Mówienie o nowoczesnej edukacji to nie tylko myślenie o tym, w jakisposób wykorzystać nowe technologie na różnych przedmiotach,jak wyzwolić kreatywność uczniów i pozwolić im uczyć się przy pomocyurządzeń, które mają na wyciągnięcie ręki na co dzień. Totakże sposób organizacji nauki, który przestaje być identyczny dlawszystkich uczniów obu płci.
"Pisz równo, narysuj na temat i ładnie dobierz kolory. Współpracuj, nie wyrywaj się, nie popychaj. Wzrusz się na filmie i pogłaszcz psa. To jest współczesny schemat dobrego ucznia, do którego modelem była dziewczynka. Jej zachowania stały się szkolną normą. Przyczyniło się do tego sfeminizowanie zawodu: nauczycielki lepiej rozumieją i akceptują sposób funkcjonowania własnej płci. Chłopiec, o ile nie będzie podobny w zachowaniu do dziewczynki, okazuje się dla nich problemem." – pisze Karolina Święcicka na łamach ostatniego dodatku Kobieta w tygodniku Newsweek Polska (Upadek Tomka Sawyera). "Jeśli w dodatku lubi biegać i krzyczeć – trzeba koniecznie prosić jego rodziców, aby sprawdzili, czy nie ma ADHD."
Jakiś czas temu padł pomysł, aby przywrócić osobne szkoły męskie i żeńskie. Ponieważ padł on – o ile pamiętam - z ust Romana Giertycha, podniosła się olbrzymia wrzawa, że oto znowu chcemy przywrócić tzw. ciemnogród. Jak to często się zdarza u nas w kraju, olbrzymi potok krytyki zatopił chwilowo problem - zepchnął na plan dalszy próbę odpowiedzi na pytanie, czy system edukacji w Polsce jest dobry i dla chłopców i dla dziewcząt. Niestety, chyba nie jest, a jakoś nie słychać o woli reformowania polskich szkół w tym kierunku.
„Jeśli w polskich szkołach panoszy się seksizm, to dziś jego ofiarą padają chłopcy. Edukacja faworyzuje dziewczynki.“ Przyznają to również naukowcy. „Obecny system edukacyjny woli dziewczynki.“ – uważa profesor Anna Izabela Brzezińska, psycholog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. „Z prostego powodu: bo premiuje grzecznych (...) W Polsce w ogóle nie mówi się o tym, jak bardzo chłopcy różnią się od dziewcząt. To temat niepoprawny politycznie.“
System szkolny powinien być tak skonstruowany aby i chłopcy i dziewczynki razem mogli się w nim efektywnie rozwijać, nie pomijając potrzeb wynikających z istniejących różnic fizycznych, psychicznych i społecznych. „[Chłopcy] muszą się przepychać, wpadać na siebie, przewracać. To wynika z potrzeby bliskości fizycznej. Tak jak u dziewczynek, tylko objawia się brutalniej. Ci, co się tak popychają, są zwykle najlepszymi przyjaciółmi“ – mówi Robert Mazelnik, dyrektor męskiej podstawówki społecznej Żagle z podwarszawskiego Anina. „W większości szkół i przedszkoli pomija się tę oczywistość. Chłopcy trafiają do miejsc, w których rządzą kobiety. Mogą być wspaniałymi nauczycielkami, ale rzadko rozumieją cienką u mężczyzn granicę między agresją a potrzebą bliskości“.
Problem, który można roboczo określić jako „jednopłciowa edukacja“, istnieje i jest widoczny gołym okiem. Kilka tygodni temu odwiedziłem Gdynię. Jadąc na spotkanie trafiłem do trolejbusu, w którym podróżowała grupa uczniów szkoły podstawowej (na oko 3-4 klasa). Panie wychowawczynie czujnie obserwowały podopiecznych, ale uwagę zwracały wyłącznie chłopcom. To oni byli dla nich źródłem wszelkiego nieporządku i nieładu w autobusie, chociaż ich zachowanie nie było jakoś specjalnie karygodne (stałem tuż obok). „Zachowujcie się jak Dominika. Zobaczcie, jaka ona jest grzeczna!“ – strofowała wychowawczyni trójkę najbardziej „rozbrykanych“ chłopców, wskazując na zamyśloną, nieruchomą, milczącą przez całą jazdę dziewczynkę-posąg przyklejoną do szyby...
„Gdy mają dużo ruchu, wtedy i wiedza lepiej wchodzi im do głowy. Trzeba ich wybiegać, a będą siedzieli w ławkach jak trusie.“ – zauważa dyrektor Mazelnik. W szkole w Aninie, jednym z takich wykorzystywanychsposobów jest organizowanie dłuższych przerw w dniu nauki – np. przeznaczenie całej godziny na mecze i rywalizacje sportowe.
„Myślę, że niektórzy żywią przekonanie, iż różnice między płciami znikną, jeśli będziemy udawać, że ich nie ma.“ – konkluduje prof. Brzezińska.
Nie jestem ani zwolennikiem, ani przeciwnikiem wprowadzania odrębnych szkół męskich i żeńskich. Jeśli chodzi o szkoły niepubliczne – powinien decydować tu „rynek“ – jeżeli jest wola rodziców posyłania dzieci do szkół męskich lub żeńskich, nie powinno być to przedmiotem krytyki ze strony przeciwników takich szkół. Jeśli chodzi o szkoły publiczne – tu brakuje mi rozwiązania systemowego, które będzie uwzględniało różnice w sposobie uczenia się chłopców i dziewcząt. Być może takim wyjściem byłoby tworzenie klas męskich i żeńskich w jednej, wspólnej szkole, co pozwoliłoby lepiej dopasować metody i tempo nauczania. Lekcje byłyby niekoedukacyjne, ale przerwy, zajęcia pozalekcyjne, wyjazdy, itp. – wspólne.
Kilka miesięcy temu brytyjski dziennik „Independent“ opublikował artykuł pt. „Szkoły żeńskie i męskie to przyszłość“ (za: Wprost, 18.11.2008), dowodząc, że stwierdzone przez naukowców różnice w działaniu mózgu kobiet i mężczyzn oznaczają, że kiedyś powróci podział na szkoły wyłącznie męskie i żeńskie.
„Jestem przekonana, że w miarę jak rozwijają się badania nad zrozumieniem działania mózgu, to co my wiemy już od dawna, staje się jasne dla wszystkich: dziewczynki uczą się w inny sposób niż chłopcy i dlatego należy odpowiednio zadbać o potrzeby wszystkich dzieci. Mam przeczucie, że za 50 lat, może nawet 25 lat, ludzie będą się zanosić śmiechem podczas oglądania filmów dokumentalnych pokazujących, że kiedyś chłopcy i dziewczynki chodzili do szkoły razem." - przekonuje Vicky Tuck ze Stowarzyszenia Szkół Żeńskich, która reprezentuje najlepsze żeńskie szkoły w Wielkiej Brytanii.
Z dostępnej już wiedzy o ludzkim mózgu wiadomo już wiele o różnicach w zachowaniu i działaniu dziewcząt i chłopców. Problem jednak w tym, że w Polsce raczej nie wykorzystujemy tej wiedzy, aby poprawić skuteczność systemu edukacji.
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym)