Edukacja w terenie i letnie obozy naukowe (nie tylko studentów)

fot. Stanisław Czachorowski

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Przeczytane ostatnio artykuły na temat edukacji w terenie (outdoor learning) przypomniały mi studenckie letnie obozy naukowe oraz wakacyjne praktyki biologiczne, w terenie, realizowane na kierunku biologia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie (kształcenie nauczycieli). Był cel merytoryczny, ale "przy okazji" działo się coś równie ważnego z edukacyjnego punktu widzenia.

Edukacja w plenerze uświadomiła mi, że o czymś ważnym zapomnieliśmy. Coś niezwykle ważnego zginęło w pogoni za tabelkami, coraz obszerniejszą wiedzą teoretyczną i szukaniem oszczędności. Laboratorium wygrało z wiedzą terenową (dodam, że dla ekologia laboratorium jest rozległy ekosystem). Założenia metodyczne edukacji w plenerze zwróciły moją uwagę na ważne treści kształcenia, których teraz nam ewidentnie brakuje. Wymyślane są specjalne projekty by to nadrobić. A ja myślami wracam do moich czasów studenckich.

Nie wszystko musi być w programie studiów, z przydzielonymi godzinami dydaktycznymi, ocenami i wpisami do USOS (czy dawniej do papierowego indeksu). Wartością szkoły wyższej jest tworzone środowiska nauczania a nie tylko program, ujęty w siatce godzin. Teraz dopiero uświadamiam sobie jak ważne dla mojego rozwoju i kształcenia był na przykład studencki klub turystyczny Bajo-Bongo. Nie było żadnych ocen, zaliczeń, sprawdzania obecności. Zapisywał się kto chciał. Nie było wykładów ani wykładowcy. Byli starsi koledzy i koleżanki, którzy nas uczyli (nauka w działaniu, z przygodą w tle). Najpierw zwykły udział w letnich i zimowych wyprawach pieszych czy kajakowych, potem przyjmowanie roli kierownika wyprawy a więc nieświadome uczenie się kompetencji zarządzania. Nie było sprawdzianów, egzaminów - było weryfikowanie się w praktycznym działaniu. Wszystkie błędy i niedociągnięcia odczuwaliśmy na własnej skórze. Nauczyłem się także korzystania z mapy. Przydało się to później w badaniach terenowych.

Także i na uczelniach wyższych mamy przeładowany program transmisji wiedzy. I tendencję do wystawiania ocen za wszystko, w tym za kompetencje miękkie np. za współpracę w grupie lub przekazywanie informacji zwrotnej. Za dużo czasu i wysiłku poświęcam zaplanowaniu i dokumentowaniu tych wszystkich ocen, rozkładających na czynniki pierwsze wszystkie umiejętności i kompetencje. W części to tylko iluzja i pozory bo przecież nie da się łatwo i szybko zweryfikować różnorodne elementy kształcenia, umieszczone w ambitnych tabelkach sprawozdawczych. Wiedzę przekazaną w transmisji stosunkowo łatwo sprawdzić, a co z kompetencjami i umiejętnościami? I czy zależą one od moich działań i przekazywanej treści czy od warunków (środowisko edukacyjne), w jakich znaleźli się studenci? A może więcej wysiłku wkładać w świadome tworzenie dobrego środowiska edukacyjnego niż planowanie transmisji wiedzy i sprawdzianów, weryfikujących coraz szczegółowiej formułowane cele dydaktyczne (z kompetencjami włącznie)?

Przypominam sobie te wszystkie moje obozy naukowe, w których uczestniczyłem jako student a potem jako opiekun. To była edukacja w plenerze w czystym wydaniu (teraz dopiero sobie to uświadamiam). Spędzaliśmy ze sobą 24 godziny na dobę, budowały się prawdziwe relacje w grupie jak i miedzy pracownikami akademickimi a studentami. Obcowaliśmy z przyrodą i uczyliśmy się w otoczeniu przyrody, w deszczu, pośród komarów, w trudnościach aprowizacyjnych. Kilka-kilkanaście dni w bliskim kontakcie z przyrodą wzmacnia umiejętności komunikacji i umiejętności przywódcze (lidera). Wtedy mamy czas dla siebie, w zasadzie nic nie jest narzucane i nie ma gotowych rozwiązań.

Celem naukowym było zbieranie materiału do badań. Zajmowaliśmy się głównie bezkręgowcami wodnymi (ale interesowaliśmy się wszystkim). Wędrowaliśmy od stanowiska do stanowiska, od rzeki do rzeki, od jeziora do jeziora, od źródła do źródła. A w tak zwanym międzyczasie działo się coś ważnego i nieuchwytnego. Tak, była to wędrówka w przyrodzie, ale i wędrówka w głąb siebie (jakby powiedzieli psycholodzy).

Zamieszczone zdjęcia pochodzą z obozu naukowego w okolicach Górowa Iławeckiego. Uczestnikami byli nie tylko moi studenci, ale także z innych ośrodków akademickich. Przemieszczaliśmy się pieszo i środkami komunikacji publicznej. Na górnym zdjęciu przeprawa przez rzekę. Na mapie był zaznaczony most. Ale najwyraźniej dane na mapie były już nieaktualne. Najbliższy most znajdował się kilka kilometrów dalej. Co robić? Cofnąć się i wracać pieszo te kilka kilometrów? A może zdjąć buty i spodnie i po prostu przejść? Nie było głęboko. Proste, niestandardowe, tak zwane życiowe zdarzenie i rozwiązywania problemu. Jak zmusić lub jak zachęcić do przejścia rzeki? Bo przecież muszą wszyscy a nie tylko ci, który się odważą? Rozkazać czy zachęcić? I nie można wystawiać ocen, które by mobilizowały (nagroda i kara). Takich sytuacji na każdym wyjeździe terenowych jest wiele. Każdy uczestnik przed tymi małymi i dużymi wyzwaniami (lub problemami - to zależy jak na trudności spojrzeć) staje. Ma okazję poznać siebie i rozwijać różne kompetencje miękkie.

Wspominając czasy studenckie, uczestnictwo w różnych studenckich klubach turystycznych, pracę w studenckim radiu czy kole naukowych, umacniam się w przekonaniu, że niezwykle ważne jest środowisko edukacyjne. Czyli to, jacy ludzie znajdą się obok, jakie warunki do rozwoju własnych zainteresować i wielu innych działań bez ocen i zaliczeń stworzymy uczniom/studentom. Mniej oceniania, więcej działania. I stwarzania okazji do własnego rozwoju.

Kampus uniwersytecki to nie tylko nowoczesne sale dydaktyczne i dobrze wyposażone laboratoria. Ważne są relacje. A żeby one mogły zaistnieć to potrzebne jest dobre środowisko edukacyjne, wyrażające się organizacją przestrzeni jak i stwarzaniem różnorodnych możliwości do działania. Nie tylko na oceny i zaliczenia...

 

Notka o autorze: Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, profesorem i pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, a także członkiem grupy Superbelfrzy RP. Prowadzi blog Profesorskie Gadanie: https://profesorskiegadanie.blogspot.com.

 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Kasia napisał/a komentarz do Rady nietrafione i rady pożyteczne
Dyrektora, a zwłaszcza dyrektorkę, cechuje żądza władzy. Arogancja ze strony dyrektorki w moim liceu...
Jacek Ścibor napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Moim zdaniem i Maciej Sysło i Robert Raczyński mają rację - obie wypowiedzi trafiają w sedno problem...
Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie