Amerykańska nauczycielka, Robyn Jackson, postanowiła podzielić się na blogu własnymi doświadczeniami nauczycielki stawiającej pierwsze kroki w szkole. Nie od dziś wiadomo, że uczenie się na błędach może być skutecznym sposobem zdobywania wiedzy. Ale wartość tego rodzaju nauki nie powinna ograniczać się tylko do uczniów, więc warto też patrzeć co jakiś czas za siebie.
"Jako profesjonaliści musimy również nauczyć się, jak czerpać siłę z naszych słabości i nie udawać, że jesteśmy wszechwiedzący i nieomylni. Zdaję sobie sprawę, że środowisko w naszym zawodzie nie jest do końca przyjazne postawie przyzwalania i uczenia się na błędach, ale zachęcam wszystkich nauczycieli, by nie rezygnowali z tej myśli." - napisała Jackson. "Nie bójcie się popełniać nieuniknionych błędów, kiedy uczycie! Zamiast tego z otwartością i pokorą przyjmujcie sytuacje, gdy czegoś nie wiecie lub nie potraficie zrobić, gdyż dzięki temu wzmocnicie jakość Waszego nauczania."
„Chciałabym podzielić się z Wami pięcioma błędami, które popełniałam na początku mojej kariery.” – napisała Jackson. „Bardzo wiele dowiedziałam się od nich o sobie i swojej pracy.” Przyjrzyjmy się im:
Błąd 1: Brałam wszystko osobiście. Gdy uczniowie nie słuchali mnie, byłam na nich zła. Kiedy nie pracowali, traktowałam to jako osobisty afront. Za każdym razem, gdy ze znudzeniem spuszczali głowy albo nie odrabiali zadań domowych, czułam się dotknięta. Problem z odnoszeniem wszystkiego do siebie polega na tym, że zwykle prowadzi do obwiniania naszych uczniów. W momencie, gdy zdałam sobie sprawę, że nie chodzi tu o mnie, udało mi się zmienić punkt widzenia: nie obrażałam się, tylko zaczęłam zastanawiać, co muszę zrobić, aby pomóc moim uczniom w procesie uczenia się. Kiedy przestałam traktować ich zachowania jako atak na siebie, mogłam skupić się na tym, by szanować, doceniać i nagradzać to, kim byli i co wnosili, przychodząc na lekcje.
Błąd 2: Unikałam kontaktu z rodzicami. Kiedy rodzice kontaktowali się ze mną, byłam przerażona. Zazwyczaj nie dzwonili przecież z dobrymi wieściami. Robiłam wszystko, co mogłam, by się z nimi nie zadawać. Traktując ich jak wrogów, stwarzałam coraz więcej napięć w naszych relacjach. Kiedy wreszcie zaczęłam postrzegać rodziców jako moich partnerów, informować ich o tym, co się dzieje w klasie i zaprosiłam ich do współpracy, odkryłam, że rodzice są moimi najlepszymi sojusznikami. W rezultacie, nawet gdy nie godzili się na kierunek działań wobec swojego dziecka, byli bardziej skłonni do opracowania planu, który mogliśmy wspólnie realizować.
Błąd 3: Zbyt późno dostrzegałam uczniowskie problemy z nauką. Zawsze byłam zaskoczona, gdy niektórzy uczniowie nie zaliczali sprawdzianów kończących omawianie danego działu. Znacznie gorsza sytuacja zachodziła, gdy niewielu z nich poprawiło swoje oceny przed końcem semestru. Dopiero, gdy stworzyłam plan aktywnej interwencji, który zmusił mnie do systematycznego monitorowania osiągnięć uczniów, zaczęłam dostrzegać momenty, w których zaczynały się ich problemy z nauką. Wtedy podejmowałam działania przywracające uczniów z powrotem na „właściwe tory”. Nauczyłam się interweniować, zanim moi podopieczni zabrnęli w ślepy zaułek, z którego trudno było im wyjść.
Błąd 4: Bałam się popełniać błędy. Myślałam, że jako nauczyciel zawsze powinnam mieć rację. Pracowałam naprawdę ciężko, żeby stać się najmądrzejszym człowiekiem w klasie. Kiedy moi uczniowie zadawali mi pytanie, na które nie znałam odpowiedzi, odsyłałam ich do słownika. Każdą swoją pomyłkę starałam się zatuszować. Gdy dałam sobie prawo do, mówiąc krótko, bycia człowiekiem, moje nauczanie zyskało nową jakość. Uczniowie widząc, że popełniam błędy i przyznaję się do nich otwarcie, a następnie podejmuję kroki, aby je skorygować, sami nabrali przekonania, że mogą sobie na to pozwolić. Im więcej ryzykuję w klasie, odsłaniając własną niewiedzę, tym bardziej oni czują się bezpiecznie, by podjąć ryzyko bycia poszukującymi i niedoskonałymi. Klasa stała się dzięki temu miejscem, gdzie może zajść prawdziwe, bez obaw, uczenie się.
Błąd 5: Próbowałam omówić cały materiał. Myślałam, że jeśli coś jest w programie nauczania, muszę tego nauczyć moich uczniów. Problem polega na tym, że programy są w większości tak przeładowane, że trudno jest je w całości zrealizować i przeznaczyć taką samą ilość czasu na każde obowiązkowe zagadnienie. Zdałam sobie sprawę, że warto skupić się na najważniejszych umiejętnościach, wymaganiach i pomóc uczniom je osiągnąć, zamiast jedynie „realizować program”. W ten sposób przeznaczyłam więcej czasu na to, co naprawdę ważne i bardziej elastycznie dostosowałam nauczanie do potrzeb i wymagań moich podopiecznych.
A jakie błędy Ty popełniłeś, młody nauczycielu i czego Cię one nauczyły?
(Źródło: ASCD)