Rzadki to widok: sala wypełniona uczestnikami po brzegi, że aż nogi nie było gdzie wcisnąć. I jeszcze sporo osób poza salą przed telewizorem z relacją na żywo. Nie to nie obrady Sejmu (tam taki tłum robią za grubą kasę). Co to takiego? Debata o e-podręcznikach w siedzibie Gazety Wyborczej. Czy w tym temacie wiadomo coś więcej? Chyba tak, ale również wiemy, że ciągle jeszcze mało wiemy i dużo prac przed nami...
Postaram się zachować porządek wypowiedzi niemal identyczny jak w moim wpisie przed debatą (e-Podręczniki – cisza przed burzą?), ponieważ wydaje mi się, że sens tej debaty sprowadził się do tych zagadnień, o których pisałem. Odwrócę tylko kolejność.
Więcej patrzenia w przyszłość (wizji)
Po raz kolejny okazało się, że to minister Boni powinien chyba kierować resortem edukacji. Na tle pozostałych uczestników reprezentujących stronę rządową (MEN i ORE) wypadł najlepiej, wiedział, o czym mówi, nie plątał się w swoich wypowiedziach, zaprezentował pewną wizję cyfryzacji polskiej szkoły w dłuższej perspektywie.
Przede wszystkim zwrócił uwagę, że sam projekt dotyczy radykalnego przeobrażenia polskiej szkoły i trzeba go dobrze przygotować, a także na to, że mamy do czynienia z pilotażem - jest to zatem czas na popełnianie błędów i wyciąganie wniosków. Cyfrowa Szkoła jako program nie może istnieć w oderwaniu od innych działań transformacyjnych. Musi być istotnym elementem programu Polska Cyfrowa w perspektywie finansowania unijnego na lata 2014-2020. Tu dwa najważniejsze obszary zdaniem ministra Boniego to infrastruktura i e-kompetencje. Dlatego już trwają prace nad zapewnieniem środków unijnych dla finansowania realizacji programu po zakończeniu pilotażu.
„Zachęcam, aby postawić pytanie o e-podręcznik z perspektywy pojutrza. Nie z dzisiaj.” – mówił minister Boni. Mówimy o zmianie podejścia, a zatem musimy spojrzeć na narzędzia edukacyjne szerzej - mówmy zatem o e-zasobach edukacyjnych, bo słowo podręcznik jest zbyt wąskie nawet już dziś. W zamyśle ministra należy tworzyć w oparciu o programy finansowane ze środków publicznych repozytorium zasobów otwartego społeczeństwa, także edukacyjnych. Rozmawiając o e-podręczniku nie możemy mieć na myśli jednego kanonicznego tekstu, który będzie jednakowy dla wszystkich. To, czego potrzebujemy, to pewnej certyfikacji tych zasobów pod kątem jakości (znaku jakości).
Minister Boni podkreślił, że w MAiC jest otwarty na rozmowy z wydawcami edukacyjnymi, ponieważ w takim modelu zasobów edukacyjnych jest dla nich z całą pewnością ważne miejsce.
Wizja zaprezentowana przez ministra Boniego jest chyba takim małym światełkiem w tunelu, nadzieją na to, że Cyfrowa Szkoła spowoduje jednak pewną zmianę jakościową w edukacji, a także uwolni kreatywność nauczycieli, mocno dziś spętanych wymaganiami podstawy programowej (jak niektórzy zwracali uwagę na sali, wymuszających realizację zajęć z zegarkiem w ręku, gdyż nie sposób wszystkiego przerobić). Ale oczywiście aby wizję zrealizować, jeszcze wiele prac przed urzędnikami i edukatorami.
Więcej konkretów
Podczas debaty dobrze wypadł Partner technologiczny Ośrodka Rozwoju Edukacji, czyli Poznańskie Centrum Superkomputerowo-Sieciowe. „Nie mamy jednej spójnej definicji e-podręcznika, możemy sobie powiedzieć, czym e-podręcznik nie jest” –zauważył Damian Niemir z PCSS, wyjaśniając, że nie jest samodzielna aplikacja PDF, systemem edukacyjny, blog, czy serwis społecznościowy...
