Postęp włączył piąty bieg, niektóre technologie „starzeją” się w ciągu dwóch-trzech lat. Urządzenia elektroniczne, które nam towarzyszą robią się coraz mniejsze i coraz lepiej dopasowane do naszych (również rosnących) potrzeb. Także edukacyjnych. Ale to od nas – osób uczących się oraz od nauczycieli zależy, czy przenośne urządzenia zmienią edukację, czy pozostaną tylko „gadżetami”. Są ważną częścią świata, w którym żyjemy i towarzyszą nam w coraz to nowych sytuacjach. Ale czy potrafimy zrozumieć, z czym mamy do czynienia?
Można zaryzykować tezę, że zdecydowana większość nauczycieli (uczniów również nie) nie jest w pełni świadoma możliwości "zwyczajnego" smartfona czy tabletu.
Mobilne terra incognita
Można zacząć od zagadki. Wymień niewielkie i nowoczesne urządzenie pomiarowe, w którym będziesz mógł dokonać kilkunastu różnych pomiarów w otaczającym nas świecie. W dowolnych warunkach i praktycznie w każdym miejscu.
Tak, to smartfon. Niepełna lista możliwości pomiarowych, obejmująca możliwości „zwyczajnego”, standardowo wyposażonego urządzenia, uzupełnionego o ogólnodostępne oprogramowanie (i bez zewnętrznych interfejsów pomiarowych), pozwala na następujące pomiary:
- jasności,
- natężenia dźwięku,
- przyspieszenia (w rozbiciu na przestrzenne, składowe, kartezjańskie),
- przyspieszenia ziemskiego,
- wysokości nad poziomem morza,
- położenia geograficznego (współrzędne długości i szerokości geograficznej),
- tętna (metodą stetoskopu oraz metodą fotoelektryczną),
- długości (za pomocą wykrywania i pomiaru przesuwania lub toczenia całego smartfonu lub tabletu),
- odległości (echosondą),
- wysokości odległych obiektów (zautomatyzowaną triangulacją),
- siły sygnału WiFi,
- obecności metalu,
- pola magnetycznego,
- kierunku geograficznego,
- przepustowości i opóźnienia łącza sieciowego.
Co roku kolejne aplikacje pojawiające się w smartfonach dokładają jeszcze więcej możliwości, a kolejne generacje mobilnych urządzeń mają wbudowane coraz dokładniejsze czujniki pomiarowe. Powinniśmy czuć się jak naukowcy. Chodzimy przecież z małym laboratorium pomiarowym w kieszeni. Ale czy korzystamy z niego w szkole?
Do wykorzystania od zaraz
Mamy do czynienia z urządzeniami, które możemy wykorzystać w edukacji szkolnej na tysiące sposobów. Parafrazując – o tym nie śniło się nawet nauczycielom, że dostaną kiedyś do ręki takie narzędzia. Teraz tylko muszą zrozumieć, co im wpadło w rękę... Nie, to nie jest telefon. Z tych funkcji w smartfonie korzystamy coraz rzadziej. Smartfony i tablety są wielofunkcyjnymi małymi komputerami (o mocy obliczeniowej nieraz większej niż standardowe PC-ty) – w sprawnych rękach stają się niesamowitymi narzędziami edukacji.
Jak z nich korzystać? Na wiele różnych sposobów - przykładowo:
- Poziom podstawowy: poruszanie się po mapie, sporządzanie notatek, tworzenie baz danych (kontakty), mierzenie czasu, liczenie na kalkulatorze (także graficznym), sprawdzanie pogody, nagrywanie dźwięków świata i wywiadów, robienie zdjęć i filmów (zwłaszcza mikroświata), kalendarz (planowanie), itp.;
- Poziom współpracy w grupie: choćby aplikacje Google – wspólne tworzenie dokumentów, praca równoczesna na plikach w chmurze, korzystanie z edytora, arkuszy, prezentacji, prezentacji, prowadzenie bloga – praca projektowa, komunikowanie się, itp.;
- Poziom kreacji: tworzenie i obróbka zdjęć i filmów, tworzenie i obróbka dźwięków, remiksowanie utworów, tworzenie chmur wyrazowych, tworzenie elementów graficznych i multimedialnych; tworzenie komiksów, map myśli, historyjek fabularnych, itp.;
- Poziom naukowy, doświadczalny – stosowanie narzędzi i aplikacji pomiarowych (na matematyce, fizyce, geografii, biologii, itp.
