Obecna szkoła to spory zakład pracy, któremu dostęp do niezawodnego, szybkiego i taniego internetu jest po prostu niezbędny. I wcale tu na myśli nie mam spraw związanych wyłącznie z procesem dydaktycznym. Ze szkołami jest podobnie jest z administracją publiczną - bez internetu nie są w stanie sprawnie funkcjonować. Jak sprawić, aby jego koszty były możliwie niskie?
W tej chwili administracja szkolna coraz częściej korzysta z internetowych platform zarządzania szkołą, większość korespondencji odbywa się drogą elektroniczną, system zgłoszeń matur i egzaminów potwierdzających kwalifikacje zawodowe, system egzaminów w szkołach podstawowych i w gimnazjach - odbywają się droga internetową. Są również plany, aby niektóre egzaminy odbywały się drogą elektroniczną, za pośrednictwem internetu (plany dotyczą egzaminów zawodowych w zasadniczych szkołach zawodowych oraz egzaminów potwierdzających kwalifikacje zawodowe w średnich szkołach zawodowych).
Tymczasem wygląda na to, że od 31 sierpnia 2010 nie już taniego dostępu do internetu dla szkół za pośrednictwem DSL. Ministerstwo Edukacji Narodowej wstrzymało finansowanie projektu "Edukacja z internetem". Czy w ciągu najbliższych dwóch lat (wygasanie dotychczasowych umów) dotychczasowe wydatki szkół na internet wzrosną o 500%? Co stanie się z dostępem do internetu w szkołach położonych na terenach wiejskich? W miastach, zwłaszcza tych większych, jest wielu operatorów internetowych, a więc istnieje alternatywa - np. sieci telewizji kablowych oferują szybki i niezawodny internet za rzeczywiście niewielkie pieniądze.
Czyżby MEN nie był zainteresowany systemowymi rozwiązaniami wspierającymi usieciowienie szkół i zapewnienie nauczycielom i uczniom dostępu do szybkiego i taniego internetu? Zastanawiające, że na stronach ministerstwa w ogóle nie ma żadnej informacji na ten temat. A z drugiej strony wiele mówi się o dziennikach elektronicznych w szkołach i otwarcie sugeruje się szkołom korzystanie z takich rozwiązań. Przecież tego bez profesjonalnej sieci lokalnej, porządnego serwera i oprogramowania nie da się ugryźć – o przenośnych komputerach dla nauczycieli już nie wspominam...
A tymczasem dużymi krokami nadchodzi do szkół e-learning – tego przedsięwzięcia nie da się zrealizować bez internetu...
Istota problemu dotykać będzie szkołę jako instytucję. Bo przecież gospodarka finansowa szkoły bez internetu też leży (system bankowości elektronicznej). Czy powrócimy do dawnych technologii: kasa, kasjerka, konwojent, wypłata poborów do ręki w postaci gotówki, korespondencja tradycyjna za pośrednictwem Poczty Polskiej?
Teoretycznie, to samorządy powinny zadbać o dostęp swoich szkół do internetu. Ale z tym różnie bywa – nie mamy do czynienia z jednolitą polityką internetyzacji szkół w skali całego kraju. Władze samorządowe mają różne poglądy i różne budżety – i generalnie, na pewno od strony informatyzacji, szkoły na tym cierpią.
Co do sieci bezprzewodowych o dużej mocy, obejmujących całe wsie, to nie wiązałbym z tym większych nadziei. Kilka lat temu samorządy lokalne podjęły hasło "Tani internet w gminie" - miało to polegać na sieci hot-spotów o zasięgu kilku kilometrów, oferujących darmowy (lub bardzo tani) dostęp do internetu. Oceniając po moich okolicach, nie bardzo się to sprawdziło – jak wiadomo za darmo nie ma nic.
Oczywiście brak internetu w szkołach nie wyklucza jeszcze wykorzystania go w procesie dydaktycznym na szerszą skalę. Ale oznacza to przerzucenie kosztów na użytkowników internetu w domach. W nauczaniu przedmiotów zawodowych intensywnie korzystam z technologii informatycznych. Braku internetu w szkole specjalnie boleśnie nie odczuję: większość uczniów ma w domu dostęp do internetu - choćby w postaci Neostrady czy telewizji kablowej. Przy braku internetu w szkole -nie widzę przeszkód, aby część procesu edukacyjnego przerzucić bardziej na uczniów - np. w postaci prac domowych, polegających na przygotowaniu w domu materiałów w oparciu o zasoby internetowe. Ba! Może własnie dzięki brakowi internetu w szkole szybciej ruszy e-learning? W moim domu dysponuję dostępem do internetu - nie widzę więc przeszkód, aby utrzymywać kontakt dydaktyczny z uczniami za pośrednictwem poczty elektronicznej, platformy Google.mail. Jeśli do tego dodamy Skype, GG czy wreszcie Moodle na darmowym serwerze - nie będzie źle. Jedyny minus jest taki, że na tym rozwiązaniu stracą uczniowie z małych miejscowości i terenów wiejskich, którzy mogą mieć utrudniony dostęp do sieci. No, ale pojawia się zasadnicze pytanie – czy to jest model, do którego powinniśmy zmierzać? Może jednak przydałyby się rozwiązania systemowe wdrażane przez MEN (lub w konsultacji z ministerstwem przez gminy)?
Na marginesie można zasygnalizować kolejny problem - otóż MEN, realizując przez kilka lat akcję dostaw pracowni internetowych dla szkół przeoczył fakt, że te pracownie bardzo się szybko starzeją się i zaczynają generować coraz większe obciążenie finansowe dla placówek oświatowych. W zasadzie to pracownie z początku 2002 roku już nadają się na złom - co w ich miejsce szkoła da radę zakuić ze swego cieniutkiego budżetu?
Notka o autorze: Adam Cichowicz jest nauczycielem dyplomowanym przedmiotów zawodowych, informatyki i technologii informacyjnej w Zespole Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego im. Józefa Piłsudskiego w Okszowie, powiat Chełm.