Jak zacząć zmieniać szkołę?

fot. Instytut Badań Edukacyjnych

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Musimy wymyśleć szkołę od nowa. Jeśli tylko coś w niej ciągle poprawiamy, to nadal cerujemy jedynie stary materiał. Dalsze reformowanie instytucji szkoły w obecnym kształcie, nie ma już raczej sensu. Doszliśmy bowiem do efektu wypalenia dotychczasowego modelu szkoły jako organizacji mającej uczyć.

Powyższa wypowiedź Moni Ben Larbi podczas panelu 3 Kongresu Polskiej Edukacji (3KPE) pt. „Budzące się szkoły. Jak zacząć?” dobrze oddaje istotę działań, które dzieją się za naszą zachodnią granicą. Ben Larbi jest prezeską fundacji Schule im Aufbruch (tłum. budząca się szkoła) i wspiera w Niemczech transformację szkół poszukujących nowego modelu działania i nowej kultury uczenia się w rzeczywistości XXI wieku (zob. http://schule-im-aufbruch.de/). Już kilkadziesiąt szkół w Niemczech zdecydowało się na zmianę funkcjonowania i odejście od modelu „pruskiej szkoły”. Razem z Margret Rasfeld Ben Larbi była jednym z najważniejszych prelegentów 3KPE i obie wniosły do dyskusji o współczesnej szkole wiele cennych spostrzeżeń i pomysłów. Przede wszystkim pokazały, że szkołę da się zmieniać, tworzyć na nowo, czego dowodem może być funkcjonująca od kilku lat publiczna szkoła w Belinie (Evangelische Schule Berlin Zentrum), prowadzona przez Margret Rasfeld, którą uznaje się za przykład udanej transformacji modelu szkoły, choć jeszcze nie zakończony (zob. Budząca się szkoła).

Panel prowadzący przez Marzenę Żylińską panel pokazał, że w szkołach niemieckich i polskich coraz częściej próbuje się nowego podejścia do edukacji i takie próby mogą zakończyć się powodzeniem. Nie była to dyskusja teoretyczna - obok niemieckich gości głos zabrały również udział dyrektorki z kilku polskich szkół poszukujące i tworzące własne koncepcje nowej kultury uczenia się.

Zmiana w szkole to wyzwanie

Taka zmiana nie jest oczywiście ani łatwa, ani możliwa szybko do realizacji. Jest to wieloetapowy proces, który musi być rozłożony w czasie i musimy się przyzwyczaić, że pojawią się błędy w trakcie zmian i trzeba będzie dokonać korekty. Będzie to jednak dla samej szkoły okazja do odejścia od kultury błędu i uznania, że błędy w edukacji są OK, jeśli służą uczeniu się (także szkoły jako instytucji).

Potrzebujemy nowej kultury edukacyjnej w szkołach. Oczywiście, „aby zmienić – trzeba pozyskać co najmniej połowę rady pedagogicznej, co jest najtrudniejsze - istnieje zawsze jakaś siła ciążenia do tego, co stare i sprawdzone” – zauważyła Margret Rasfeld. „Mamy często ‘stare’ wyobrażenia o edukacji i trudno nam od nich odejść. Taką starą postawę musimy opuścić – wtedy najlepiej opuścić ją, gdy nas coś głęboko w sercu poruszy i zapadnie w pamięć. Wtedy powinniśmy działać na poziomie serca, a nie tylko umysłu i dyskusji. Opuszczenie starych wzorców powoduje oczywiście strach i obawę. Ale przecież to naturalne, że się boimy zmian.” – przekonywała Rasfeld.

Kogo najtrudniej przekonać do zmiany? Oczywiście jest bardzo różnie – mówiła Monia BenLarbli – zależy od szkoły. W jednej będzie przekonane kolegium nauczycielskie, ale rodzice mogą mieć poważne obawy. Może być oczywiście i odwrotnie. Recepta jest niby prosta: „trzeba słuchać drugiej strony, rozmawiać o zmianach i dać innym to, czego samemu by się oczekiwało i chciałoby się otrzymać.”

Od kultury nauczania do kultury uczenia się

Przejście od kultury nauczania do kultury uczenia się oznacza poważną zmianę funkcjonowania szkoły. Jak odnaleźć się w nowym systemie w nowych rolach? Jak zauważyła Rasfeld, warto przygotować koncepcję zmian wcześniej i odcinając się na jakiś czas od bieżących spraw: „potrzebujemy dobrych przykładów, dobrych materiałów, aby dokonać zmiany – jednak ludziom jest trudno przygotowywać materiały tkwiąc jeszcze jedną nogą w starych strukturach.”

