Od pewnego czasu obserwuję dwa znakomicie uzupełniające się zjawiska. To trendy, które coraz wyraźnie widoczne są w czasie wakacji. Z jednej strony to wychodzenie z autentycznymi wydarzeniami kulturalnymi i prezentowania ich w przestrzeni publicznej. Z drugiej, to obecność w tej samej przestrzeni utalentowanych, pełnych pasji młodych ludzi, którzy w ten sposób dorabiają do swojego kieszonkowego.
Ci pierwszy popularyzują sztukę zawodowo. Drudzy, aby zaistnieć muszą reprezentować ją na wysokim poziomie. Pierwsi są finansowani przez miasta, sponsorów i instytucje kulturalne. Drudzy inwestują własne środki, zbierają fundusze na przejazdy, noclegi i utrzymanie, często też na opłacenie trenerów i mistrzowskich warsztatów. Te dwie grupy uzupełniają się w przestrzeni publicznej. Dla jednych to część ich życia zawodowego, Dla drugich to sposób, aby w przyszłości z własnych talentów uczynić źródło zarobków i drogę do zawodowej kariery. To nie tylko okazja do zarabiania pieniędzy, ale szansa na rozwijanie i budowania artystycznego wizerunku.
Wakacje to także okazja do obcowania publiczności z wysoką sztuką. Nie jesteśmy już skazani na przypadkowych artystów. Forma otwartych koncertów, występów ulicznych realizowana jest przez wielu wybitnych artystów. Obecnie na Placu Konstytucji Krystyna Janda realizuje cykliczne spektakle z repertuaru jej teatru. Duże koncerty odbywają się na Rynku Starego Miasta. Występują najlepsi muzycy jazzowi, a turyści mają kontakt z prawdziwą sztuką. Festiwale, uliczne teatry, otwarte koncerty to zjawisko coraz bardziej popularne i obecne w przestrzeni publicznej wielu miast. Do tego wystawy znanych artystów, fotografików prezentowanych na ogrodzeniach Parku Łazienkowskiego, w metrze i na warszawskich ulicach. Takich inicjatyw jest wiele w całej Polsce. W Turku na przykład odbywa się to pod hasłem Sztuka na ulicy. Breakdance, żywe rzeźby, taniec z ogniem, gitarzyści - to wszystko może być sztuką i wyrazem prawdziwego talentu, ale wprowadzanie do przestrzeni publicznej tzw. wysokiej sztuki jest nadal czymś rzadkim, a bardzo pożądanym. Ta ważna misja popularyzowania kultury nie jest już udziałem tylko zawodowych instytucji. Zaciera się w zakresie jakośći granica pomiędzy zinstytucjonalizowanymi koncertami, a amatorskimi występami. Mimo że jedni mają swoich sponsorów, a drudzy muszą o nich zadbać sami.
To właśnie przestrzeń publiczna staje się coraz częściej miejscem, gdzie utalentowani, często wybitni w swoich dziedzinach młodzi ludzie mogę prezentować wyjątkowe umiejętności i niezwykły talent. Umiejętności, których często nie docenia szkoła. Wakacje to czas, kiedy chętni prezentują swoje talenty na szlakach turystycznych miejscowości, promenadach, czy placach znanych kurortów i uzdrowisk. Pokazują, jak łączyć pasję z techniką, którą osiągnęli podczas długich treningów i ćwiczeń. A także, jak działa coś, co kochają nie nazywając tego pracą, ale realizacją własnych marzeń. Obserwuję tego lata wiele takich artystycznych występów i sportowych popisów. To zamknięte w całości małe formy spektakli, mini recitale, popisy taneczne, krótkie solowe koncerty instrumentalne. Towarzyszą temu znane od lat żywe rzeźby, tańce z ogniem, breakdance. Liczy się pomysł, oryginalność i coraz częściej wysoka jakość. Publiczność wychowana na programach You Can Dance, X-Faktor, Mam talent jest coraz bardziej wymagająca. Obojętnie przechodzi obok przypadkowych pokazów. Zatrzymać w tej chwili turystę jest w stanie coś naprawdę wyjątkowego, albo o wyjątkowej wartości artystycznej. Obok przypadkowych gitarzystów, pseudoartystów zbierających na piwo, pojawiają się profesjonalni artyści. Są to prawdziwi muzycy, którzy zachwycają grą na skrzypcach, akordeonie, flecie, gitarze czy nawet fortepianie. To także tancerze i twórcy performance. A wszystko na najwyższym poziomie i wykonywane przez naprawdę utalentowanych artystów.
