O zmianach w edukacji rozmawiamy w Polsce od kilku dekad. Każdy, kto aktywnie uczestniczy w debacie edukacyjnej, miał przynajmniej kilka razy możliwość zabrania głosu, bez względu na to, jakie akurat partie polityczne są reprezentowane w MEN. W tych dyskusjach uczestniczyło i uczestniczy wielu przedstawicieli środowisk naukowych i bardzo dobrze, że słychać też od nich głosy krytyczne. Wydaje się mi jednak, że tych debat dotyczących edukacji powinno być znacznie więcej.
Nie czytam blogów, w szczególności BelferBloga, więc odniosę się jedynie do niektórych wypowiedzi Pana Jarosława Pytlaka w EduNews.pl, który cytuje posty Dariusza Chętkowskiego. Przeraziło mnie, że tak doświadczony pedagog, jak Jarosław Pytlak, tak mocno wiąże kondycję systemu edukacji z rządzącą ekipą!
Posłużę się tu historią z mojego obszaru. Od blisko 40 lat, żadna ekipa rządowa nie potrafiła „zepsuć” nam podstaw programowych dla nauczania informatyki, nawet w czasach, gdy informatyka była obecna w szkołach w postaci zupełnie szczątkowej. W tym wypadku akurat Anna Zalewska nie cofnęła polskiej edukacji informatycznej „o lat co najmniej trzydzieści”. Wprost przeciwnie, reforma podstawy programowej w latach 2017-2019 spowodowała, że Polska jest ewenementem na skalę światową z obowiązkową informatyką od pierwszej klasy szkoły podstawowej po ostatnią klasę w szkole średniej, co daje solidną bazę pod cyfrowy rozwój najmłodszego pokolenia i całego systemu edukacji (co zresztą jest też celem władz – bowiem często słyszymy o „cyfrowej edukacji”). W tym wypadku akurat ministrowie nam nie przeszkadzali w pracach (a zaangażowanych w nie było wielu profesorów i pracowników naukowych). Już w grudniu 2015 zaprezentowaliśmy gotową propozycję zmian w podstawie, przez rok trwał pilotaż w szkołach, a później konsultacje społeczne. W ten sposób podstawa do informatyki była gotowa, a środowisko edukacyjne – w miarę przygotowane na jej wprowadzenie.
Z drugiej strony nie byliśmy (jako grono zajmujące się informatyką w szkołach) nigdy specjalnym ulubieńcem żadnej z ekip rządzących. Niemniej jednak każda doceniała potrzebę zmian i wdrożenia przedkładanych propozycji rozwiązań w związku z rozwijającym się szybko światem nowych technologii. Od połowy lat 80. pomagali nam w tym nieodżałowani pracownicy MEN: Zbigniew Rogowski, Jerzy Dałek i Krzysztof Święcicki oraz grupa Wojewódzkich Koordynatorów Edukacji Informatycznej. W 2002 roku min. Krystyna Łybacka powołała Radę ds. Edukacji Informatycznej i Medialnej, którą odwołał dopiero min. Przemysław Czarnek w drugim tygodniu swojego urzędowania (nigdy nie dowiedzieliśmy się dlaczego…). Od kwietnia 2024 Rada ds. Informatyzacji Edukacji działa ponownie.
Przez te 40 lat w pracach i działaniach nad rozwojem edukacji informatycznej uczestniczyło i nadal bierze udział wielu pracowników naukowych polskich uczelni. Jest to współpraca na co dzień (dziś ułatwiona dzięki komunikatorom i narzędziom online), bazująca na praktyce i dobrej znajomości szkoły (potrzeb uczniów, nauczycieli i szkół) i jak i orientacji w rozwoju metod kształcenia wspomaganych technologią oraz edukacyjnych środowisk informatycznych na świecie. W dużej mierze bazuje też na opiniach i uwagach zbieranych co roku podczas różnych konferencji naukowych poświęconych informatyce i nowym technologiom w szkole.
