Gol do szatni

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Niech Czytelnika nie zmyli futbolowy tytuł – rzecz nie będzie o sporcie. I w ogóle nie będzie to lektura lekka, łatwa i przyjemna, a wręcz przeciwnie. Jak niemal wszystko, co ostatnio dotyczy polskiej edukacji…

Opiszę tutaj problem, który bezpośrednio dotyczy tylko niewielkiej części środowiska oświatowego i wielu Czytelnikom może wydać się mało ważny. Tymczasem jest on bardzo istotny. Jestem przekonany, że dzisiaj wszyscy w polskiej oświacie tkwimy niczym żaby w coraz szybciej podgrzewanej kąpieli. Ja już czuję gorąco. Chcę przestrzec bardziej ciepłolubnych, że jeśli nic się nie zmieni, wkrótce będziemy ugotowani.

***

Golem do szatni określa się w piłkarskim żargonie bramkę strzeloną w samej końcówce pierwszej połowy meczu. Często ustawia ona dalszą rywalizację. Zdobywców uskrzydla, wywołując podczas przerwy nastrój euforii. Ich przeciwników przybija, fatalnie wpływając na atmosferę w szatni.

Z perspektywy dyrektora szkoły kończący się rok pracy mogę porównać do pierwszej połowy meczu. Zmęczony, wręcz udręczony zdalnym nauczaniem, zagrożeniem zdrowotnym, kalejdoskopem kwarantann i zmienianych niemal co tydzień planów zajęć, rzeszą uczniów i nauczycieli, o których trzeba się troszczyć, z radością witam wakacyjną przerwę. Wiem, że czeka mnie potem jeszcze druga połowa rozgrywki, czyli zadanie wprowadzenia szkoły na jako-tako stabilne tory i uporządkowania tysiąca i jednej spraw zaburzonych podczas pandemii.

W tej piłkarskiej metaforze moim przeciwnikiem nie jest bynajmniej koronawirus, ale… minister edukacji i nauki, co może zdziwić tylko kogoś, kto nie zna polskich realiów. Nie gramy w jednym zespole, choć mógłby nas połączyć wspólny wysiłek walki z COVID-19. Minister Czarnek preferuje jednak inną rozgrywkę, więc po z górą trzydziestu latach wprowadzania w życie wolnościowej i humanistycznej wizji edukacji ścieram się dzisiaj z jej sztywno sformatowanym przez obecne władze wyobrażeniem – narzędzia kształtowania bezwolnych mas przyszłego narodowego elektoratu.

Przez długie miesiące pandemii panowała równowaga: rozgrywałem kolejne akcje po swojemu, z grubsza stosując się do narzuconych reguł gry, zaś członkowie przeciwnej drużyny – urzędnicy z ministerstwa i kuratorium – nie pomagali, ale też nie przeszkadzali specjalnie, grając jakby w równoległej rzeczywistości. Jednak w miarę zbliżania się końca roku szkolnego napór przeciwnika wzrósł. W pewnym momencie nie było dnia, by pan minister nie ogłosił kolejnego swojego pomysłu: a to zmian w liście lektur, a to nałożenia obowiązku wyboru religii lub etyki, bez prawa rezygnacji z obu tych zajęć. Zapowiedział zmianę zasad konkursowego wyboru dyrektorów szkół publicznych, sprowadzającą się do oddania decyzji w ręce kuratora, a także zaostrzenie zasad nadzoru pedagogicznego, z groźbą bezapelacyjnego usuwania dyrektora ze stanowiska na podstawie urzędniczej decyzji, i wykreślania z ewidencji szkoły niepublicznej, nie dość skutecznie wdrażającej zalecenia pokontrolne. Wszystkie te ataki – a było ich jeszcze więcej – podkopywały moją obronę, tym bardziej, że po powrocie do stacjonarnej nauki miałem w szkole na głowie szereg codziennych problemów, absorbujących czas i uwagę. A decydująca akcja nastąpiła tuż przed wakacyjną przerwą. Ogłoszono projekt ustawy wpisującej do „Prawa oświatowego” sankcje karne dla dyrektorów placówek oświatowych.

To był gol strzelony mi do szatni.

