Narzekamy, że uczniowie nie mają motywacji. Ale czy na pewno tylko o to nam chodzi? Kiedy widzę sukcesy młodych ludzi nie tylko w telewizyjnych programach typu Mam talent, to trudno jest mi się zgodzić, że mamy jej deficyt. Przecież poziom, który prezentują wystawiając się na ocenę jurorów wymagało ogromnej dyscypliny, wysiłku, a przede wszystkich konsekwentnej pracy i bardzo często też odwagi.
Młodzi ludzie mają bardzo wyraźnie sprecyzowane cele, które nie zawsze są tożsame z tym, czego oczekuje się od nich w szkole. Tylko ludzie o wyraźnie określonych priorytetach i charakterze są niezwykle zmotywowani. Nie zawsze jednak szkoła to zauważa i docenia. Problem tkwi nie w braku motywacji, ale zupełnie w czym innym. To brak zaangażowania. I nie dotyczy to tylko uczniów. Elementem odróżniającym zaangażowanie uczniów od wewnętrznej motywacji jest to, że starania tych zaangażowanych zmierzają w pożądanym przez szkołę kierunku, a praca wewnętrznie zmotywowanych - już nie zawsze. Mamy ambitnych uczniów zmotywowanych w realizację swoich osobistych celów, ale bardzo często niezaangażowanych na zajęciach. Skarżą się na to nauczyciele, rodzice. Przyznają się do tego sami uczniowie. A przecież szkoła powinna być naturalnym miejscem, gdzie motywacja i zaangażowanie powinny iść w parze.
To w szkole uczniowie powinni rozwijać talenty i otrzymać wsparcie w dążeniu do osiągnięcia mistrzowstwa w tym, co jest ich siłą. Prowadzone przez Instytut Gallupa od 25 lat badania wyraźnie wskazują, że talenty są trwałe, ale dla każego różne. Najlepiej rozwijamy się koncentrując na naszych silnych stronach. W ten sposób wykorzystujemy swój osobisty potencjał. To decyduje o prawdziwym sukcesie.
Polska szkoła przyjęła jednak błędne założenie twierdząc, że możemy stać się kompetentni w każdej dziedzinie. Trudno jej zaakceptować, że uczenie się wszystkiego i przez wszystkich, a w dodatku w tym samym tempie nie jest możliwe.
Dużym błędem jest też koncentracja i ciągłe przypominanie uczniom o ich deficytach wskazując najczęściej ich słabe strony. Zapominamy, że szkoła nie przygotowuje jedynie przyszłych profesorów. Do niej chodzą też przyszli artyści, sportowcy i rzemieślnicy. Świat potrzebuje mechaników samochodowych, hydraulików, elektryków, ogrodników, kucharzy, czy sprzedawców. Sytuacja w dzisiejszej szkole przypomina mi bajkę, w której zwierzęta zmuszone były do uczenia się wszystkiego wbrew swojej naturze i predyspozycjom (patrz: Znacie to? Posłuchajcie...). Skończyło się totalną klęską. Wiewórka nie umiała pływać tak jak kaczka. Kaczka nie była tak szybka jak zając. Ten z kolei nie potrafił skakać po drzewach. Zwierzęta zbuntowały się przeciwko takim metodom pracy. W tym tkwi przyczyna frustracji, stresu i braku prawdziwego zaangażowania uczniów.
Polska szkoła z jednej strony koncentruje się na brakach i sposobach ich niwelowania. Z drugiej skupia się na przekonaniu, że miernikiem sukcesu uczniów i skuteczności nauczycieli mają być znakomicie zdane testy. Najważniejszy cel - dobrze wypaść na egzaminie i zająć wysoką pozycję w rankingach. A wszystko to kosztem czasu i energii, które mógłby uczeń wraz z nauczycielem zainwestować w rozwój swoich talentów i mocnych stron. Nasz system edukacji - jak twierdzi dr Marzena Żylińska - zapętlił się i powoduje, że nauczyciele znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Z jednej strony wiedzą, że powinni rozwijać u uczniów autonomię, kreatywność i innowacyjne podejście do problemów, a z drugiej muszą ich przygotować do zdawania testów opartych na zero-jedynkowym kluczu.
W szkole tak długo będziemy mówili o braku zaangażowania, dopóki nie zmieni się jej podstawowych założeń i filozofii funkcjonowania. Dopóki nie zrozumiemy i nie zaczniemy koncentrować czasu i energi na rozwoju indywidualnego potencjału, będziemy mieli konflikt między zmotywowanymi do osiągania osobistych celów uczniów, a ich zaangażowaniem w codzienne lekcje. Nie pomagają w tym ani kolejne reformy, ani zmiany podstawy programowej, a już na pewno likwidowanie szkół.
Zacząć należy od poznania i zrozumienia celów i misji edukacji. Testomania zabija w szkole kreatywność, samodzielność i przede wszystkim zwalnia z odpowiedzialności. Chcemy, aby nasi uczniowie byli nie tylko zmotywowani, ale przede wszystkim zaangażowani. I zrozumieli, o co chodzi w ich edukacji, uczeniu się i w codziennym przychodzeniu do szkoły. Zaangażowanie jest odpowiedzią na pytanie: o co chodzi w szkole, a motywacja związana jest raczej z tym: o co chodzi mnie. Czy w szkole motywacja i zanngażowanie mogą mieć wspólny cel? Najważniejsze, to zrozumieć, że uczniowie mają motywację, ale nie zawsze są zaangażowani, bo często nie rozumieją archaicznego już modelu edukacji. Trudno zaangażować się w coś, czego się nie rozumie. Brakuje wyraźnie określonej misji polskiej szkoły i sensownej odpowiedzi na pytanie, po co przychodzimy codziennie do szkoły? Czy ruszenie skostniałego modelu pracy, zmiana sposobu myślenia i przekonań ministerialnych urzędników są możliwe z obecnie funkcjonującym prawem oświatowym?
(Notka o autorze: Witold Kołodziejczyk jest członkiem e-Redakcji Edunews.pl, dyrektorem i twórcą innowacyjnej szkoły - Collegium Futurum w Słupsku)