtedy (jak zawsze!) z pomocą przyszli mi rodzice, a szczególnie mama Feliksa, która opisała na Librusie fantastyczną propozycję – symulacyjną grę na giełdzie. Poniżej jej relacja.
Nie tak dawno temu, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności wpadły mi w ręce materiały Fundacji Katalyst Education o tym, że należy oraz jak „rozmawiać z dziećmi o finansach (materiały dostępne tutaj).
Zainspirowana ich treścią, od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem wyjaśnienia moim dzieciom jak działa giełda papierów wartościowych. O przenoszeniu praw z papierów wartościowych w publicznym obrocie pisałam przecież pracę magisterską (jakieś 100 lat temu...). Tylko jak przekonać własne dzieci do dodatkowych zajęć z mamą, w dodatku z matematyką w tle? Z nieoczekiwaną pomocą przyszła wychowawczyni mego syna, która w ramach zajęć z przedsiębiorczości poszukiwała osoby, która opowie dzieciom o giełdzie. Tak narodził się pomysł przeprowadzenia symulacji gry na giełdzie.
Wiedziałam, że moimi inwestorami będą dzieci w wieku 9-10 lat. Zasady naszej symulacji powinny więc być dostosowane do ich sposobu widzenia świata oraz moich możliwości technicznych i czasowych (pracuję na etacie). Z drugiej strony, nasza giełda powinna jak najbardziej odzwierciedlać rzeczywistość, aby płynęła z niej korzyść edukacyjna.
Klasa mego syna podzieliła się na 5 grup (5 inwestorów), dla każdej grupy prowadziłam rachunek maklerski (zobacz), w którym odnotowywałam: akcje których spółek, w jakiej ilości, po jakim kursie i w której dacie były kupowane lub sprzedawane. Dla ułatwienia ustaliłam z klasą, że przedmiotem naszej symulacji będą tylko akcje spółek notowanych na WIG 20[1]. Kolejnym ułatwieniem było ustalenie, że składane przez dzieci zlecenia kupna/sprzedaży akcji będą rozliczane po kursie zamknięcia[2] a nie według bieżących notowań. Każda grupa otrzymała na początku 10 000 wirtualnych złotych. Kwota była zdeponowana na wirtualnym rachunku bankowym oprocentowanym w wysokości 8% w skali roku. Średnio każdego dnia kwota zarabiała więc około 2 wirtualnych złotych. Oczywiście ten rachunek bankowy to kolejny, prowadzony przeze mnie plik excel. Po ustaleniu z klasą zasad funkcjonowania naszej giełdy oraz celu gry (pomnożenie środków na rachunku bankowym) zaczęliśmy naszą zabawę. Maklerem został mój syn, który codziennie zbierał w klasie od inwestorów zlecenia kupna/sprzedaży akcji według przygotowanego przeze mnie wcześniej wzoru i przynosił je do domu. Natomiast ja każdego wieczoru sprawdzałam kursy i realizowałam zlecenia, odejmując lub dodając do kapitału początkowego kwoty wynikające ze sprzedaży/kupna określonych w zleceniu pakietów akcji.
Ponieważ zlecenia były realizowane po kursie zamknięcia a nie według bieżących notowań, wprowadziłam zabezpieczenie w postaci:
- minimalnej ceny sprzedaży – jeżeli kurs zamknięcia był wartością niższą niż cena minimalna sprzedaży to zlecenia nie były realizowane,
- maksymalnej ceny kupna – jeżeli kurs zamknięcia był wartością wyższą niż cena maksymalna to zlecenia też nie było realizowane.
Mimo, że w teorii dzieci wiedziały na czym polega cena minimalna i maksymalna, to w praktyce był problem z jej ustaleniem. Szybko więc zmodyfikowaliśmy tę zasadę, ustalając, że można określać cenę minimalną/maksymalną, ale nie jest to obowiązkowe.
Nasza zabawa trwała około dwóch tygodni. Inwestorzy byli bardzo zróżnicowani – niektóre grupy dużo i aktywnie kupowały/sprzedawały, inne postanowiły część kapitału zostawić na oprocentowanej lokacie a część zainwestować na giełdzie, ale nie dokonywać wielu transakcji.
Wcześniej w klasie rozmawialiśmy, kto ustala ceny akcji na giełdzie („niewidzialna ręka rynku”), co może na nią wpływać (informacje o kłopotach lub sukcesach notowanych spółek). Nie mam pewności czy moi inwestorzy pilnie śledzili informacje z rynku, ale kiedy indeksy giełdowe banków zaczęły spadać na warszawskiej giełdzie, na naszej giełdzie wystąpiła masowa sprzedaż tych akcji…
Ostatecznie wygrała grupa żeńska, która znalazła złoty środek między odkładaniem pieniędzy na oprocentowanej lokacie a inwestowaniem w walory[3]. Co ciekawe grupa ta zarobiła znacząco więcej, część środków inwestując na giełdzie a część odkładając na lokacie, niż gdyby całość środków została ulokowana na lokacie. Najsłabiej wypadła grupa, która tylko grała na giełdzie i praktycznie nie odkładała pieniędzy na lokacie.
To było bardzo ciekawe doświadczenie – mówi Magdalena Witek, mama Feliksa.
Więcej
Mini słownik ekonomiczny
[1] WIG20 – indeks giełdowy 20 największych spółek akcyjnych notowanych na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych np. Allegro, mBank, Pepco, PZU).
[2] Kurs zamknięcia – cena, po której są zawierane ostatnie transakcje na akcjach danej spółki, jeżeli nie da się jej ustalić – przyjmowana jest cena, po której zrealizowano ostatnia transakcję).
[3] Walor – potoczne i często używane w informacjach finansowych i literaturze ekonomicznej określenie papierów wartościowych, w szczególności tych, które są notowane na giełdzie papierów wartościowych
Notka o autorce: Edyta Karwowska jest nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej, absolwentką Akademii Pedagogiki Specjalnej oraz Nauczycielskiego Kolegium Języka Francuskiego na UW. Współautorka programów edukacyjnych dla dzieci m.in. „Twórcze bazgroły. Przygody Ważki Grażki”. Ambasadorka programu eTwinning oraz Uniwersytetu Dzieci w Klasie, entuzjastka nowych technologii w edukacji. Należy do społeczności Superbelfrzy RP. Współautorka bloga www.programrazem.blogspot.com.