Myśląc o nowoczesnym e-podręczniku musimy rozważyć takie jego cechy jak: otwartość, wieloplatformowość, elastyczność, modularność, bezpieczeństwo i skalowalność. Więcej o podstawowych założeniach funkcjonalnych i technologicznych dla e-podręczników tutaj (PDF).
„Założenie, że treść e-podręcznika ma tak samo wyglądać na rożnych urządzeniach nie jest możliwe do spełnienia.” – zauważył przedstawiciel PCSS, zwracając uwagę, że częściowym rozwiązaniem jest przeglądarka internetowa. W programie Cyfrowa Szkoła e-podręcznik będzie tworzony w oparciu o html5.
E-podręcznik nie ma być rewolucją w systemie edukacji, nie ma być też tematem zastępczym – zdaniem PCSS jest to jedna z wielu dróg używania narzędzi dostępnych naszej cywilizacji. Warto również podkreślić, że e-podręcznik nie zagraża papierowym wydaniom podręczników. Można tu zacytować powiedzenie Stephena Fry o popularnym czytniku e-booków: „Kindle zagraża książkom nie bardziej niż windy zagrażają schodom.”
Również wydawcy edukacyjni postanowili zaprezentować konkrety. Konkretnie zatem powiedzieli, że są absolutnie przeciwni projektowi e-podręcznika tworzonego w Cyfrowej Szkole, a potem kilka razy jak mantrę powtarzali, że już wszystko mają i można od ręki korzystać. Niestety moim zdaniem zaprezentowane przykłady flipbooków / multibooków itp. są tylko i wyłącznie cyfrowym skanem papierowego podręcznika z ograniczonymi interakcjami i nie mogą być traktowane jako nowoczesne narzędzia w perspektywie kilku lat naprzód. Są nowoczesnymi narzędziami ale z wczoraj, co więcej nie zawsze dostępnymi na różnych platformach i urządzeniach. A przecież rozmawiamy o przyszłości polskiej edukacji.
Więcej wolności
Pierwszy głos z sali jaki padł, dotyczył kwestii dopuszczania podręczników do użytku szkolnego. Jeżeli naprawdę myślimy o e-podręcznikach stale aktualizowanych, rozwijanych, pogłębianych, wzbogacających się o nowe elementy cyfrowe, nie ma sensu utrzymywanie mechanizmu dopuszczania do użytku szkolnego. Bo jak - ten sam e-podręcznik co miesiąc będzie na nowo dopuszczany? Wydaje się, że wraz z pojawieniem się na rynku e-podręczników ten mechanizm musi uleć zmianie. Jak zapewniła minister Szumilas – MEN myśli nad tym. Minister Boni dodał, że konieczne jest poszukiwanie nowej formuły. Chyba bardziej konkretne jest ten drugi głos.
Więcej o e-nauczycielach
Bardzo się cieszę, że kilka razy podczas debaty „wyszło“, że bez nauczycieli kompetentnych cyfrowo nie posuniemy się naprzód. Może być świetny e-podręcznik śpiewająco-migająco-furkoczący, ale jego potencjał może w pełni wykorzystać tylko e-nauczyciel. Niestety program szkoleń nauczycieli w ramach Cyfrowej Szkoły - zdaniem wielu nauczycieli w nim uczestniczących - nie rozwija kompetencji cyfrowych nauczycieli i wymaga radykalnej przebudowy. A wszyscy prelegenci pierwszej części debaty podkreślali, że komponent ten jest niezmiernie ważny dla powodzenia pilotażu i projektu.
Jeśli jednak nie można liczyć na oficjalne szkolenia, to może trzeba samemu spróbować w sobie rozwijać odpowiednie kompetencje (wszak to element rozwoju zawodowego)? To nie jest wcale takie trudne – posłuchajmy uczniów z Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 10 w Gliwicach:
(Notka o autorze: Marcin Polak jest twórcą i redaktorem naczelnym Edunews.pl, zajmuje się edukacją i komunikacją społeczną, realizując projekty społeczne i komercyjne o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym)