Żyjemy w czasach obfitości. To znaczy niektórzy żyją w nadmiarze (w skali całej Ziemi i ludzkości). Nadmiarze konsumowanych kalorii i... informacji. Nadmiar kalorii szkodliwy jest przy siedzącym trybie życia. Bo kiedyś ruszaliśmy się znacznie więcej. I mniej jedliśmy. Z konieczności. Z biedy i warunków środowiskowych. A nadmiar informacji?
Żyliśmy także w mniejszych grupach. Dlatego do naszego mózgu docierało mniej informacji. Patrzyliśmy na świat wokół nas w czasie rzeczywistym i rozmawialiśmy z ludźmi, żyjącymi blisko nas. Teraz, dzięki mediom, kontaktujemy się z bez porównania większą liczbą osób. Dużo więcej spotykamy w pracy i na ulicy, bo większość z nas żyje w miastach. Świat obserwujemy w sposób skondensowany i przyspieszony - często bez związku z czasem rzeczywistym. Z prasy, radia, telewizji i przede wszystkim z Internetu (a teraz mamy go w każdym niemalże telefonie i w każdej chwili) dociera do nas masa informacji. Niektórzy szacują, że dziennie jest to 34 gigabajtów danych, co odpowiada 100 tysięcy słów.
Media konkurując o naszą uwagę, preferują informacje z dużą dozą emocji: wypadki, zbrodnie, wojny, przestępstwa, skandale, miłość, jedzenie itd. Zatem duża część z tych informacji podnosi nam ciśnienie i poziom cukru we krwi. To fizjologiczna odpowiedź na stres i emocje. Tyle tylko, że ewolucyjnie nie jesteśmy przystosowani do stresowania się w pozycji siedzącej. A niestety i nadmiar kalorii i nadmiar stresujących informacji przyswajamy właśnie siedząc. Bardzo niewygodnej pozycji do radzenia sobie ze stresem w przypadku Homo sapiens.
Naukowcy coraz częściej podkreślają, że ilość bodźców i informacji, które codziennie wchłaniamy, zaczyna przekraczać możliwości adaptacyjne naszego organizmu. Prof. Ryszard Tadeusiewicz pisze wręcz o „smogu informacyjnym”, przez analogię ze smogiem, będącym produktem procesu spalania byle czego (efekt to zanieczyszczone powietrze). Ważna jest też jakość tej informacji. Tak jak już wspomniałem wyżej, media zabiegając w konkurencji o naszą uwagę, oferują nam dużo krwi, seksu i najróżniejszych emocji (nieustannie potęgując i podnosząc skalę tych emocji). Działa to na nas mobilizująco, zarówno w układzie nerwowym jak i hormonalnym. Jesteśmy gotowi do walki lub ucieczki. Albo miłosnych uniesień. W każdym przypadku dawniej oznaczało to ruch. Stąd przygotowanie biologiczne organizmu do dużego wysiłku. A tu nic, my siedzimy. Biologiczna nieadekwatność do stylu życia. Ten rozdźwięk jest coraz większy.
Ewidentnie potrzeba nam ciszy (wyciszenia) i ruchu. Bo na razie nie jesteśmy przystosowani biologicznie do środowiska, które sobie tworzymy. Ewolucja zadziała… ale potrwa to długo i połączone będzie z selekcją…. Nasi przodkowie w swoim życiu nie dostawali takiej porcji wrażeń: pięćset trupów, 2 tysiące scen przemocy, 60 ostrych scen erotycznych, pół tysiąca wulgarnych słów - to wynik tygodniowego monitoringu największych polskich stacji telewizyjnych. Od ponad dwóch lat nie mam telewizora, więc ta nadmiarowa stresowość nie dociera do mnie. Ale dociera przez internet i radio.... Na szczęście w mniejszej porcji i mocno przefiltrowane.
Sami sobie stworzyliśmy nadmiarowość kalorii i stresujących (mobilizujących) informacji przy jednoczesnym zmniejszeniu ruchu. Nasze środowisko jest inne niż to, do którego ewolucyjnie przystosowali się nasi przodkowie. Zatem albo sami się biologicznie zmienimy (czekając na efekty ewolucji lub wspomagając je kierunkowymi modyfikacjami genetycznymi lub medycznym suplementowaniem) albo zmienimy styl życia (nasze środowisko). To drugie jest łatwiejsze. Wymaga tylko wiedzy i woli działania. I z tym jest największy problem. Bo nawet nie możemy zmienić śmieciowego jedzenia w szkolnych sklepikach. Już wydawało się, że poprzedni rząd coś zrobił w tym kierunku ale obecna władza szybko się z tego wycofała. Cofnęliśmy się do punktu wyjścia... Niestety. A to przykład jeden z wielu.
Ale wróćmy do biologicznego przystosowania (adaptacji). Zmiany nie są takie powolne jakby nam się zdawało. One są już widoczne. Zwrócili na to uwagę australijscy naukowcy. Przy nadmiarze mobilizujących bodźców następuje zobojętnienie (spadek wrażliwości, reaktywności). Wcześniej reakcja na widok cierpiącej osoby, by ruszyć jej z pomocą, następowała zaledwie po 1–2 sekundach. Tymczasem naukowcy zaobserwowali, że aby mózg współczesnego człowieka zareagował na taki widok na poziomie emocjonalnym, potrzebuje aż 6–8 sekund. Ten czas ciągle się wydłuża. Młode pokolenie wychowane na multimediach nie tylko wolniej emocjonalnie reaguje, ale także ma kłopoty z empatią (wolniej uczą się interpretować myśli i uczucia innych ludzi, wczuć się w ich stan emocjonalny). Tak jak żołnierze z syndromem pola walki - obojętnieją. Młode pokolenie potrafi dużo zapamiętać, ale nie potrafi z tej wiedzy (informacji) skorzystać w działaniach praktycznych. W zasadzie obserwuję to już na poziomie uniwersyteckim (u studentów).
I do takiej rzeczywistości musi dostosować się współczesna edukacja. Takich mamy uczniów, dojrzewających w takim a nie innym środowisku społecznym i informacyjnym: nadmiar kalorii, nadmiar stresujących informacji, niedosyt fizycznego ruchu.
Na zdjęciu wyżej bajka edukacyjna, forma małego teatrzyku ilustracji, japońskie kamishibai. Przy nadmiarze elektroniki zainteresowaniem cieszą się w edukacji stare, mniej pobudzające, formy przekazu. Być może jest to jedna z form społecznej reakcji na niedobrą sytuację. Pojawia się moda na kamishibai, ryślenie, myślografię oraz na manuśle...
Przeczytaj także w Edunews.pl:
Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.