Richard Baraniuk to twórca portalu Connexions, jednego z pierwszych serwisów, na którym można znaleźć całkowicie darmowe i dostępne zasoby edukacyjne. Portal ciągle się rozwija, a liczba autorów publikacji rośnie. Ruch otwartej edukacji zyskuje na sile i już niedługo zagrozi tradycyjnym wydawcom. Czy należy przygotować się na rewolucję w edukacji?
Poniżej zapis wywiadu z Richardem Baraniukiem, który udzielił specjalnie dla Edunews.pl. Baraniuk był gościem konferencji nt. otwartych zasobów edukacyjnych, o której można przeczytać w artykule Otwarte zasoby przyszłością edukacji.
AA: Wczoraj opowiadał Pan o tym, jak powstały Connexions. Czy mógłby Pan wyjaśnić czemu ludzie decydują się włożyć ten cały nakład pracy w taki projekt?
RB: Myślę, że można na wiele różnych sposobów tłumaczyć, czemu ludzie chcą uczestniczyć w projekcie dotyczącym otwartej edukacji. Z jednej strony, ludzie naprawdę chcą zmieniać świat na lepsze i czują, że czyniąc zasoby które dołączyli dostępne dla wszystkich, powodują, że skorzysta z nich bardzo wiele osób z całego świata, a szczególnie ci, których na nie nie stać. Zasoby edukacyjne i podręczniki stają się coraz droższe. Ale też z drugiej strony, autorzy są bardzo podekscytowani tym, że kiedy dodadzą swoje materiały do otwartego projektu edukacyjnego, mogą dotrzeć do tysięcy użytkowników i wielkiej społeczności, która śledzi ich prace. Dzięki temu są bardzo dumni.
AA: Często jest tak, że w tego rodzaju społecznościach jest mała grupa osób, które produkują materiały, a za to ogromna większość która z nich korzysta. Poza tym, niektóre materiały są zdecydowanie wyższej jakości niż inne. Jak radzić sobie z tym problemem?
RB: Zawsze kiedy pojawia się społeczność – grupa osób, które pracują nad wspólnym projektem, pojawia się ten aspekt społeczny i oczywiście polityka – to jest nieuchronne. Więc to, co my zrobiliśmy w Connexions to próba, żeby te dwie grupy osób mogły jak najwięcej skorzystać na współpracy z nami. Ludzie, którzy uważają że tworzony przez nich materiał jest najwyższej jakości, dostają możliwość korzystania z bardzo rygorystycznej recenzji (peer review), więc to, co stworzyli wyróżnia się i może być odnalezione w pierwszej kolejności, bo jest po prostu świetnej jakości. Jeżeli chodzi o tych, którzy nie wnoszą nic od siebie, to można ich znaleźć w każdej społeczności. Ponieważ to cyfrowe środowisko i można w nim za darmo magazynować materiały i dzielić się nimi, free – loaders nie mają negatywnego wpływu na resztę społeczności.
AA: Obecnie wiele jest stron, które działają w ten sposób, że najpierw trzeba podzielić się swoimi materiałami, a dopiero potem korzystać z zasobów, które dostarczyli inni. Czy wydaje się Panu, że to dobre wyjście z sytuacji, czy liczba tych osób jest tak niska, że nie warto blokować dostępu do zasobów?
RB: To dobre pytanie, muszę chwilę pomyśleć… Wracamy znowu do kwestii społeczności. Jedna rzecz to technologia, która to wszystko umożliwia. I jest też społeczność osób, które korzystają z tej technologii i ta wspólnota potrzebuje wypracować pewien zestaw norm dotyczących zachowania. Przykładem takiej zasady może być to, że np. żeby skorzystać z darmowych materiałów trzeba najpierw dostarczyć swoje. To jest rozsądna zasada, ale my jej nie wprowadziliśmy ponieważ to ograniczyłoby wzrost liczby użytkowników tych zasobów, bo przynajmniej na samym początku ludzie chcą tylko korzystać i pobierać zasoby i może po prostu potrzebują trochę czasu, żeby nauczyć się jak to działa, zanim wrzucą swoje materiały. Oczywiście istnieją przykłady takich serwisów, które wprowadziły ograniczenia, ale one rosną dużo wolniej od tych otwartych.
AA: Mówił Pan, że jest mała liczba osób, które tworzą zawartość serwisów, a bardzo wiele korzystających, np. tak jak ma to miejsce w wypadku Wikipedii. Czy kiedykolwiek słyszał Pan, żeby skarżyli się na taką sytuację?