Nawet gdyby ograniczyć się do podstawowych funkcji smartfonów/tabletów, które możemy wykorzystać na lekcjach, i tak będzie to imponujący zestaw. W nieco innym ujęciu niż w podziale na poziomy, można zaproponować, aby każdy z nauczycieli w pracy z uczniami potrafił:
- korzystać z oprogramowania biurowego (edytora tekstu, arkusza kalkulacyjnego, edytora prezentacji) oraz programów do tworzenia notatek (także audio-wizualnych);
- korzystać z zasobów umieszczonych w chmurze (np. iCloud, Dysk Google);
- czytać e-booki (także coraz częściej w formule wysoce interaktywnej) i audiobooki;
- słuchać muzyki;
- oglądać i edytować grafikę, a nawet filmy;
- planować swoje działania;
- tworzyć mapy myśli;
- przeglądać internet (oglądać filmy na YouTube, zamieszczać posty na blogu, szukać informacji w Wikipedii, nawet prowadzić portal);
- używać komunikatorów, takich jak Gadu-Gadu, Google Talk czy Skype;
- i oczywiście grać w najróżniejsze gry (także te edukacyjne).
Kto szuka, ten znajdzie...
Nauczyciel po pierwsze musi pogodzić się z tym, że świat naprawdę pędzi naprzód i że edukacja się zmieniła. Że może dokonywać się „w drodze”, tu i teraz. Wszędzie tam, gdzie „łapiemy” internet (który jest coraz lepszy). I że to jest szansa, a nie przekleństwo. Ale trzeba mieć odwagę spróbować. To pierwszy krok, którego rezultatem powinna być gotowość do poszukiwań.
To nieprawda, że jest mało informacji. Internet kipi aż od jej nadmiaru. Kto poszukując podpowiedzi do wykorzystania mobilnych urządzeń tam zajrzy, znajdzie nieprzebrane zasoby narzędzi, nauczycieli opisujących co zrobić krok po kroku, filmiki wideo (tutoriale), setki albo tysiące przykładów dobrych praktyk. Wystarczy otworzyć internet i wpisać do wyszukiwarki odpowiednie pojęcia. Ale skoro już szukamy, to szukajmy nie tylko zasobów (np. prezentacji, zdjęć, filmów), ale także narzędzi, które pozwalają na ich tworzenie.
Ograniczając się tylko do korzystania z zasobów internetu (także na mobilnych urządzeniach) nie stajemy się bardziej kreatywnymi i innowacyjnymi – idziemy „po najmniejszej linii oporu”. Zazwyczaj nie staniemy się też bardziej nowocześni, zwłaszcza jeśli wyszukane zasoby zostaną użyte w tym samym stylu podawczym, do jakiego przyzwyczailiśmy uczniów, w formie może tylko trochę bardziej obrazkowego, ale nadal wykładu. Zupełnie inaczej, gdy sięgamy po narzędzia do tworzenia e-zasobów i przygotowujemy z uczniami własne filmy, doświadczenia, nagrania, multimedia, zbiory danych itp. W ten sposób tworzymy, a tworząc uczymy się nieporównywalnie więcej niż tylko oglądając.
Gdzie szukać?
Nie da się wszystkiego wymienić w krótkim artykule. Oczywiście muszę polecić zasoby Edunews.pl, bo już szósty rok służymy nauczycielom wsparciem w poszukiwaniach i wdrożeniach nowoczesnej edukacji. Nie można nie zajrzeć do Superbelfrów - tu od innowacji i dobrej praktyki aż kipi. O dobrych ebookach dla nauczycieli znajdziemy informacje na stronie www.epublikacje.edu.pl. Wrota Wiedzy na stronch Centrum Edukacji Obywatelskiej ukażą nam kilkadziesiąt najważniejszych narzędzi pracy nowoczesnego nauczyciela. Dziesiątki porad znajdziemy w ebookach z serii Think! w serwisie Edustore.eu, w tym świetne opracowania pt. Technologie są dla dzieci oraz Mobilna edukacja (obie to kompendia praktycznej wiedzy do zastosowania od zaraz). Ponadto dziesiątki blogów prowadzonych przez doświadczonych nauczycieli, opisujących codzienną praktykę pracy z technologiami (np. Klasoteka.pl, NowoczesneNauczanie.pl, Tableszyty w okładce w motyle, DeutschFun i wiele wiele innych. Naprawdę wystarczy trochę poszperać w internecie...
Nie potrzeba tyle, ilu uczniów
Jeden z podstawowych błędów w podejściu do nowoczesnej, cyfrowej szkoły to założenie, że każdy uczeń powinien posiadać własne urządzenie. Nie musi. Co więcej, nie ma też potrzeby, żeby wszystkie urządzenia były takie same (np. tego samego producenta). W świecie po szkole uczniowie trafią do różnych środowisk, w których będą mieli do czynienia z najróżniejszymi urządzeniami i powinni nie tyle znać świetnie jedno urządzenie, co znać filozofię działania urządzeń mobilnych, a korzystać z każdego, które im wpadnie w ręce. To jedno.
System 1:1 nie jest mądrym rozwiązaniem z innego względu. Dając każdemu własne urządzenie raczej wykształcimy indywidualistów schowanych z nosem w ekranie własnego urządzenia. A my przecież musimy mądrze uczyć współpracy – także wykorzystując mobilne urządzenia. Dlaczego nie dwóch lub trzech uczniów na jedno urządzenie? Smartfony i tablety to są genialne narzędzia pracy zespołowej. Na przykład kręcenie filmu edukacyjnego. Angażuje kilka osób w różnych rolach, które zresztą można zmieniać. Wystarczy jeden smartfon lub tablet, aby przygotować reportaż, dokument, fotohistorię, itp. ale to kilka głów musi nad tym pracować, żeby dzieło było dobre. Głupi filmik może zrobić każdy, ale film edukacyjny – to już zadanie dla zespołu i to nie na jedną lekcję. Albo kto powiedział, że wypracowania powinniśmy zawsze oddawać jako pracę indywidualną i na piśmie? Może czas na filmowe albo dźwiękowe wypracowanie? I w parach, albo w zespołach. Poszukujmy nowych standardów edukacji, bo stare zwietrzały i porobiły się w nich już dziury, przez które uciekają wiedza i umiejętności potrzebne w życiu.
Szkoła daje minimum, resztę przyniosą uczniowie
Warto też zaznaczyć, że szkoła naprawdę nie musi być właścicielem całego sprzętu. Z powodzeniem powinniśmy wykorzystywać w mobilnej edukacji urządzenia uczniów. Ten ruch ma swoją nazwę – BYOD – przynieś swoje urządzenie. I głowę, jak dodają niektórzy. Szkoła powinna mieć tyle sprzętu mobilnego, aby zapewnić pewien minimalny standard pracy. Na przykład w każdej klasie co najmniej jeden laptop z podłączeniem do internetu, rzutnik z ekranem, ewentualnie tablica interaktywna i kilka urządzeń mobilnych, tak żeby dało się pracować np. w zespołach 3-osobowych. A jeśli któraś szkoła zapewni więcej sprzętu, będziemy mogli się cieszyć (jeśli ten sprzęt zostanie mądrze wykorzystany, a nie będzie się kurzył). Sęk nie w ilości, lecz w tym, jak urządzenia mobilne wykorzystamy w edukacji na co dzień.
„Gadżety”, ale dzięki nim się uczymy...
Fałszywe jest twierdzenie, że urządzenia mobilne służą jedynie do zabawy. Po pierwsze pamiętajmy, że nigdy się tak wiele i tak dobrze nie uczymy, jak podczas gry czy zabawy. Gdy mózg „nie wie”, że się uczy, uczy się najefektywniej.
Po drugie można tak twierdzić jedynie wtedy, gdy nie zadbaliśmy o bliższą znajomość z naszym urządzeniem mobilnym. Tylko ktoś nie rozumiejący znaczenia słów „edukacja” czy „uczenie się” mógłby próbować dowodzić, że nowoczesne urządzenia z takim potencjałem edukacyjnym w nich ukrytym mogą przeszkadzać w uczeniu. Potrzebujemy nauczycieli, którzy na chwilę siądą ze swoimi smartfonami i zastanowią się głębiej – jak mogę TO COŚ wykorzystać w klasie. Jeśli są zdolni do refleksji, wpadną na co najmniej kilkanaście pomysłów bez względu na to, jakiego przedmiotu uczą. Ale warunek jeden jest: muszą chcieć spróbować.
... a także więcej czytamy
Raczej trudno zgodzić się z zarzutem, że urządzenia elektroniczne przyczyniają się do spadku czytelnictwa. Paradoksalnie dzięki tym urządzeniom czytamy więcej. Nie zawsze są to książki, ale coraz częściej informacje, artykuły, posty, notatki - obcujemy ze słowem na co dzień. Jeśli jednak chcemy czytać książki – mamy do wykorzystania potężną pamięć w naszym urządzeniu. Niejedna osoba w jednym smartfonie zmieści swoją bibliotekę elektronicznych książek. Jeśli chcemy czytać książki, nie ma nic łatwiejszego – wystarczy spojrzeć na nasz mały ekran i już... Do dyspozycji mamy też setki aplikacji, w każdym niemal języku świata, w których możemy pobrać (także bezpłatnie) lekturę na nasze urządzenie.
Czas na przewartościowanie metod
Nauczyciele muszą też zastanowić się czy ich dotychczasowe metody nauczania są odpowiednie do czasów, w których żyjemy. Czy nadal są mistrzem i magiem, który odkrywa swoim uczniom tajemnice świata? Czy ta wiedza jest uczniom jeszcze potrzebna? A może uczniowie już sami nauczyli się – poza szkołą – wielu rzeczy, które uznali za ważne dla siebie.
To dobrodziejstwo świata technologii pozwala nam dokonać pewnego przewartościowania dotychczasowych praktyk w edukacji. Chciejmy z tego skorzystać. Warto coś zmienić, usprawnić, uatrakcyjnić. Edukacja nigdy nie była nudna, choć właśnie szkoła jako instytucja próbuje nieraz przekonać uczniów, że uczestniczą w czymś najbardziej nudnym i rutynowym na świecie. Nie dajmy się zniechęcić do edukacji! Urządzenia mobilne są jednym z wielu czynników, które mogą wpłynąć na to, że polska szkoła będzie po prostu lepsza. I dla nauczycieli i dla uczniów!
Smartfony i tablety same nie zbawią szkoły (to są przecież tylko narzędzia). Rozwijać i unowocześniać szkołę mogą tylko nauczyciele, a w ich rękach i głowach (jestem pewien) urodzą się odpowiednie zastosowania najróżniejszych urządzeń. Warto spróbować...
A regulaminy szkolne...
Apel. Drodzy dyrektorzy szkół. W regulaminach waszych szkół roi się od nonsensów i głupich zakazów. Na przykład zakazy używania telefonów komórkowych do celów edukacyjnych. Wiem, że pewne zakazy (drogą kopiuj-wklej) pochodzą pewnie z dokumentów z czasów króla Ćwieczka. Czas to zmienić – postarajcie się coś poprawić, żeby się już więcej nie ośmieszać. Mamy dwudziesty pierwszy wiek (gwoli przypomnienia).
Zanim nakupimy sprzętu dla szkoły...
Aby wszyscy w szkole edukowali się miło i mobilnie, gładko i przyjemnie, nie wolno zapomnieć o punkcie wyjścia, który brzmi:
"Na początku był w szkole internet. Był to Bardzo Szybki internet, był Wszędzie w szkole i był dostępny dla Wszystkich." - najlepiej, żeby to zdanie stało się dla drogich dyrektorów szkół mantrą...
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Jest również członkiem grupy Superbelfrzy RP).