Nie wszystko będzie od razu gotowe! Zapomnijmy o takim podejściu. „Musimy stworzyć odpowiednią strukturę i potem będziemy się poprawiać, doskonalić.” – mówiła Rasfeld. „Musimy też mieć wizję tego, co chcemy osiągnąć. Musimy zaczynać od ludzi, którzy mają potrzebę zmiany. Nie jest naszą wizją reperowanie szkoły – musimy wiedzieć, gdzie chcemy dojść za 10 lat.”

Jednym z pomysłów na początek jest na przykład robocze, kilkudniowe spotkanie kilku szkół, które mogłyby wspólnie przedyskutować wiele zagadnień i pomysłów, coś wspólnie opracować, a potem zacząć wdrażać i wymieniać się uwagami.

„Nie możemy zachować starej tradycyjnej struktury nauczania i jednocześnie próbować wdrażać nową koncepcję - taka zmiana się nie uda.” – podkreśla Rasfeld. Sugeruje, że na można stworzyć takie obszary, w których nie będziemy mogli odgrywać tych starych ról i zająć się najpierw nimi. Wtedy będzie możliwa zmiana postaw. Potem trzeba sukcesywnie powiększać tę strefę.

Oczywiście nie wszystkie szkoły zdecydują się na taką zmianę, przestawienie się. Wszystko zależy od nauczycieli, którzy w nich pracują. Jak zauważa Ben Larbi „warto oprzeć się na pasji nauczania – jeśli faktycznie nauczyciele chcą uczyć dzieci i ich to pasjonuje, łatwiej będzie im przyjąć nową koncepcję. Na początku mogą mieć trudność z przestawieniem się, ale ta pasja im pomoże, bo nowy system, który wymyślamy, powinien bardziej sprzyjać uczeniu się.”

W procesie transformacji bardzo istotna jest rola dyrekcji. „Dyrektor porywa nauczycieli i daje dobry przykład. Musi ciągle pytać o problemy i ciągle pomagać.” – opowiadała Rasfeld. „Część odpowiedzialności za niepowodzenia trzeba przejąć na siebie, gdy coś nie działa. Muszę wspierać i pomagać przede wszystkim. Ludzie mogą mówić o wszystkim, co ich gniecie, co przeszkadza, czego się obawiają. Muszę umieć słuchać jako dyrektor, natomiast nauczyciele muszą umieć mówić o tym, co im przeszkadza. Potem konieczny jest feedback od dyrekcji – podsumowanie tego, co powiedział nauczyciel, wydobycie najważniejszych punktów i zaproponowanie rozwiązań.”

Jak zauważyła Marzena Żylińska – taki dialog w zmieniającej się szkole to też może być wyzwanie i trudny moment. W obecnej kulturze nauczania nauczyciele raczej nie narzekają i nie zawsze mówią, że sobie nie radzą, bo boją się przyznać, że potrzebują pomocy.

Transformacja szkoły zdaniem Ben Larbi to złożony proces, konieczna jest kombinacja trzech podejść:

  • zrozumienie, na czym polega uczenie się (wiedza, ale i uczucia, emocje);
  • pokazanie, że się uda, pokazanie jak to zrobić, jak włączyć do zmiany dzieci;
  • rozumienie procesów zmiany na poziomie organizacji i całego współczesnego społeczeństwa. „Połączenie tych trzech wymiarów pozwala lepiej zorganizować naszą nową szkołę. Potrzebne są przede wszystkim: odpowiednie nastawienie do zmiany i jej przemyślenie oraz rzeczywiste działanie wprowadzające zmianę.” 

Jeśli tylko pozorujemy zmianę, nic się nie uda.

Szkoła w ciągłej zmianie

O tym, jak zaczynały i jakie mają doświadczenia związane z transformacją szkoły, opowiadały cztery dyrektorki polskich szkół.

Współczesny świat powinien nas przyzwyczaić do tego, że wszystko się zmienia, także edukacja. „Szkoła też musi być w zmianie. Nie ma tu stanu constans” – zauważyła Luiza Gabrylewska z Prywatnej Szkoły Podstawowej nr 1 w Białymstoku.

