Podpisane kilka dni temu przez Prezydenta Komorowskiego ustawy mają dostosować kształcenie do potrzeb rynku pracy. Zdaniem ekspertów niewiele to pomoże. Przyczyny powstawania niepraktycznych studiów tkwią w mentalności. Wciąż opłaca się mieć dyplom - nawet byle jaki. Na niedostosowanie kształcenia studentów do potrzeb rynku pracy narzekają pracodawcy i eksperci.
Niektórzy eksperci proponują by młodzież zabrała się za zdobywanie zawodu w szkołach policealnych lub na kursach zamiast kończyć nieprzydatne studia.
Historyk, prof. Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie dr hab. Maria Starnawska jako przykład podaje studia na kierunku bezpieczeństwo, który funkcjonuje na kilkunastu publicznych uczelniach w Polsce. Jak argumentuje, absolwenci tych studiów nie mają większych szans na pracę na stanowiskach rzeczywiście związanych z bezpieczeństwem, czyli jako strażacy, policjanci, urzędnicy w centrach zarządzania kryzysowego itp. Głównie dlatego, że miejsc na studiach, a tym samym absolwentów, jest więcej niż wakatów w tych branżach. Wobec tego, absolwenci bezpieczeństwa pracują jako ochroniarze lub wykonują różne prace biurowe. Zdaniem Starnawskiej, studenci ci niepotrzebnie tracą czas i pieniądze na studia, które nie uczą ich tego, co rzeczywiście jest im potrzebne do pracy i lepiej zrobiliby inwestując w kursy zawodowe.
"Moim zdanie ważne jest, by rozdzielić pojęcia nauki i rzemiosła. Kiedyś poza studiami magisterskimi były tzw. szkoły pomaturalne, dwuletnie, które nie dawały stopnia magistra, ale uczyły konkretnego zawodu, a w uczelniach, które dawały dyplom magisterski, wykładano nauki. Natomiast wskutek tworzenia takich kierunków tzw. studiów społecznych, jak stosunki międzynarodowe, bezpieczeństwo czy europeistyka, które nie są naukami, tylko powierzchowną mieszaniną rozmaitych nauk, doszło do pomieszania pojęć i maturzyści nie rozróżniają do końca, co jest nauką, a co rzemiosłem, lub nawet pseudorzemiosłem" - ocenia historyczka.
Jej zdaniem, dwuletnie szkoły lub kursy, realnie przygotowujące do zawodu, byłyby dla młodzieży bardziej opłacalne, zamiast pobieżnego i powierzchownego zapoznania się z historią, ekonomią, prawem, politologią i innymi naukami, które są w programie takich studiów. "I np. ze 180 studentów, którzy studiują na pierwszym roku bezpieczeństwa na Uniwersytecie Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach, pewnie ok. 15 poszłoby na historię, 10 na polonistykę (tam są takie kierunki humanistyczne do wyboru), a reszta na kursy dla ochroniarzy albo dla sekretarek" - dodaje Starnawska.
Z opinią tą zgadza się kierownik Zakładu Ewaluacji i Studiów nad Edukacją na Wydziale Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji UW dr hab. Ireneusz Białecki, przy czym na razie, jak mówi, statystyki zatrudnienia wskazują, że studia opłaca się skończyć, czasem obojętnie jakie.
"Rozwinął się rynek pracy w branży usługowej. Młodzi ludzie mogą zatrudniać się w biurach obsługi klienta, salonach i przedstawicielstwach różnych firm, np. operatorów komórkowych, banków, ubezpieczycieli. Do tego typu pracy nie są wymagane żadne specjalne kwalifikacje. Pracodawca potrzebuje ludzi umiejących obsługiwać komputer, znających angielski i potrafiących komunikować się z ludźmi. Takie umiejętności zdobywa się właściwie na każdych studiach" - tłumaczy.
Przy czym, jak mówi, chociaż umiejętności te ma też wiele osób, które nie ukończyły studiów, pracodawcy nadal chętniej wybierają osoby z dyplomem, niż te bez dyplomu, mimo że, statystycznie, tym po studiach więcej płacą. Białecki podkreśla też, że pracodawcy szukają magistrów nie zadowalając się absolwentami studiów licencjackich. "W powszechnej świadomości pokutuje przekonanie, że tym, którzy zdecydowali się zakończyć naukę na licencjacie zabrakło motywacji, ambicji lub pracowitości. Młodzi ludzie widzą więc, że opłaca się studiować dłużej, na studiach magisterskich i większość to robi" - mówi.
