Jak to widzą sami studenci? Czy powiedzą wprost? Czy sobie uświadamiają proces? A może więcej będzie widać, gdy narysują? Wykorzystałem do tego celu zajęcia, na których posłużyłem się metodą z użyciem scenopisu. Otrzymali zadanie: narysować komiks lub w innej formie scenopis o tym, jak powstaje referat, przygotowywany na zajęcia. Praca zrealizowana była w małych grupach i powstały dwa zupełnie inne obrazy. Choć coś je łączy.
Na powyższym rysunku, w pierwszym polu widzę siebie, podobieństwo uderzające. W roli wykładowcy zlecającego zadanie, czyli przygotowanie referatu. Co robią studenci? Cały tydzień nic (typowa prokrastynacja i odsuwanie na ostatnią chwilę). Oczywiście najpierw szok (nie wiem dlaczego, czy temat czy sam referat jest trudnością). Potem imprezy, spanie, siedzenie przy komputerze. Być może to praca, choć pewności nie ma. Aż przychodzi niedziela i świadomość, że trzeba dokończyć. I dlatego humor zepsuty? Nocna praca przy wspomaganiu napojów energetycznych. Potem referat, zdawkowe i rytualne "dziękuję za uwagę" i prognoza niskiej oceny. Nie wierzą w swoje siły czy wiedzą, że praca na ostatnią chwilę nie będzie i dla nich samych satysfakcjonująca? Czy to jest brak wiary w swoje możliwości czy raczej odzwierciedlenie codzienności i realistyczna ocena sytuacji? Z tego scenopisu wywnioskować można dużo więcej. Także i to, że warto nauczyć studentów przygotowywania dobrych wystąpień publicznych. Co staram się robić od wielu lat, ale o tym będzie niżej.
Drugi scenopis to zupełnie inna historia. Zaczyna się od pomysłu, potem rozpisanie scenariusza referatu, przygotowywanie na komputerze prezentacji. Są też łzy, pewnie z wysiłku zmagania się z treścią i formą, jest prezentacja i na koniec świętowanie z balonikami i napojami. Jednym słowem sukces. Tu widać więcej wiary w swoje możliwości. Może dlatego, że pojawiło się planowanie wystąpienia, czyli myślenie nad całością i szukanie dobrego pomysłu? Różnorodność postaw, wizji i doświadczeń.
A jak ja się uczyłem wystąpień publicznych z referatami? Na studiach były jakieś referaty, zwłaszcza na seminarium. Potem były wystąpienia na konferencjach studenckich a potem, gdy byłem już pracownikiem akademickim, na naukowych. To były moje doświadczenia z przygotowywaniem wystąpień ustnych. Tradycyjne uczenie się przez działania i podpatrywanie innych. Krok drugi zaistniał jakieś ponad 30 lat, gdy temu dostałem nowy przedmiot. To było na początku mojej pracy dydaktycznej W ramach reorganizacji wymyślono nowy przedmiot pod nazwą proseminarium. Miał być przygotowaniem studentów do seminariów i do dyskusji. Dostałem do realizacji, ze wskazaniem zadania: trzeba nauczyć studentów prezentacji wyników i dyskutowania, wymiar godzin był spory, chyba cały semestr. Wtedy zacząłem szukać literatury i zastanawiać się jak ich tego nauczyć. Chciałem uzupełnić i poszerzyć wiedze a nie bazować tylko na swoich umiejętnościach. A może na początek warto nauczyć siebie samego? To był czas, gdy dopiero Power Point się pojawiał, a większość i tak pokazywaliśmy na foliach. Rzutnik multimedialny i komputery były jeszcze na salach dużą rzadkością. Poprzez lektury zapoznawałem się dorobkiem innych, z pomysłami, dobrymi radami. I uczyłem się nowej technologii z komputerem w tle. jak się okazało, ciągle się musiałem douczać, bo systematycznie pojawiały się nowe rozwiązania technologiczne.
Wszystko, co wyczytałem, starałem się najpierw na sobie sprawdzić. Miałem okazję ćwiczyć na konferencjach naukowych i na zajęciach, z częścią wykładową. Uczyłem się sztuki wygłaszania referatów oraz pracy z Power Pointem. W ramach połączenia jednostek, w czasie powstawiania Uniwersytetu, zlikwidowane zostało proseminarium. Szkoda było włożonego wysiłku jak również uświadomiłem sobie, że jest ogromna potrzeba ćwiczenia tych umiejętności. Zbyt dużo wykładów czy referatów było po prostu nudna i źle przygotowana. Wymyśliłem i zaproponowałem przedmiot autoprezentacja (potem także prezentacje publiczne). Został przyjęty i corocznie realizowałem na różnych kierunkach Wydziału Biologii (potem Wydziału Biologii i Biotechnologii). Zajęcia uzupełniłem o aspekt pisania CV i rozmowę kwalifikacyjną (w latach późniejszych także e-portfolio). wynikało to z potrzeb studentów. I stale sięgałem po nowe książki, pomysły. Uczestniczyłem w różnych warsztatach, na których poznawałem i uczyłem się. I ciągle sprawdzałem na sobie: poster, prezentacja błyskawiczna, a ostatnio także uwzględniałem formy online. Ciągły rozwój i nieustanna nauka przez działanie.
Przez lata nagromadziło się wiele nabytych umiejętności jak i przemyśleń ugruntowanych praktyką. Wykorzystywałem i wykorzystuję je na seminariach dyplomowych. By skupiać się nie tylko na części merytorycznej, lecz i na umiejętnościach prezentowania wyników badań.
Ponad 30 lat praktykowania. Moja biblioteczka znacznie się wydłużyła. Uczestniczyłem w różnych szkoleniowych warsztatach. Przez lata zdobyłem spore doświadczenie we współpracy z mediami. Uczyłem się nie tylko występów przed kamerą czy mikrofonem, lecz także przygotowywania krótkich, syntetycznych i zrozumiałych wypowiedzi. Pojawiały się nowe możliwości, związane z rozwojem technologii, a więc uczyłem się nowych aplikacji oraz nowych form komunikacji online.
Rozrosło się to, co chciałbym przekazać. Nie da się tego zmieścić w jednym, semestralnym przedmiocie, dlatego teraz fragmentami wykorzystuję tam, gdzie to potrzebne. Na różnych zajęciach. Może by warto było pomyśleć o czymś dodatkowym i nie tylko dla studentów? Chciałbym wykorzystać i szerzej podzielić moimi doświadczeniami i wiedzą w tym zakresie. Szukam sposobności, niekoniecznie tylko na uczelni...
Notka o autorze: Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, profesorem i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, a także członkiem grupy Superbelfrzy RP. Prowadzi blog Profesorskie Gadanie: https://profesorskiegadanie.blogspot.com.