W klasie intensywnie pracuję głosem. Staram się mówić mało: góra pięć minut podczas jednej lekcji. Podczas lekcji mówić powinni przede wszystkim uczniowie. Kiedy jednak już mówię, to wykorzystuję doświadczenia z kółka recytatorskiego, teatru uczniowskiego i studenckiego, oraz ze studiów podyplomowych.
Po 35 latach pracy nie mam kłopotów z gardłem. Podczas mówienia, rzadko siedzę za biurkiem, raczej przemieszczam się w klasie. Chodzę i recytuje, nucę, mruczę i skanduję. To formy nowoczesnych technik memoryzacji. Wspomaganie pamięci rytmem lub melodią zdania(wypowiedzi). Kiedyś fascynowałem zarówno chorem antycznej Grecji, jak i haiku.
Zależnie od potrzeby mówię głośniej lub ciszej, czasami krzyknę, podkreślam komunikat intonacją, melodią, różnorodnymi sposobami wymawiana – nie unikam wymowy śląskiej czy lwowskiej. Mówię szybciej lub wolniej. Głos umożliwia zmianę tempa, rytmu i klimatu lekcji. Tak, nauczyciel to w jakieś mierze aktor radiowy, teatralny, filmowy i lalkarz...
Mój głos powinien być ułatwieniem, a właściwie zrównoważeniem szans edukacyjnych dla gimnazjalistów płci brzydszej – chłopcy w tym wieku, w przeważającej większości słyszą gorzej od dziewczynek. Co niewątpliwie jest jedną z przyczyn złego zachowania chłopców – często w ostatnich ławkach po prostu nie słyszą szepczącej z przodu pani nauczycielki. Gdyby podczas moich lekcji, dziewczynki siedziały z przodu, a chłopcy z tyłu, to dziewczynki by ogłuchły.
Taki drobiazg przemawiający przeciwko nauczaniu frontalnemu. Przeciw nieustannemu, monotonnemu, niezmiennemu gadaniu od tablicy. Jeden gada – reszt śpi, a reforma jeno się śni.
Notka o autorze: Aleksander Lubina – nauczyciel języka niemieckiego w Gimnazjum nr 3 im. Noblistów Polskich w Gliwicach, 20 lat doradca i konsultant, 10 lat w komisjach ds. awansu zawodowego nauczycieli, pracował 9 lat w szkołach podstawowych, 10 lat w gimnazjach, 13 lat w liceach, 6 lat na uniwersytecie. Autor skryptów, poradników, śpiewnika – publicysta, pisarz, poeta.