***

Proponowana zmiana nie jest wielka objętościowo. Wprowadza przepis karny, ujęty w dwóch punktach (dla ścisłości dodajmy, że identyczne sankcje wprowadza jeszcze w dwóch innych ustawach – o opiece nad dziećmi do lat 3 oraz o pieczy zastępczej).

Rozdział 10

Przepis karny

Art. 188a. 1. Kto, kierując jednostką organizacyjną wymienioną w art. 2 pkt 1-8, przekracza swoje uprawnienia lub nie dopełnia obowiązków w zakresie opieki lub nadzoru nad małoletnim, czym działa na szkodę tego małoletniego,

podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

2. Jeżeli następstwem czynu określonego w ust. 1 jest śmierć małoletniego, ciężki uszczerbek na jego zdrowiu lub doprowadzenie małoletniego do obcowania płciowego lub do poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności,

sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

***

Przywołany art. 2 pkt 1-8 Prawa Oświatowego wymienia wszystkie typy placówek dla dzieci i młodzieży, a zatem nowy przepis dotyczy wszystkich ich dyrektorów. Grupa to relatywnie nieduża, licząca mniej niż 10% ogółu zatrudnionych w systemie edukacji. Niezbyt popularna, bo z różnych przyczyn często bywająca na kursie kolizyjnym z nauczycielami i rodzicami uczniów, a i dość hermetyczna, bowiem dyrektor zawsze jednoosobowo odpowiada za całokształt funkcjonowania placówki, co nie sprzyja rozwijaniu przyjacielskich relacji z otoczeniem. Stąd już tylko krok do obojętnego przejścia przez społeczeństwo do porządku dziennego nad projektowaną ustawą. W końcu – pomyśli ktoś – jeśli dyrektor „przekracza uprawnienia lub nie dopełnia obowiązków w zakresie opieki i nadzoru, czym działa na szkodę dziecka”, godne to i sprawiedliwe, by został ukarany.

Zanim wyjaśnię, dlaczego uważam ten przepis za niebezpieczny, zajrzyjmy do oficjalnego uzasadnienia projektu ustawy. Liczy aż 18 stron, ale po jego przeczytaniu mogę na użytek Czytelnika streścić zawarty tam wywód w kilku zdaniach. Otóż potrzebne jest podjęcie niezwłocznych działań legislacyjnych, aby załatać istotną lukę prawną. Mianowicie dyrektorzy placówek niepublicznych w świetle kodeksu karnego nie są funkcjonariuszami publicznymi i jako tacy nie podlegają sankcjom przewidzianym w tym kodeksie za niedopełnienie obowiązków lub przekroczenie uprawnień. A że taka regulacja jest niezbędna, świadczyć ma przywołany w uzasadnieniu przykład (faktycznie bulwersujący i swego czasu głośny w mediach – przyp. JP), kiedy to owa luka nie pozwoliła ukarać osoby zarządzającej placówką, w której doszło do przestępstwa.

Znacznie bardziej pouczający jest trzeci dokument w pakiecie, tzw. OSR, czyli Ocena Skutków Regulacji. Czytamy w nim wprost, że dzięki ustawie zostaną zdefiniowane i objęte sankcjami karnymi nowe czyny zabronione: przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków w zakresie opieki lub nadzoru nad małoletnimi. A umieszczono je „Prawie oświatowym”, bo owe przestępstwa wiążą się wyłącznie z odpowiedzialnością wynikającą z przepisów tej ustawy.

Zamiast podsumowania zacytuję z OSR: „Projekt ustawy ma na celu zwiększenie ochrony małoletnich przebywających w ww. placówkach poprzez wprowadzenie regulacji karnych uwzględniających, że niektóre z przywołanych przestępstw mają miejsce w związku nieprawidłowym realizowaniem obowiązków ustawowych osób kierujących wskazanymi jednostkami”. Proste jak konstrukcja umysłu rodzimego polityka: strach przed karą ma niechybnie polepszyć jakość ludzkiej pracy. Sprawdzone na XIX-wiecznych plantacjach bawełny w Luizjanie.