Przestrzeń publiczna staje się miejscem realizacji marzeń wielu młodych ludzi. Malcolm Gladwell w jednej ze swoich prac zauważył, że jakość spędzonego czasu decyduje o wybitnych osiągnięciach, a w szkole wyraża się to zwiększonym wskaźnikiem edukacyjnej wartości dodanej. Wakacje to również czas przyrostu kompetencji w różnych dziedzinach nie tylko artystycznych. Dla młodych ludzi to często okazja do zademonstrowania publicznie swoich osobistych talentów. Ważnym dla nich jest przede wszystkim akceptacja, podziw i oczywiście obecność widzów. Czują satysfakcję, gdy są oklaskiwani i nagradzani. To moment, w którym dowiadują się, że ich pasja może być w przyszłości źródłem prawdziwych zarobków. Na ich występach gromadzą się coraz liczniejsze grupy turystów. To prawdziwa sztuka umieć nie tylko zainteresować, ale też zatrzymać na dłużej znudzonego kuracjusza. Miałem okazję uczestniczyć w tym roku w wyjątkowym ulicznym koncercie fortepianowym włoskiego pianisty. Umieścił fortepian na platformie zaprzęgniętej w dwa konie. W ten sposób przemieszczał się koncertując wieczorami na ulicach wielu miast. Dzięki profilowi na Facebooku można śledzić jego „koncertową trasę”. Podziwiałem też znakomitych muzyków operowych, a także przysłuchiwałem się recitalowi młodej skrzypaczki. Jedno było pewne, że prezentowany przez nich talent to wynik codziennej, wielogodzinnej pracy. A konsekwencja i prawdziwa pasja zamieniają ją dodatkowo w niezywkłą technikę i sprawność. Takich umiejętności nie zdobywa się w jedno popołudnie.
Odwiedzając tego roku wiele miejscowość dostrzegłem ciekawe zjawisko. Przed występami młodych tancerzy na promenadzie w Mielnie dużo wcześniej gromadziła się publiczność, która oczekiwała na występy młodych ludzi. Obserwowała ich przygotowania, rozgrzewkę i ustalanie ostatecznego programu. Sam krążyłem po Rynku w Dreźnie w oczekiwaniu na powtórny koncert artystów, których widziałem w tym miejscu dzień wcześniej. Podobnie było we Wrocławiu, gdzie na występ duetu gitarowego oczekiwała publiczność jak na biletowany koncert. To samo działo się w Gdańsku, Krakowie i w Warszawie.
I jeszcze jedno spostrzeżenie. Coraz częściej występy tych młodych ludzią są obudowane działaniami marketingowymi. Artyści podają adresy do profili na portalach społecznościowych, czy stron internetowych. W ten sposób informują, gdzie będą, co robią. Dyskutują, odpowiadają na pytania i komentarze. Oczywiście dziękują swoim wiernym fanom za obecność podczas ich występów. Znak czasu, bo bez tego nie uda się zaistnieć w szerszej przestrzeni publicznej.
(Notka o autorze: Witold Kołodziejczyk jest członkiem e-Redakcji Edunews.pl, dyrektorem i twórcą innowacyjnej szkoły - Collegium Futurum w Słupsku)