Mam 20 lat stażu w zawodzie nauczyciela. Codziennie wchodzę do innej sali, spotykam inną klasę, innych uczniów – w sumie ponad 300 osób tygodniowo. Z każdą grupą spędzam 45 minut. Każda z nich to mieszanka emocji, osobowości, wyzwań i potrzeb – wśród nich wielu uczniów z opiniami i orzeczeniami, wymagających indywidualnego podejścia. Jestem jak dyrygent orkiestry, w której każdy instrument gra inną melodię, a mimo to mam stworzyć z tego spójną symfonię.
Lekcje są jak rollercoaster – emocjonalny i organizacyjny. W jednej sali próbuję uspokoić atmosferę po konflikcie, w kolejnej walczę o skupienie uczniów zmęczonych i przeciążonych, a w następnej – staram się zachęcić do myślenia twórczego. Gdy wreszcie nawiążę kontakt z uczniami, dzwonek oznacza koniec lekcji i początek kolejnego etapu maratonu.
A teraz nadchodzi reforma 2026, która mówi: bądźcie innowacyjni, pracujcie metodami aktywnymi, stawiajcie na kreatywność, uczeń w centrum. Wszystko pięknie – w teorii. Ale z drugiej strony jesteśmy bezlitośnie rozliczani z wyników egzaminów zewnętrznych. Nasze oceny, nasza skuteczność, nasza przyszłość – wszystko sprowadza się do słupków i tabel. Reforma mówi: „ucz inaczej”, ale system zapyta: „gdzie wyniki?”.
To sprzeczność, która uderza zarówno w nauczycieli, jak i uczniów. Bo gdy skupiam się na uczniach z trudnościami – na których słusznie mam obowiązek zwracać uwagę – mniej czasu mogę poświęcić tym, którzy chcą więcej, mogą więcej i czekają na wyzwania. Dobrzy uczniowie często są pozostawieni samym sobie. A ja nie jestem w stanie rozerwać się na pięć stron świata, mimo najlepszych chęci.
To nie jest narzekanie. To jest wołanie o realną diagnozę sytuacji. O zrozumienie, że nauczyciel nie jest maszyną do produkcji wyników. Że uczeń to nie tylko punkt procentowy w raporcie. Że kreatywność nie rodzi się w przeciążeniu i wypaleniu. A szkoła nie może być poligonem dla sprzecznych oczekiwań.
Chcemy się rozwijać. Chcemy uczyć nowocześnie. Ale potrzebujemy warunków: mniejszych klas, stabilnego środowiska pracy, czasu na refleksję, współpracy i wsparcia. Nie da się budować nowoczesnej edukacji na wypaleniu, chaosie i przemęczeniu.
Bo jeśli szkoła ma być miejscem rozwoju dla uczniów – musi też nim być dla nauczycieli. Niestety obecnie nie za bardzo nim jest, a po zapowiadanej reformie nie widać, żeby coś miało się poprawić. O nauczycielach jakoś zapomniano...
Notka o autorce: Małgorzata Dobke-Buszman jest nauczycielką dyplomowaną z pasją do globalnej edukacji oraz innowacyjnych i cyfrowych metod nauczania. Koordynatorka wymian oraz wycieczek międzynarodowych, w tym projektów realizowanych w ramach programów Erasmus+ i eTwinning. Z entuzjazmem prowadzi lekcje i rozmowy online z uczniami z różnych zakątków świata – od Wietnamu, przez Indie, po Stany Zjednoczone i inne. Ambasadorka edukacyjnych społeczności: Microsoft Innovative Educator Expert, Wakelet Community oraz Wiosna Edukacji. Zaangażowana w budowanie mostów międzykulturowych i inspirowanie do odkrywania nieznanego.