***

Pozornie sprawa wygląda jasno. Jest luka prawna. Trzeba ją załatać, żeby żaden złoczyńca, ignorant lub leniuch kierujący placówką oświatową nie uniknął sprawiedliwej kary. A Jarosław Pytlak, poddający w wątpliwość sens nowej regulacji jest dyrektorem szkoły niepublicznej, więc ma interes w tym, żeby podnosić sprzeciw. Pewnie się boi.

Tak, boję się. Wcale nie tego, że poniosę odpowiedzialność karną za zaniechanie lub nadużycie. Od dziesięcioleci mam świadomość zagrożenia i potencjalnych skutków karnych swoich błędów jako dyrektora szkoły. Mój strach wynika z tego, w jaki sposób zostało sformułowane nowe prawo. „Szkoda małoletniego” jest pojęciem tyleż nieprecyzyjnym, co niezwykle pojemnym. Szkodą małoletniego może być w dzisiejszej polskiej szkole wszystko, nawet pozwolenie na udział w spotkaniu z gośćmi ramach „Tour de Konstytucja”. Taki sam strach powinni dzisiaj odczuwać wszyscy dyrektorzy placówek oświatowych, nawet ci, którzy z serca popierają „dobrą zmianę”. Bo szkoda małoletniego może pojawić się wszędzie. Dzieci nie siedzą w kaftanach bezpieczeństwa. Popełniają błędy. Czasem zachowują się w sposób nieobliczalny. Opiekują się nimi ludzie a nie roboty. Dochodzi do zdarzeń losowych. Dlaczego nagle postanowiono ukręcić nowy bat na kadrę zarządzającą?! Całą, bo modyfikacja "Prawa oświatowego" rozciąga odpowiedzialność karną za szkody małoletniego także na dyrektorów placówek publicznych.

To nie jest kwestia przypadku. Nowa legislacja pojawiła się pośród wielu innych działań ministra Czarnka, zmierzających do całkowitego podporządkowania placówek oświatowych państwu. Skądinąd wiem (i pan minister zapewne również), że to właśnie dyrektor jest kluczową postacią w każdej tego typu instytucji. Kto panuje nad dyrektorami, panuje nad całością. Dlatego władza postanowiła zabezpieczyć się potrójnie. Wprowadzić takie zasady konkursów w szkołach publicznych, by o wyborze na tę funkcję decydował w praktyce urzędnik rządowej administracji. Stworzyć podstawę prawną do wyrzucenia z funkcji każdego dyrektora, którego działania nie spodobają się nadzorcom z kuratorium. A dodatkowo – profilaktycznie wszystkich zastraszyć, uznając za przestępstwo „działanie na szkodę małoletniego", co pozwala w razie potrzeby każdemu prędzej czy później przypiąć stosowne oskarżenie. Zakrawa na paradoks, że władza na wszelki wypadek chce zniewolić także swoich własnych nominatów, ale i to można łatwo wyjaśnić – na funkcjach kierowniczych w oświacie pożąda ona wyłącznie ludzi bez wyobraźni, gotowych pokornie realizować wszystko, co zadysponuje zwierzchność.

Warto mieć świadomość, że zmiany wprowadzane przez ministra Czarnka dotyczą wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób związani są z systemem edukacji. W efekcie ma być zupełnie inaczej niż dotąd i zupełnie inaczej niż wyobrażają sobie ludzie tacy jak ja – obserwujący rozwój cywilizacji i związane z nim tendencje oświatowe. Ponieważ przez lata miałem okazję poznać oczekiwania ogromnej rzeszy rodziców w naszym wielkomiejskim środowisku, przestrzegam, że polska szkoła pod obecnymi rządami idzie w zupełnie innym kierunku. A żeby było bardziej konkretnie, zaprezentuję tutaj moją autorską ocenę skutków wprowadzanych regulacji.

Brak perspektyw. Powszechnie wiadomo, jaka powinna być nowoczesna szkoła. Przyjdzie na nią poczekać, aż ktoś odkręci to, co motają obecne władze we wszystkich aspektach funkcjonowania systemu edukacji. Poczekać bardzo długo , jeśli szybkość zmian będzie zależeć od wagi, jaką do edukacji przykładają polscy politycy i cały elektorat.