Nie zaskoczyło mnie nagłośnione stanowisko KNP PAN odnośnie profilu absolwenta. Po tym wystąpieniu najwyższej rangą instytucji naukowej zapewne nie odezwą się już inne pomniejszej rangi instytucje, chociaż miałyby chęć zgłosić swoje stanowisko co do sylwetki i zakresu kształcenia, zwłaszcza w obszarach swoich specjalizacji. Ale przecież były konsultacje społeczne i wiele innych kanałów komunikacji, zwłaszcza między PAN oraz MEN i jego agendami, jak IBE. Przy czym nie wystarczy teraz nagle powiedzieć, co nam się nie podoba. Z naszego doświadczenia wypływa rada, że nad uwzględnieniem „swoich interesów” w kształcie edukacji zainteresowane środowiska powinny dbać i rozwijać cały czas, nie tylko w okresach regulowanych wyborami (czytaj: zmianami podstawy).
Zdaję sobie sprawę, że często trudno jest dojść do konsensusu we własnym środowisku, znamy to także jako informatycy, ale zawsze znajdą się argumenty, by przyjąć zdanie większości. Kiedyś w dyskusji z jednym z pedagogów zapytałem, dlaczego ich środowisko nie utworzy rady przy MEN, która zajmowałaby się w sposób permanentny nie tylko profilem absolwenta, ale fundamentami i kształtem systemu edukacji, ewaluacją i rozwojem podstaw programowych. Usłyszałem odpowiedź: bo my się nigdy nie dogadamy. Może lekarstwem byłoby pojawienie się takiego ministra jak Janusz Jędrzejewicz, ale nie widać.
Myślę, że postawa przyjęta przez edukacyjne środowisko informatyków, przynosząca zmiany we właściwym kierunku i zakresie, jest godna naśladowania. Nie tworzymy żadnego formalnego gremium. Myślę, że właściwą formą organizacji takiego ciała byłoby jednak stowarzyszenie nauczycieli wybranego przedmiotu lub dziedziny kształcenia. Dla przykładu na przełomie wieków XX/XXI bardzo aktywne było Stowarzyszenie Nauczycieli Matematyki (SNM), ostatnio ma jednak mniejszy wpływ na to, co i jak uczy cię matematyki w szkołach, a wielka szkoda. To wzór godny do naśladowania patrząc na znaczącą rolę stowarzyszeń nauczycielskich zasilanych akademikami w Stanach Zjednoczonych. Mają tam jednak łatwiejsze zadanie, zamiast centralizmu rządzących (Department of Education nie narzuca żadnych rozwiązań wszystkim stanom), szkoły realizują merytoryczne i organizacyjne propozycje stowarzyszeń nauczycielskich i instytucji pracujących na rzecz edukacji.
Jestem jednak tego samego zdania co Pan Jarosław Pytlak, jak i bardzo wiele innych osób, że reforma w 2 lata to jakiś pomysł z kosmosu wzięty. Pełne zmiany jakiejkolwiek reformy wchodzą do szkół przez wiele lat (przypomnijmy sobie, ile trwało wprowadzanie gimnazjów i nowych wówczas podstaw programowych). Tym jednak twórcy kolejnych reform, zapowiadanej i poprzednich, nie przejmują się i zaczynają nową reformę nie czekając na ocenę jeszcze tej trwającej.
Nadsłuchuję MEN i IBE i nie słychać żadnych głosów – a co z przygotowaniem nauczycieli do reformy? Myślę, że to dobry znak dla nauczycieli – nie powinni się obawiać, że czekają ich jakiekolwiek zmiany! Ale czy tak nie było dotychczas z kolejnymi reformami? Jedynie wydawnictwa mają zwykle problem ze zmianą okładek podręczników i uzyskaniem dla nich dopuszczenia do użytku w szkołach.
O autorze: Maciej M. Sysło jest matematykiem i informatykiem, profesorem UMK w Toruniu i Uniwersytetu Wrocławskiego. Pracuje również w Warszawskiej Wyższej Szkole Informatyki. Od prawie 30 lat kształtuje edukację informatyczną w polskich szkołach; autor podstaw programowych, podręczników, poradników, oprogramowania edukacyjnego; organizator konferencji krajowych i międzynarodowych, prelegent i wykładowca.