RB: Myślę, że gdyby to był taki system jak w Wikipedii, to wiele osób mogłoby czuć się niekomfortowo, bo Wiki jest zupełnie anonimowym systemem. Ale Connexions i inne otwarte portale edukacyjne nie są anonimowe. Wszystkie materiały są zawsze oznaczone nazwiskami autorów, więc w tym sensie jest to bliższe tradycyjnemu wydawaniu książek i nigdy nie słyszałem, żeby autor książki narzekał na to, że tylko on pisze książki, a inni nie. Zazwyczaj bardzo się cieszą z tego faktu, bo wszyscy korzystają właśnie z ich zasobów. Także myślę, że nie ma problemu, jeżeli większość osób jest po prostu konsumentami.
AA: Czy jest Pan zadowolony z poziomu rozwoju otwartych zasobów edukacyjnych w Stanach?
RB: Na razie jest jeszcze bardzo wcześnie. Ciągle znajdujemy się na początku naszej drogi i wydaje mi się, że cały ruch nie osiągnął jeszcze punku przełomowego, żeby wejść na ścieżkę szybkiego, ekspansywnego rozwoju. Patrząc na Wikipedię widać, że przez rok, dwa od jej powstania nikt w ogóle o niej nie słyszał, a już po trzech znali ją wszyscy na całym świecie. Więc myślę, że to jeszcze przed nami i wydaje mi się, że w ciągu najbliższych trzech, czterech lat uczniowie na całym świecie będą wiedzieć o istnieniu otwartych zasobów edukacyjnych i staniemy się równym rywalem dla tradycyjnie wydawanych podręczników.
AA: W takim razie – czego potrzeba, żeby rozwinąć taki ruch? Bo przecież za działaniami stoi też pewna ideologia, prawda? Jak pomóc ludziom przestawić się na inny tryb myślenia? Potrzeba przecież pewnej zmiany mentalnej…
RB: Tak, oczywiście. Dla użytkowników nie ma potrzeby wprowadzania takiej zmiany, bo zamiast otwierać tradycyjny podręcznik, znajdą go w sieci, do pracy z którą są już przyzwyczajeni. Więc myślę, że jedyne czego trzeba, żeby przepchnąć nas przez tzw. punkt krytyczny [z ang. Tipping Point] to po prostu zebranie odpowiedniej ilość opracowań. Kiedy idziesz do biblioteki, znajdziesz tam tysiące, a wręcz miliony książek, z których możesz wybierać, ale strony z otwartymi zasobami posiadają ciągle ekwiwalent w postaci setek, najwyżej kilku tysięcy książek. Potrzebujemy powiększyć te zbiory i rozwinąć w wielu nowych dziedzinach, żeby ludzie naprawdę zaczęli sięgać po te materiały w pierwszej kolejności, kiedy poszukują informacji, a nie natykać się na nie przypadkiem. Kiedy to się stanie będziemy mieli dużo więcej autorów, którzy zaczną przesyłać swoje materiały, bo zobaczą jak wielka liczba użytkowników skorzysta z ich prac.
AA: Jaka jest więc największa przeszkoda w rozwoju portali gromadzących otwarte zasoby edukacyjne?
RB: Jedną z największych przeszkód jak na razie jest ułatwianie korzystania z zasobów i dodawania własnych. Proces tworzenia i wydawania książek był wypracowywany przez setki lat, więc jesteśmy w nim naprawdę dobrzy i rozumiemy jak to wszystko działa. Ale nowe procesy, które używane są do tworzenia np. Wikipedii albo treści do Connexions, potrzebują jeszcze trochę czasu, zanim staną się bardzo łatwe w obsłudze.
AA: Wspomnieliśmy o podręcznikach, ale oczywiście zasoby to również np. plany lekcji, wzory testów czy inne materiały. Jak można przekonać autorów, żeby zaczęli pracować nad tworzeniem tych zasobów? Jak włączyć nauczycieli, którzy nigdy wcześniej nie słyszeli o otwartych zasobach edukacyjnych i przekonać ich, że jest to warte ich czasu?