Efekt mrożący. W panaczarnkowej szkole wszelka inicjatywa dyrektora, może poza twórczym podążaniem za wskazówkami ogłaszanymi przez ministra, będzie dla niego potencjalnym źródłem kłopotów. Mało kto zaryzykuje działania niezgodne z obowiązującą linią władz, a jeśli znajdą się tacy śmiałkowie, muszą liczyć się z szybkimi i dotkliwymi konsekwencjami.

Selekcja negatywna kadry zarządzającej. Sprawowanie funkcji kierowniczej w placówce oświatowej będzie najbardziej atrakcyjne dla ludzi zewnątrzsterownych i pozbawionych wyobraźni. To zagwarantuje skuteczny nadzór państwa, kosztem skutecznego i nowoczesnego kształcenia.

Ubezwłasnowolnienie uczniów. Z obawy przed odpowiedzialnością dyscyplinarną lub karną dyrektora będzie zmniejszał się i tak już niewielki margines swobody uczniów w podejmowaniu różnych działań. Szkoły skoncentrują się na organizowaniu zajęć lekcyjnych w stałych grupach (klasach), pod starannym nadzorem nauczycieli. Przerwy, traktowane jako potencjalne źródło kłopotów, będą skracane do minimum. Działania poza murami, potencjalnie niebezpieczne, zostaną ograniczone do minimum.

Wyobcowanie dyrekcji w społeczności szkolnej. Sytuacja, w której dyrektor odpowiada, nawet karnie, za błędy swoich pracowników (łatwo można je uznać za efekt braku należytego nadzoru), zmniejsza jego zaufanie do podwładnych; sprzyja autorytarnemu sterowaniu zespołem, a utrudnia partnerską współpracę. Również rodzice stają się, jeszcze bardziej niż dotąd, potencjalnym źródłem zagrożenia dla dyrektora. „Szkody małoletniego” z łatwością zgłaszane do organu nadzoru zatrują i tak już niezbyt czystą atmosferę.

Zero zaufania. Już wcześniej w polskiej szkole brakowało wzajemnego zaufania. To zjawisko jeszcze się pogłębi, właściwie we wszystkich relacjach: nauczyciel-rodzic, nauczyciel-uczeń, a nade wszystko dyrektor-reszta świata.

Powie ktoś, że przesadzam w ocenie skutków jednej ustawy. To prawda. Wymienione powyżej zjawiska są/będą skutkiem całokształtu działań ministra Czarnka. Wpisanie sankcji karnych do "Prawa oświatowego" jest tylko jednym z paciorków tego różańca. A z perspektywy dyrektora szkoły – może raczej kropką nad „i”.

***

Napisałem powyższe z pełną świadomością, że i bez „dobrej zmiany” polska edukacja była bardzo chora, a minister Czarnek dobija tylko gwoździe do jej trumny. Że w placówkach oświatowych wiele powinno się zmienić, a jakość kadry kierowniczej pozostawia sporo do życzenia. Ale gdy patrzę na to, co się dzieje, przychodzi mi na myśl tylko stwierdzenie, że lepiej już było. Starych wad systemu nie poprawiamy, tylko jeszcze głębiej grzęźniemy w bagnie.

Starałem się opisać obecną sytuację w taki sposób, by stało się jasne, że gola strzelono wszystkim dyrektorom, a w istocie w ogóle wszystkim ludziom w dowolny sposób związanym z oświatą. Ale sprawa ma też wymiar osobisty. Siedząc podczas wakacyjnej przerwy w tej metaforycznej szatni zastanawiam się, czy na pewno jestem gotów wrócić na boisko. Lubię uczniów, lubię nauczycieli, lubię rodziców I w ogóle, bardzo lubię swoją pracę. Ale czy to jest wystarczające, by na stare lata żyć w poczuciu zagrożenia?!

 

Notka o autorze: Jarosław Pytlak jest dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 24 STO na Bemowie w Warszawie oraz pomysłodawcą i wydawcą kwartalnika pedagogiczno-społecznego Wokół Szkoły. Działalnością pedagogiczną zajmuje się przez całe swoje dorosłe życie. Tekst ukazał się w blogu autora.