To młyn na wodę dla uczelni, które otwierają nowe studia, w dziedzinach, które wymagają stosunkowo niewielkich inwestycji. Nie pojawiają się więc nowe kierunki techniczne i ścisłe, a jak grzyby po deszczu wyrastają studia humanistyczne i teoretyczne.
"Przykładem może być zarządzanie. Na Uniwersytecie Warszawskim na zarządzanie przyjmowani są studenci z najlepszymi wynikami na maturze i rzeczywiście kształcą się na menedżerów. Wielu z nich ma znakomitą pracę jeszcze przed ukończeniem studiów. Ale jest wiele uczelni, na których najpierw powstało zarządzania, a ponieważ było dużo chętnych to otwarto jeszcze zarządzanie zasobami ludzkimi, zarządzanie w ochronie środowiska, bo przecież wszystkim można zarządzać. Niedługo pojawi się zarządzanie zarządzaniem" - dodaje Białecki.
Według niego, oferta edukacyjna jest dostosowana do zainteresowań młodzieży, a zainteresowania młodzieży wynikają z wiedzy o tym, co się najbardziej opłaca. Obecnie bardziej opłaca się mieć dyplom, niż go nie mieć. "Nie należy się jednak dziwić, że poziom absolwentów szkół wyższych nie jest jednakowy i, w większości, nie jest wysoki. Jeżeli studiuje 50 proc. młodzieży w wieku 19-24 lata, to naturalne że średni poziom ich ambicji, możliwości a tym samym wyników jest niższy niż kiedy studiowało tylko 7 proc. najlepszych z rocznika" - argumentuje.
Minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka zapewnia, że wprowadzane przez znowelizowane ustawy Krajowe Ramy Kwalifikacji pozwolą uczelniom elastycznie tworzyć programy i kierunki studiów wedle postępu naukowego i rozwoju gospodarczego kraju oraz regionu.
"Uczelnie będą mogły dostosować swoją ofertę kształcenia do potrzeb gospodarki i rynku pracy, a przez nowatorskie moduły kształcenia interdyscyplinarnego będą budować własną pozycję w czasach rosnącej konkurencji. O sukcesie kształcenia świadczyć będą także indywidualne sukcesy absolwentów, których zawodowe losy uczelnie będą musiały monitorować. W efekcie maturzyści będą wybierać uczelnie, które oferują dobry ambitny program, gwarantujący wszechstronne wykształcenie i szanse na sukces zawodowy. Już teraz maturzyści są coraz bardziej świadomi swych zainteresowań i w sposób przemyślany wybierają uczelnie i studia, co widać było podczas ostatnich rekrutacji poprzez w zdecydowanie większe zainteresowanie studiami technicznymi i międzykierunkowymi" - argumentuje Kudrycka.
Zdaniem Białeckiego, nowe prawo na masową skalę niewiele zmieni, ale, dzięki Krajowym Ramom Kwalifikacji i ułatwieniom w otwieraniu nowych kierunków i programów, oferta uczelni rzeczywiście może się uatrakcyjnić.
"To ruch w dobrą stronę. Pozwoli wykorzystać zasoby kadrowe, co studenci na pewno docenią. Ponadto, pozwoli to tworzyć nowe kierunki, odpowiadające potrzebom rynku pracy. Przykładem może być energetyka jądrowa, na którą pojawi się zapotrzebowanie, kiedy w Polsce ostatecznie zaczniemy budować elektrownie jądrowe. Nie wiem ile zacznie powstawać wokół tego miejsc pracy, ale pewnie trochę tak. Uczelnie będą więc musiały kształcić wyspecjalizowane kadry w różnych dziedzinach, począwszy od specjalistów od ochrony środowiska, poprzez inżynierów, a skończywszy na fizykach jądrowych" - mówi Białecki.
Przepisane prawem obowiązkowe zbieranie informacji o losach absolwentów poprawi obieg informacji. Kandydaci na studia będą lepiej wiedzieli z jakim dyplomem, jakiej uczelni optymalizują swoje szanse na runku pracy.
(Źródło: PAP - Nauka w Polsce)