RB: Jeżeli chodzi o korzystanie z zasobów, to wielu nauczycieli już to robi, nawet jeżeli nie mają takiej świadomości, bo wszystkie nasze materiały są powszechnie dostępne. Wielu z naszych użytkowników trafia do nas poprzez wyszukiwarkę, a właśnie tak nauczyciele szukają materiałów do wykorzystania w klasie. Najczęściej nauczyciel postanawia, że następnego dnia na zajęciach będzie omawiał np. różne rodzaje gam, wpisuje hasło do wyszukiwarki i sprawdza czy istnieją jakieś ciekawe źródła internetowe. Akurat najciekawsze materiały z dziedziny muzyki znajdują się właśnie w Connexions. Jak tylko zaznajomi się z zawartością naszego serwisu i znajdzie tam dużo materiałów, zastanowi się nad tym, czy warto wysłać nam również jego opracowania. Wielu z naszych autorów to indywidualne osoby, które mają coś, co uważają za wartościowe. Takie osoby często uważają, że ich materiały są lepiej przygotowane, albo wnoszą nową jakość, której nie ma w innych opracowaniach.
AA: Nie wydaje się Panu, że nauczyciele powinni być w jakiś sposób przygotowywani do takiego sposobu pracy, np. w ośrodkach kształcenia, albo na studiach?
RB: Jasne, zgadzam się. Obecnie w pewnym sensie widać, że taka praca z zasobami już jest narzucana przez organizacje zrzeszające nauczycieli. Ich liderzy zdają sobie sprawę z tego, że zaangażowanie nauczycieli w projekty, których celem jest tworzenie otwartych zasobów edukacyjnych to świetna metoda na rozwój zawodowy i swoisty rodzaj treningu. Nauczyciele nie tylko muszą spojrzeć na swoje zasoby z punktu widzenia szerokiej publiczności, ale ich materiały stają się powszechnie dostępne. Inni użytkownicy mogą dodawać do nich swoje komentarze i staje się to bardziej otwartą i transparentną metodą łączenia rozwoju zawodowego nauczycieli i tworzenia nowego kontentu edukacyjnego. Rozmawiałem z wieloma przedstawicielami związków zawodowych nauczycieli i oni uważają, że to świetny pomysł, ponieważ sami nauczyciele uwielbiają dzielić się swoimi lekcjami i planami lekcji, tylko po prostu na razie jest to technicznie trudne. Skoro rozwijane są dogodne kanały dzielenia się zasobami, to należy z nich po prostu korzystać.
AA: Czy nie boi się Pan, że którymś momencie wydawcy, czy też osoby, które czerpią zyski z publikacji podręczników lub innych pomocy dydaktycznych, zaczną bronić swoich interesów, w które godzi ruch otwartej edukacji?
RB: Myślę, że powoli zbliżamy się do momentu, kiedy nastąpią pewne bardzo gwałtowne zmiany w obszarze wydawnictwa i myślę, że będzie to podobna sytuacja jak w przypadku producentów oprogramowania i rynku muzycznego. Tam dotychczasowe modele biznesowe zostały zupełnie wywrócone do góry nogami. Na pewno będą wydawnictwa, które okopią się na swoich pozycjach i będą walczyć ze zmianami, ale wiele z nich dostrzega nowe szanse na powiększenie zysków, drzemiące w otwartych zasobach edukacyjnych. Otwarta edukacja nie jest skierowana przeciwko wydawcom. Większość z zasobów, np. dostępnych za pośrednictwem Connexions może być wykorzystana przez wydawców działających dla zysku do ulepszenia swoich publikacji, więc mogą się włączać w cały proces. Myślę, że każdy dzień przybliża nas do zmiany na tym rynku, ponieważ ceny podręczników rosną 4-5 razy szybciej niż inflacja i któregoś dnia nastąpi załamanie. Także otwarta edukacja może dokonać ogromnego przełomu przed tym momentem, albo nieuchronnie już po nim.
AA: Jakie zmiany w systemie edukacji mogą wnieść otwarte zasoby? Jaki będą miały wpływ na szkołę?
RB: Och, wielki! Na przykład przejrzystość. Kiedy nauczyciele dzielą się swoimi zasobami, dzielą się też tak naprawdę swoimi doświadczeniami z codziennej pracy. Druga rzecz to demokratyzacja – materiały wysokiej jakości będą dostępne dla wszystkich, niezależnie od miejsca pochodzenia i zasobności portfela. Po trzecie to, że zasoby są darmowe oznacza, że „edukacyjne dolary” będą mogły być przeznaczone na inne cele, które są bardzo ważne, np. na infrastrukturę, albo zakup sprzętu, czy też pensje nauczycieli, bo to, przynajmniej w Stanach, jest dużym problemem. No i, jak już wspomniałem, pozostaje ważna kwestia rozwoju zawodowego nauczycieli, którzy dzięki zaangażowaniu w nasz ruch, staną się po prostu lepszymi fachowcami.
AA: Dziękuję za rozmowę.