Niedawno miałam okazję pojechać z moją klasą (drugą szkoły podstawowej) na Białą Szkołę. Przez 7 dni byliśmy w górach, 400 kilometrów od domu. Wiem, że w niewielu szkołach małe dzieci zabiera się na dłuższe wyjazdy, jednak na wycieczki 2-4 dniowe już tak. Taki wyjazd to stres nie tylko dla nauczyciela, ale i dla rodzica. Każdy patrzy na to ze swojej strony.
Nauczyciel zastanawia się, czy wszystko odbędzie się zgodnie z planem, czy pokoje będą w dobrym stanie, tak jak obiecano, czy jedzenie będzie smaczne, czy dzieci będą jadły, czy będą dobrze spały, czy będą zainteresowane atrakcjami, czy będą dla siebie koleżeńskie, czy nie będą się kłóciły, czy poradzą sobie z rozłąką, czy poradzą sobie z ubieraniem, czy będą szczęśliwe i czy nikt nie będzie chorował.
Rodzic zastanawia się… nad tym samym tylko w odniesieniu do swojego dziecka i pewnie jeszcze nad milionem innych spraw, do których często nie przyznaje się nawet przed samym sobą. Podczas takiego wyjazdu dzielne muszą być nie tylko dzieci, ale także rodzice.
W czasie wycieczek jedną z kłopotliwych spraw dla nauczycieli, a przynajmniej dla mnie i dla kilku moich koleżanek, jest kontakt z rodzicami. Jak to zorganizować, żeby wszyscy byli szczęśliwi?
Z jednej strony rodzice chcą wiedzieć, co się dzieje z ich dzieckiem i jest to zupełnie zrozumiałe.
Z drugiej strony odbieranie 20 telefonów dziennie może być koszmarem. Nie dość, że zaburza porządek, nie zawsze jest na to czas, to jeszcze nie raz zdarza się, że rodzic dzwoni w najbardziej nieodpowiedniej chwili, ale skąd ma to wiedzieć. Wieczorne telefony potrafią zupełnie wytrącić dziecko z równowagi i sprawić, że kolejne kilka godzin spędza tęskniąc i płacząc.
Często stosowaną metodą jest kontakt z jednym rodzicem, któremu opowiadamy raz dziennie, co się wydarzyło, jak mają się dzieci i jakie są plany na kolejny dzień, a on przekazuje to pozostałym. Proponuję jednak spróbować czegoś zupełnie innego. Możliwe, że przez wielu z Was już stosowanego – kontakt poprzez pocztę elektroniczną.
W tym roku, zupełnie przypadkowo, odkryłam magię tabletu w kwestii kontaktów z rodzicami. Przesyłanie wiadomości do rodziców w czasie wyjazdu okazało się dużo mniej czasochłonne i łatwiejsze niż rozmowy telefoniczne, bo tak naprawdę, ile zajmuje napisanie 2 – 3 zdań, dołączenie do nich jednego zdjęcia, które to właściwie tym tabletem w każdej chwili można wykonać i naciśnięcie „Wyślij”. Kilka minut, które raz lub dwa razy dziennie można spokojnie poświęcić. W moim przypadku po dwóch dniach zaowocowało to końcem telefonów i zadowoleniem obydwu stron.
Nie będę opowiadała o zaletach takiego rozwiązania, po prostu zobaczcie sami, jak wyglądała korespondencja, a na pewno zrozumiecie, dlaczego to rozwiązanie mi się spodobało. Nie spodziewałam się, że takie małe rzeczy (maile), jak napisała jedna mama mogą być dla rodziców tak ważne, ale dla mnie, jako nauczyciela tak proste do wykonania.
Na czarno – moje maile, na niebiesko – odpowiedzi rodziców – wszystkie wypowiedzi są autentycznymi cytatami.
Notka o autorce: Sabina Piłat jest nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej w Niepublicznej Polsko – Francuskiej Szkole Podstawowej „La Fontaine” w Warszawie i członkiem grupy Superbelfrzy RP. Niniejszy artykuł ukazał się w blogu Superbelfrów. Licencja CC-BY-SA.