"E-" robi różnicę w podręcznikach

Narzędzia
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Projekt rozporządzenia ministra edukacji narodowej w sprawie zmiany zasad rejestracji podręczników wywołał burzę w środowisku wydawców edukacyjnych, którzy obawiają się zwiększenia piractwa i spadku dochodów. Ale projekt nie do końca spodobał się również Koalicji Otwartej Edukacji, która wskazuje na niedociągnięcia. Być może nie jesteśmy daleko od kompromisu.(PD)

Punktem wyjścia do debaty wokół podręczników powinno być stwierdzenie, że kierunek propozycji MEN jest jak najbardziej właściwy. Żyjemy w świecie użytecznych technologii, w którym praktycznie każdy ma już dostęp do mobilnych urządzeń, za pomocą których może otwierać różne formaty elektronicznych publikacji. Jeśli jeszcze ktoś nie ma takiej możliwości, to wobec dynamicznego rozwoju rynku smartfonów i tabletów należy się spodziewać, że wkrótce (bardziej w krótkim okresie niż średnim, np. przy okazji Pierwszej Komunii, urodzin lub Gwiazdki) w domu pojawi się takie urządzenie. Bo na przykład tablety są już sprzedawane w systemie ratalnym w supermarketach, a to świadczy o tym, że cena naprawdę już spadła i będzie dalej spadała. Problem możliwości czytania e-publikacji w drodze (mobilna edukacja) rozwiąże się prawdopodobnie w ciągu kilkunastu miesięcy, tak samo jak rozwiązał się problem dostępu uczniów do komputerów (są używane w domach, choć nie zawsze w szkołach).

Po drugie – prawa autorskie były i nadal będą łamane. Bez względu na przedmiot piractwa – nie ma znaczenia, czy mamy do czynienia z papierowym podręcznikiem, czy z elektronicznym, niektórzy uczniowie i nauczyciele (niestety również) będą naruszali prawa autorskie. Pozwala zresztą na to samo prawo autorskie wprowadzając prawo dozwolonego użytku w obszarze edukacji. Kopiowanie jest i będzie i proste systemy zabezpieczeń nie pomogą. Problem leży w mentalności Polaków i oczywiście coś z tym trzeba byłoby zrobić, ale to temat na osobną rozprawę.

Po trzecie – musimy respektować prawa twórców treści edukacyjnych. Zdecydowana większość podręczników jest oferowana na rynku przez wydawnictwa edukacyjne, które z tytułu przygotowania podręczników ponoszą nieraz całkiem spore nakłady. Ryzykują, że podręcznik się nie sprzeda bo jest nie dość dobry (nowoczesny, ciekawy, innowacyjny itp.), albo że zostanie skopiowany. Dlatego nie powinniśmy myśleć o takiej formie regulacji, w której dorobek wydawców zostanie zniszczony. To ważne założenie, ponieważ jego konsekwencją powinna być pewna elastyczność podejścia – na przykład każdy wydawca ustala format e-podręcznika, jaki chce wprowadzić do obrotu, a nie narzucamy że na przykład muszą to być podręczniki w formacie PDF albo, jeszcze gorzej, HTML. Ale to powinno oznaczać również możliwość jakiejś odpłatności za korzystanie z formatu elektronicznego podręcznika.

Po czwarte – zarówno w przypadku papierowego podręcznika, jak i elektronicznego, pierwotna treść podręcznika najczęściej będzie ta sama. Żaden papierowy podręcznik nie powstaje w formie papierowej – wszystkie treści które czytamy w papierowym wydaniu są przecież elektroniczne. Wydawcy zazwyczaj utrzymują i aktualizują w kolejnych wydaniach te same treści, które są zapisane na dysku. E-podręczniki oznaczają mimo wszystko zmniejszenie kosztów publikacji, ponieważ koszty papierowego wydania przewyższają (zapewne kilkukrotnie) koszty e-publikacji nawet przy dość skomplikowanych formatach i systemach zabezpieczeń.

Po tych założeniach można spróbować odnieść się do kilku argumentów, które już pojawiły się w debacie o e-podręcznikach.

Kwestia ponoszenia dodatkowych kosztów na stworzenie wersji elektronicznej podręcznika. Oczywiście jakieś koszty zostaną poniesione, np. z zakupem części licencji (choć większość wydawców prace graficzne kupuje z prawami ekploatacji na wszystkich polach, ale mogą być wyjątki), stworzeniem platform dostępu do e-podręczników (strona internetowa, platforma e-learning, aplikacja itp.), nowymi sposobami dystrybucji. Argument, że koszty się nie zmniejszą jest chybiony, ale nie oznacza, że nie należy rozważać odpłatności za wersję elektroniczną.