„Dla mnie ważne było, żeby zbudować atmosferę wokół celu, aby nauczyciele zrozumieli, że to marzenie wokół lepszej szkoły jest też ich marzeniem.” – mówiła Marzena Kędra ze społecznej Szkoły Podstawowej Cogito w Poznaniu. „Zbudowanie poczucia bezpieczeństwa, możliwość popełniania błędów, uczenia się na nich, radzenia sobie, wzajemnej pomocy – pozwoliło mi wdrożyć zmiany w szkole.” Pasja do dokonywania zmian jest niezbędna. „Trzeba samemu płonąć żeby zapalać – zarażać może tylko nauczyciel, który nie jest przygaszony i wypalony”, dodała Kędra.

Izabella Gorczyca, dyrektorka Szkoły "No Bell" z Konstancina-Jeziornej podkreślała, że zmianę „trzeba zacząć od siebie jako dyrektora szkoły, to najlepszy punkt wyjścia.”

Dyrektor publicznej Szkoły Podstawowej nr 81 w Łodzi, Bożena Będzińska-Wosik przyznała, że „trudno jest zmienić swoje nawyki i wyrzucić je z głowy. To dotyczy i dyrektora i nauczycieli i rodziców, a nawet uczniów! Jesteśmy w stanie zmienić szkołę, ale małymi kroczkami. Po pierwsze musimy zniżyć się na poziom dzieci i z ich perspektywy zobaczyć, jak wygląda rzeczywistość szkolna”.

Powinniśmy też przestać bać się własnego cienia „Jest za dużo strachu w edukacji. Trzeba wskrzesić w sobie odwagę i przestać się bać, robić wreszcie coś dla dzieci. Bo dla nich jest szkoła.” – mówiła Będzińska-Wosik.

Motywacja do zmiany

Patrząc na różne wyniki badań, wygląda na to, że wiedza nabyta w szkole okazuje się być później mało przydatna w życiu. Może najważniejszą motywacją do zmiany powinno być hasło: „Nie chcemy marnować dzieciom czasu.”?

Dla Marzeny Kędry to zderzenie z rzeczywistością było motywacją do zmiany. „Zauważyłam, że dzieci chcą się uczyć, a ja musze poszukać takich metod, które im w tym pomogą. Dzieci muszą być w szkole szczęśliwe i muszą odkryć w sobie talenty, których nie były świadome.”

Dla Szkoły "No Bell" w Konstancinie–Jeziornej jednym z katalizatorów zmiany było wprowadzenie nowego przedmiotu: inteligencji emocjonalnej, prowadzonego przez psychologa szkolnego. W szkole działa wprowadzono także nauczanie blokowe, które określa uchwała rady pedagogicznej. Co roku w sierpniu wymyślane są trzy bloki, które będą realizowane w danym roku szkolnym. To poszerza horyzonty zainteresowań uczniów i rozwija nowe umiejętności.

Nie ma jednej drogi – poszukujmy

W Polsce rozwija się ruch „budzących się” szkół, który czerpie inspirację z doświadczeń niemieckich, ale poszukuje nowych rozwiązań w warunkach polskich.

„Budząca się szkoła to jest pewna filozofia zmiany.” – mówiła Marzena Kędra. „Myślę, że moja szkoła już jest obudzona. Mamy swoje programy nauczania, np. Kreatorzy Świata i w jego ramach robimy wiele projektów. Prawo oświatowe w niczym nam tego nie utrudnia.”

Tak zwane „budzące się szkoły” mogą oczywiście być bardzo różne. Mogą się w tej koncepcji zmieścić się różne szkoły, ale idące w tym samym kierunku, czyli uznające, że zmiana w edukacji jest potrzebna, należy odejść od kultury błędu i kształtować nową kulturę uczenia się.

Podsumowując dyskusję Marzena Żylińska powiedziała: „Nikt nam nie powie, jaki jest jeden dobry model. Musimy się zastanowić lokalnie, co jest dobre, a co złe. Ktoś z zewnątrz tego nie powie. To wiedzą tylko ci, którzy pracują w danej szkole.”

„My niczego od niemieckich szkół nie przejmiemy, nie skopiujemy. Wszystkie pomysły muszą się urodzić w Polsce. I na pewno urodzi się coś niesamowitego.” – zakończyła Żylińska.

Nie ma też oczywiście jednej recepty na zmianę polskiej szkoły. W skali kraju można jednak zaobserwować już dziesiątki, jeśli nie setki szkół, które zaczynają się zmieniać (na lepsze).

(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Jest również członkiem grupy Superbelfrzy RP).

Przeczytaj także w Edunews.pl: