Co zrobić, żeby uczniom się chciało? Ich mózgi, to nie maszyny, które włączają się po wciśnięciu odpowiedniego guzika. Co zrobić, by chciały pracować? Jak uruchomić ich potencjał? Jak skierować uwagę na wybrane zgadnienia? Dzięki neurobiologom wiadomo, że aby człowiek mógł się uczyć, jego neurony muszą uwolnić mieszankę neuroprzekaźników i neuropeptydów. Wtedy mózg wprowdzony zostaje w stan gotowości do nauki. Bez owych substancji chemicznych nauka nie jest możliwa.
Oczekiwanie niektórych nauczycieli, że już po podaniu tematu uczniowie będą gotowi do nauki, jest przejawem braku wiedzy na temat przebiegu procesów uczenia się. Mózgu nie można zmusić do nauki, ale można i należy go do niej zachęcać tworząc stymulujące środowisko. Jedną z najpotężniejszych sił, jakie nami kierują, jest ciekawość. Wszyscy chcemy zrozumieć otaczający nas świat i reagujemy zaciekawieniem na nowości, niezrozumiałe, zaskakujące i niewyjaśnione zjawiska. Dlaczego dzisiejsza szkoła nie chce wykorzystać tych niezwykle efektywnych mechanizmów, w które wszystkich ludzi wyposażyła natura? Dlaczego przyjęto, że od ciekawości skuteczniejsza będzie kontrola?
W zeszłym tygodniu w SP nr 9 w Sopocie odbyło się spotkanie polskich i szedzkich nauczycieli, którzy wspólnie zastanawiali się, co zrobić, by na początku lekcji zaintrygować uczniów i wprowadzić ich w stan gotowości do nauki. Innymi słowy, jak spowodować, by w ich mózgach uwolniły się niezbędne neuroprzekaźniki i neuropeptydy. Jedną z metod jest zadawanie otwartych pytań, które są zaproszeniem do kreatywnego myślenia i tworzenia hipotez. Pytania zamknięte, wymagające jedynie reprodukcji, nie intrygują, a tym samym nie pobudzaja tak silnie mózgu do pracy. Ich funkcja ogranicza się zatem do sprawdzania stopnia opanowania wiedzy. Warto wiedzieć, że zadania otwarte i zamknięte pełnią zupełnie różne funkcje. Te pierwsze występują w realnym świecie. Tu zazwyczaj każdy problem można rozwiązać na wiele sposobów i rzadko kiedy, ktoś podaje nam wszystkie potrzebne dane. Znając problem sami musimy zdecydować, czego potrzebujemy do jego rozwiązania. Warto pod tym kątem przyjrzeć się szkolnym zadaniom z matematyki. Z punktu widzenia mózgu, byłoby dużo lepiej, gdyby odnosiły się do realnych sytuacji i były bliższe życiu, a to oznacza, że powinny mieć więcej niż jedno poprawne rozwiązanie.
Ciekawy przykład podał w komentarzu do ostatniego wpisu Waldemar Z., uczący matematyki w Kanadzie.
Zadanie 1.
A. Pytanie zamknięte (jedna poprawna odpowiedź).
Dziecko ma w kieszeni 5 groszy i 2 grosze. Ile groszy ma dziecko w kieszeni? Odpowiedź: 7 groszy.
B. Pytanie otwarte (więcej niż jedna poprawna odpowiedź)
Dziecko ma w kieszeni 7 groszy. Jakie monety może mieć dziecko w kieszeni? Przedstaw swoje myślenie w słowach, na rysunku i przy pomocy monet.
Autor zadania pisze: „Pytanie B. jest pytaniem ‘na myślenie’ w dosłownym znaczeniu tego słowa, gdyż każe uczniowi przedstawić swoje myślenie (napisać, narysować i przedstawić z wykorzystaniem pomocy dydaktycznej w postaci monet). W ten sposób uczeń uczy się dwóch bardzo ważnych rzeczy na temat „myślenia”:
a) Moje myślenie da się przedstawić konkretnie w różnej postaci: w słowach, na rysunku lub przy pomocy fizycznych przedmiotów, jak monety.
b) Szkoła, nauczyciel, oczekują ode mnie myślenia.”
Dobra szkoła wymaga myślenia!
W czasie sopockich warsztatów polscy i szwedzcy nauczyciele szukając intrygujących pytań włączających uczniowskie mózgi, doszli do wniosku, że pytania nie muszą być zadawane w formie werbalnej.
Przykład 1.
Uczniowie wchodzą po przerwie do klasy, a na podłodze leżą porozrzucane kubki po jogurtach, papiery, strzępy szmat, stare słoiki. Zdziwione patrzą na podłoge, a potem na nauczyciela. Niecodzinny widok każe im przerwać rozmowy, jakie toczą, intryguje i przyciąga uwagę. W normalnej sytuacji to nauczyciel musi zabiegać o uwagę uczniów, czynić różne zabiegi, które przyciągną ich uwagę. Widząc leżące na podłodze śmieci sami zadają pytania i oczekują od nauczyciela odpowiedzi. Ale jego celem nie jest udzielenie odpowiedzi, ale odbicie pytania w kierunku uczniów.
Uczniowie: „Proszę pani, dlaczego tu leżą śmieci?”
Nauczycielka: „No właśnie, dlaczego? Macie na to jakieś wytłumaczenie?”
W tym momencie uwaga uczniów już jest skupiona na zaplanowanym przez nauczyciela zagadnieniu, a ich mózgi zaczynają intensywnie pracować. Obok śmieci na podłodze można położyć wycięte z papieru cyfry, a na pewno uczniowie odgadną, że chodzi o czas potrzebny do rozłożenia różnego typu materiałów.
„Jak sądzicie, ile potrzeba lat, by rozłożyć zakopany w ziemi plastikowy kubek? A co z jabłkiem, gumą, papierem? Jak można by to sprawdzić?”
Pytania są jeszcze efektywniejsze, gdy prowadzą do samodzielnego stawiania hipotez i znajdowania sposobów ich weryfikowania. Te umiejętności zapewne będą dużo bardziej przydatne w życiu niż umiejętność reprodukowania podanych przez innych informacji. Po spisaniu przez grupy uczniów przypuszczeń dotyczących czasu degradacji, różne przedmioty można zakopać pod szkolnym płotem, a po kilku miesiącach lub po roku sprawdzić, co z nich zostało. W ten sposób nauczyciel nie tylko rozbudza ciekawość, ale również uczy myślenia. Po takim eksperymencie uczniowie będą nie tylko wiedzieć, co to biodegradacja, ale może zainteresują się głębiej tym niezwykle ważnym problemem.
Intrygującym pytaniem rozpoczynającym lekcję mogą być też dżdżownice w słoiku wypełnionym piaskiem, ziemią i trawą. Na pytania uczniów nauczyciel może odpowiedziec pytaniem: „Jak sądzicie, co tu się będzie działo? Jak zachowają się dżdżownice?
To, czego nie widać, najbardziej porusza wyobraźnię!
Jedna ze szwedzkich nauczycielek w trakcie warsztatów opowiedziała, jak zachęca dzieci do pisania. Przynosi do szkoły wielkie jajko i stawia je na stole. Zaciekawionym dzieciom mówi, że w środku jest mały kot, który w nocy pisze listy.
„O tu możecie przeczytać, co ostatnio napisał! Chcecie mu odpowiedzieć? To napiszcie do niego list!” Podobno listy dzieci do kota są wyjątkowo długie i bardzo interesujące.”
Organizatorem sopockiego seminarium było Stowarzyszenie Twórcze i Edukacyjne Wyspa. Jego założyciel, Marian Chwastniewski, od lat współpracuje z nauczycielami, którzy chcą rozwijać u swoich uczniów myślenie. Czyż nie powinien to być jeden z najważniejszych celów edukacji? Ale co wtedy zrobić z testami opartymi na zero-jedynkowym kluczu? Warto zastanowić się, czego uczą się uczniowie rozwiązując latami zadania, które wymagają zaznaczenia jednej poprawnej odpowiedzi?
Notka o autorce: Marzena Żylińska jest wykładowcą metodyki w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Toruniu i w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu. Zajmuje się też wykorzystaniem nowych technologii w nauczaniu. Prowadzi seminaria dla nauczycieli, współorganizuje europejski projekt "Zmieniająca się szkoła". Autorka książki "Postkomunikatywna dydaktyka języków obcych w dobie technologii informacyjnych". W przygotowaniu jest jej nowa książka "Neurodydaktyka, czyli nauczanie przyjazne mózgowi". Prowadzi swój blog w partnerskiej dla Edunews.pl platformie blogowej Oś Świata pod adresem http://osswiata.nq.pl/zylinska/. Artykuł jest przedrukiem wpisu zamieszczonego w Osi Świata.