E-podręcznik tożsamy z wydaniem papierowym. Takie podejście, proponowane przez MEN byłoby szkodliwe dla idei e-podręczników. Bo e-podręcznik ma znacznie pojemniejszy format niż wydanie papierowe i zachęca wręcz to wprowadzenia różnego rodzaju interaktywności. Należy iść z duchem czasów. Dlatego zapis powiniem być bardziej elastyczny, zaś treść wcale nie musiałaby być tożsama w 100% - czemu wydawca nie ma zrobić więcej w wersji elektronicznej? Przecież to dla niego niższe koszty. Nie warto też powielać tej samej treści w e-podręczniku w tej samej formie. Jeżeli jakaś treść może być pokazana w sposób bardziej interaktywny, zróbmy to. Skoro już „lubiliśmy czasopisma“, wprowadźmy teraz formułkę "lub równoważnej".

Korzystanie z otwartych formatów zapisu. Jest to oczywiście piękna idea, aby e-podręczniki złożone były w HTML, ale z punktu widzenia wydawców faktycznie oznaczałoby to klęskę. Nie powinniśmy proponować rozwiązań szkodliwych rynkowo. Ta propozycja jest mniej więcej odpowiednikiem gospodarczej propozycji nacjonalizacji wszystkich nieruchomości – niech wszystko będzie wspólne, a nasz świat będzie piękny. Pachnie utopią, a z przeszłości wiemy, że takie metody rozwiązania problemu skończyłyby się katastrofą. W tym wypadku edukacyjną poprzez zahamowanie rozwoju rynku edukacji – nikomu nie opłacałoby się produkować żadnych podręczników. Stwórzmy lepiej listę formatów rekomendowanych, ale nie zamkniętą, bo technologie się zmieniają i być może za chwilę pojawią się nowe formaty, które będą lepsze niż obecne.

Kwestie problemów z zabezpieczeniami przed kopiowaniem. Każde zabezpieczenie generuje aktywność osób, którym zależy na złamaniu zabezpieczeń. Więc zawsze będziemy szukać sposobów na lepsze zabezpieczenie praw wydawców. Myślę, że prosty sposób zabezpieczenia wiązałby się z koniecznością posiadania unikalnego kodu dostępu dla jednego użytkownika – e-podręcznik w trakcie korzystania łączy się z internetem i z serwerem, na którym są treści i sprawdza ile kopii danego pliku jest jednocześnie w użytku, dopuszczając tylko tę kopię, która została jako pierwsza zarejestrowana. Najbezpieczniejsza byłaby moim zdaniem jakaś wersja online podręcznika, ale tu problemem jest oczywiście jakość sieci, z której korzystają uczniowie. Znam polskich wydawców, którzy nieźle sobie radzą z kwestią zabezpieczeń przed kopiowaniem zasobów elektronicznych, więc rozwiązanie problemu jest możliwe.

Uwierzytelnienie. Jeśli zakładamy, że użytkownik jest zły i kopiuje, to forma każdorazowego uwierzytelnienia dostępu do treści e-podręcznika jest jednym ze sposobów ochrony przed piractwem. Nie jest to złe rozwiązanie, jak sugeruje KOED, lecz jest jedną z form obrony przed piractwem. Dlatego nie można zabronić takich rozwiązań w e-podręcznikach.

Wprowadzenie do obrotu. Ważna jest uwaga KOED o tym, że w zapisach rozporządzenia nie ma obowiązku wprowadzenia do obrotu. Czyli e-podręcznik istnieje, ale nikt go nie widział. To oczywiście nie ma sensu – kierunek zmian jest właściwy i należy podąć wszystkie starania, aby ta ewolucja na rynku podręczników się dokonała. Najlepiej za zgodą wszystkich zainteresowanych stron.

Moim zdaniem wprowadzenie e-podręczników jest naturalną ewolucją systemu edukacji i nie powinniśmy tej zmiany wstrzymywać. Obawa wydawców przed kopiowaniem treści jest dziś uzasadniona, więc myślenie o jakiś formach rekompensaty (np. poprzez odpłatne korzystanie z e-podręczników) wcale nie jest nonsensem.

(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. Prowadzi także międzynarodowy serwis edukatorów ekonomicznych i finansowych www.EconomicEducator.eu).


Edunews.pl oferuje cotygodniowy, bezpłatny (zawsze) serwis wiadomości ze świata edukacji. Zapisz się:
captcha 
I agree with the Regulamin

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie