Bum! Kamień spadł mi z serca. Plan ministry edukacji, żeby od września 2025 szerokim frontem wprowadzić w szkołach nowy obowiązkowy przedmiot, edukację zdrowotną, został odwołany przez wyższe czynniki polityczne. Jeszcze w grudniu Barbara Nowacka zapowiadała publicznie, że się nie wycofa z tego zamierzenia, jednak instynkt samozachowawczy najważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej zadziałał i bomba została rozbrojona...
Dlaczego uczeni nie włączają się w dyskusje o systemie edukacji?
O zmianach w edukacji rozmawiamy w Polsce od kilku dekad. Każdy, kto aktywnie uczestniczy w debacie edukacyjnej, miał przynajmniej kilka razy możliwość zabrania głosu, bez względu na to, jakie akurat partie polityczne są reprezentowane w MEN. W tych dyskusjach uczestniczyło i uczestniczy wielu przedstawicieli środowisk naukowych i bardzo dobrze, że słychać też od nich głosy krytyczne. Wydaje się mi jednak, że tych debat dotyczących edukacji powinno być znacznie więcej.
Mało co dobrego w oświacie na otwarcie roku 2025
Nie zamierzam ukrywać zawodu, jaki sprawiły mi działania Ministerstwa Edukacji Narodowej w ciągu pierwszego roku po wyborach. Miało być zupełnie inaczej, po nowemu, tymczasem mam wrażenie déjà vu – politycy powtarzają stare błędy i propagandowe chwyty, obiecując jak zwykle, że już zaraz, za chwilę, ich genialny plan odmieni oblicze polskich szkół i przedszkoli. Niestety, z mojego punktu widzenia ostatnia zmiana na lepsze miała miejsce ćwierć wieku temu i nic nie rokuje powtórki.
Jak sprawić, by dzieci polubiły matematykę?
Matematyka. Dla jednych pasja i sposób na życie, dla innych – zmora czasów szkolnych. Jak sprawić, by uczniowie zamiast strachu i zniechęcenia poczuli radość i zainteresowanie? Jako młoda, początkująca nauczycielka matematyki chciałabym podzielić się swoimi przemyśleniami, praktykami oraz refleksjami na temat miejsca matematyki w edukacji, a także tego, jak zmienia się nastawienie uczniów do tego przedmiotu na różnych etapach ich życia.
Czy oceny szkolne i oceny zewnętrzne są podobne?
Możemy spotkać się z sytuacją, w której uczeń mający w szkole oceny na dobrym poziomie, uzyskuje niższą ocenę na egzaminie zewnętrznym. Było już wiele prób wyjaśnienia tego zjawiska i pewnie jeszcze wiele nowych opinii się pojawi. Chciałabym się do tego odnieść - wpis składa się z dwóch części: pierwsza dotyczy badań w Stanach Zjednoczonych nad tytułową sprawą, a druga jest moim komentarzem do naszych polskich uwarunkowań.
Jak naprawdę korzystamy z technologii?
Kontynuując wątki wpływu technologii na środowisko szkolne, przyglądam się, jak narzędzia cyfrowe zmieniają sam proces nauczania i uczenia się. Do tej refleksji skłonił mnie prowokacyjny tytuł artykułu Jareda Cooneya Hovratha „Rewolucja technologii edukacyjnej zawiodła” oraz jego analiza wpływu technologii na edukację[1]. Warto zaznaczyć, że Hovrath odnosi swoje analizy szeroko do technologii cyfrowej i jej wpływu na edukację, podczas gdy Jonathan Haidt, o którym już pisałem wcześniej[2], koncentruje się głównie na wpływie smartfonów i mediów społecznościowych na zdrowie psychiczne oraz polaryzację społeczną.
Zamiast lepić absolwenta, zbudujmy szkołę na nowo!
Dwa miesiące po oficjalnej prezentacji „Profilu absolwenta przedszkola i szkoły podstawowej” pamiętają o nim tylko zagorzali aktywiści edukacyjnej bańki. Nie pomogły zakrojone z rozmachem konsultacje społeczne, powierzone doświadczonym działaczom z Fundacji „Stocznia”. Najwyraźniej coś „nie zażarło”, bo zainteresowanie okazało się niewielkie, a entuzjazm dla sztandarowego symbolu krojącej się reformy – żaden. Tymczasem, jeśli ma ona skutecznie zmienić oblicze polskiej edukacji, obojętność środowiska oświatowego może okazać się zabójcza. Warto więc pochylić się nad przyczynami tak chłodnego odbioru tego zwiastuna zmian w polskiej szkole. A jest ich kilka.