Profil na Facebooku, czyli nauczyciel w sieci

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
ICT w edukacjiPortale społecznościowe to hit ostatnich lat - do wyboru są zagraniczne, jak np. Facebook, Bebo, My Space, jak i polskie, np. Grono czy  Nasza Klasa. Niby nie ma nic dziwnego w dzieleniu się zdjęciami i w odnajdywaniu starych znajomych. Ale pojawia się pytanie - czy nauczycielom wypada tworzyć ogólnodostępne profile, które łatwo mogą odnaleźć ich uczniowie?
 
W dobie Internetu zmienia się radykalnie to co, rozumiemy przez słowo prywatność. Ukryte dotąd w domowych szufladach zdjęcia są nagle dostępne dla bardziej lub mniej ograniczonej liczby osób. Portale społecznościowe są kolejną metodą nawiązywania kontaktu międzyludzkiego, oczywiście w formie nieformalnej, ale także miejscem, gdzie dostęp do informacji jest bardzo demokratyczny. W związku z tym każdy nauczyciel musi brać pod uwagę to, że z prawie stuprocentowym prawdopodobieństwem spotka w sieci któregoś ze swoich uczniów. Wiele osób zajmujących się edukacją zastanawia się, nad tym, czy takie interakcje powinny mieć miejsce, a jeżeli tak – to w jakiej formie. 

Zmiana w uniwersyteckiej hierarchii
Pokusa wkroczenia w świat portali jest szczególnie silna, ponieważ uczniowie, do których na co dzień czasem bardzo ciężko dotrzeć, spędzają tam bardzo dużo czasu. Włączenie się do społeczności internetowej może pomóc nauczycielom zbliżyć się do swoich podopiecznych i spotkać uczniów na gruncie, który jest im bardziej znany i przyjazny. Z drugiej strony, zakładanie „profesorskich” profili może być odbierane jako naruszanie obszarów zarezerwowanych tylko dla uczniów i co ważniejsze, przekraczanie subtelnej bariery „stosownego zachowania”.

Szkoły są jednostkami, które relatywnie trudno dostosowują się do nowych okoliczności, więc nadal z nieufnością podchodzą do portali społecznościowych, szczególnie w odniesieniu do dzieci i młodzieży z najniższych szczebli edukacyjnych. Zresztą, działalność internetowa jest tylko jednym z przejawów zmieniającego się obrazu szkolnictwa – szczególnie wyższego, które dotąd było strukturą bardzo zhierarchizowaną. Obecnie formalne stosunki między kadrą a studentami rozluźniają się, a część wykładowców dopuszcza to, że np. uczestnicy ich zajęć zwracają się do nich po imieniu. W związku z tym trendem, nietrudno się dziwić, że wszelkie platformy umożliwiające kontakty nauczycieli i uczniów zyskują na popularności, ale edukatorzy prawie jednogłośnie podkreślają, że trzeba jasno określić ramy tego typu spotkań.

Problematyczny networking
Dylemat związany z tzw. networkingiem istnieje, ale jest też możliwy do rozwiązania. "Uważam, że nauczyciele powinny jasno odgrodzić od siebie relacje natury zawodowej i społecznej. Dopóki to narzędzie [portale społecznościowe] będzie wykorzystywane w celach naukowych, edukacyjnych lub do rozwoju zawodowego, nie widzę w całej sytuacji żadnego problemu”. - mówi Jared Stein z Utah Valley University.
 
Przykładem wykładowcy odpowiedzialnie korzystającego z Facebooka jest Alec Couros, wykładowca technologii edukacyjnych i mediów na University of Regina w Kanadzie. Używa on portalu, żeby jego obecni i poprzedni studenci mogli się z nim skontaktować, a także mieć możliwość poznania się nawzajem. Podkreśla, że to peryferyjna przestrzeń w stosunku do kursów, które prowadzi. Dodaje, że w momencie rozpoczęcia działalności w portalu musi być zawarte porozumienie między prowadzącym zajęcia, a studentami. Tłumaczy, że „powinno się sporządzić listę rzeczy, które są w porządku – takie jak wymienianie wiadomości dotyczących zawartości i organizacji kursu, ale jeżeli widzisz, że jestem zalogowany, nie marnuj mojego czasu na zwykłą pogawędkę”. Couros dodaje, że pod żadnym pozorem osoby, które „zaprzyjaźniają się” z nim online nie mogą liczyć na faworyzowanie w czasie zajęć. Nie zgadza się na przykład, żeby za pomocą Facebooka studenci zwracali się do niego w sprawach formalnych – takich jak na przykład przesunięcie terminu złożenia pracy semestralnej. Podkreśla też, że istnieje zasadnicza różnica między tego typu kontaktami na uczelniach i na niższych szczeblach edukacji. W świecie akademickim wykładowcy i studenci mają relacje zbliżone bardziej do stosunków koleżeńsko-zawodowych, ale dla przeciętnego ucznia podstawówki, nauczyciel jest osobą bardzo odległą i niedostępną. Jak na razie, kolejne amerykańskie szkoły decydują się na całkowity zakaz zakładania profili w popularnych portalach społecznościowych przez swoich pracowników, żeby uniknąć związnych z tym możliwych problemów. Głównym zarzutem jest zagrożenie dla profesjonalizmu i niebezpieczne zmniejszanie dystansu między dwiema stronami procesu dydaktycznego.

KOMENTARZ

Zainteresowana tematem, postanowiłam sprawdzić, czy polskich wykładowców również można odnaleźć na Facebooku i jakie informacje o nich można tam znaleźć. Na chybił trafił wpisałam nazwiska moich wykładowców – znalazłam dwie osoby, które mają krańcowo różne podejście do kreowania swojego wizerunku w sieci. Większość osób które korzystają z portalu wiedzą, że umożliwia on częściowe lub całkowite ukrywanie profilu, tak, żeby był widoczny tylko dla znajomych. Taką opcję wybrała dr Agnieszka Graff:
 
społeczeństwo informacyjne

Jej profil zawiera tylko podstawowe informacje, dwa zdjęcia i polecane fora. Tak więc studenci, którzy chcieliby w ten sposób dowiedzieć się o zainteresowaniach swojej wykładowczyni mogą to zrobić, ale nie znajdą tam żadnych osobistych informacji, prywatnych zdjęć czy też informacji, których nie mogliby znaleźć za pomocą innych źródeł. Zupełnie inaczej niż prof. Clifford Angell Bates, wykładający na tym samym wydziale. Jego profil jest dostępny dla każdego i zawiera bardzo wiele informacji:

społeczeństwo informacyjne
 
Wykładowca zamieścił również swoje zdjęcia:

społeczeństwo informacyjne

W profilu można znaleźć galerie zdjęć, między innymi ukazujące wykładowcę w skąpym stroju na plaży i z przyjaciółmi. Nie sądzę, żeby którykolwiek ze studentów był specjalnie zgorszony ich zamieszczeniem, ale z drugiej strony, wydaje się, że nauczyciele akademiccy powinny jednak lepiej strzec swojej prywatności – jeżeli nie w interesie swoich studentów, to we własnym. Na pewno warto przemyśleć opisane w artykule dylematy i nie wahać się, jeżeli dzięki odznaczeniu kilku okienek w panelu administracyjnym można zapewnić sobie święty spokój oraz gwarancję kontroli nad własnymi danymi i wizerunkiem.
 
(Opracowano na podstawie eSchoolNews)