Polska szkoła jest zbyt „normalna”. A to błąd. W kontekście współczesnego świata kurczowo trzymamy się mylnego wzorca zarówno w Polsce, jak i w większości krajów na świecie. „Normalność”, jako trend w oświacie na całym globie, łatwo zweryfikować np.: obrazem tradycyjnych ławek w szkołach, stosowaniem utartych metod, poziomem nudy lub zadając proste pytanie uczniowi „Jak podoba Ci się nauka w twojej szkole?”.
Dziwni – nienormalni. Jaka jest dzisiaj norma normalności? Dawniej to masy były wyznacznikiem normalności. Dzisiaj masowość to wielki tygiel. Masowość staje się różnorodna. Dziwactwo staje się normą. „W dzisiejszym świecie mamy więcej dziwactwa niż kiedykolwiek wcześniej. Ale czy to źle? Dziwactwo (odchyłka od normalności) świadczy o tym, że dokonałeś wyboru – opowiedziałeś się za tym, w co wierzysz, i zrobiłeś to, co chciałeś, a nie to czego chcą marketerzy. Do takich zachowań dochodzi coraz częściej.”[1]
Do tej pory „normalna” rzeczywistość była kształtowana poprzez uśrednienie; docieranie do środka zgodnie z tzw. krzywą dzwonową. Korzystali z tego handlowcy, producenci, politycy, hurtownicy i nauczyciele.
Jednak od dawna krzywa dzwonowa „wypłaszcza się”. Zrozumieli to handlowcy, zastosowali producenci, wykorzystali politycy, dostosowali się hurtownicy, a nauczyciele dalej wciskają podopiecznych w ramy „normalności”. System edukacji wciąż celuje w środek. Cytując za Marzeną Żylińską: „szkoła jest dobra dla co piątego ucznia”. Staje się mniej interesująca, im starszy i bardziej niezależny jest uczeń. Im bardziej kształtuje się jego naturalna indywidualność.
Pozostali są na marginesie. Krzywa dzwonowa dzisiejszego społeczeństwa „wypłaszcza się” coraz bardziej. Szkoła jeszcze broni status quo. Nauczyciele docierają na swoich 45 minutach do kilkudziesięciu uczniów na raz. Jeśli zmieni im się obraz dzisiejszej młodzieży na obraz różnorodności i obfitości talentów, to albo muszą stać się wirtuozami metodycznymi, albo zacząć stosować inne metody nauczania, np: odwrócone lekcje, projekty, rozwiązywanie problemów, mieszanie dotychczasowych sposobów nauczania… A może będą zmuszeni wyjść z roli wykładowcy i stać się asystentami ucznia – takimi bez biurka, dziennika i czerwonego długopisu. A może „nie marnujmy ogromu czasu i pieniędzy na popychanie uczniów w kierunku, który im nie odpowiada. Lepiej skoncentrujmy się na poszukiwaniu dziwactw, w których są najlepsi, i zachęcajmy ich do rozwijania tych talentów. Potem po prostu zejdźmy im z drogi.”[2] Zyska na tym gospodarka, innowacyjność, zmęczony nauczyciel i włożony w ramy uczeń.
Pomysł dla decydentów
„A gdyby tak nasze szkoły (a także ludzie, którzy nimi kierują i je finansują) przestały dostrzegać masy i zaczęły wypatrywać dziwactwa? A gdyby tak przyznały, że większa uległość dzieciaków nie oznacza, że dana szkoła jest lepsza, a jedynie łatwiejsza w prowadzeniu?”[3]
Tutaj fragment książki: http://pdf.helion.pl/dziwni/dziwni.pdf.
Notka o autorce: Beata Zwierzyńska - nauczycielka języka angielskiego i zajęć komputerowych w szkole podstawowej. Prowadzi szkolenia dla nauczycieli i dyrektorów szkół, a obecnie trenerka w Cyfrowej Szkole we współpracy z Centrum Edukacji Obywatelskiej. Publikuje na www.osswiata.pl.
Przypisy
[1] Seth Godin, Wszyscy jesteśmy dziwni. O micie masowości i końcu posłuszeństwa, Wydawnictwo Helion, 2013, ISBN 978-83-246-4876-4, s. 21.
[2] Godin, s. 76.
[3] Godin, s. 76.