Pomoce naukowe w szkołach - kontrolować czy nie?

Szkoły i uczelnie
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times
ImageMinister Katarzyna Hall podpisała rozporządzenie o dopuszczaniu programów i podręczników. Tym samym ministerstwo zrezygnowało z możliwości rekomendowania różnych pomocy dydaktycznych. Czy nauczyciele pozbawieni wskazówki „rekomendowane przez MEN” pogubią się w gąszczu ofert i nie będą sami w stanie ocenić, co jest dobrym, a co złym narzędziem edukacji?
 
Dziennik Polska The Times na swoich łamach ostrzega, że polskie szkoły mogą zostać zalane pseudopomocami naukowymi, a ich produkcji nikt już nie będzie kontrolował. Dotąd ich producenci mogli zgłosić się do MEN z prośbą o zatwierdzenie. Wiele firm wykorzystywało to do celów promocyjnych, powołując się potem na ministerialną rekomendację. Obecnie tylko podręczniki podlegają kontroli, natomiast o innych pomocach będzie decydować jedynie rynkowe zapotrzebowanie. Ministerstwo tłumaczy, że to tylko uporządkowanie stanu faktycznego. Cytowany przez dziennik Polska wiceminister edukacji Zbigniew Marciniak stwierdził, że chodziło o uczciwość: „Zatwierdzanie pomocy w MEN było możliwością, a nie obowiązkiem. Zdarzało się, że formułkę "zalecany przez MEN" traktowano jak reklamę. Już dziś w szkołach wolno używać każdej pomocy dydaktycznej, dopuszczonej lub nie”. Marciniak dodał, że obecnie to dyrektor szkoły rozstrzyga, czy jest ona bezpieczna i wspiera kształcenie: „ Wierzymy, że dyrektorzy poradzą sobie z doborem pomocy” mówi. Marciniak przyznaje jednak, że MEN zaraz po przyjęciu przez Sejm nowej ustawy oświatowej zacznie przygotowywać przepisy, które umożliwią kontrolę nad rynkiem szkolnych multimediów - "Zwrócimy się o pomoc do ekspertów, zbadamy też, jak dobór materiałów elektronicznych kontrolują inne kraje".

Decyzja ministerstwa spowodowała wiele protestów zarówno ze strony polityków, jak i samych producentów pomocy i podręczników. Główny zarzut to zagrożenie, że do szkół trafią bezwartościowe pozycje, przygotowane przez ludzi, którzy nie mają odpowiedniej wiedzy oraz przygotowania, żeby tworzyć wartościowe produkty. Na przykład Paweł Komisarczuk, redaktor naczelny wydawnictwa Operon, stwierdził, że: "W ministerstwie ciągle słyszymy, że szkoła ma być nowoczesna. A w nowoczesnej szkole multimedialnych plansz, płyt będzie coraz więcej i resort musi zadbać, by były dobrej jakości. Nie rozumiem, dlaczego podręczniki są wnikliwie kontrolowane, a równie ważne środki dydaktyczne traktuje się tak lekko." Podobne zdanie wyraziła była minister edukacji Krystyna Łybacka. Ciekawą argumentację przytoczył Wojciech Książek, wiceminister edukacji w rządzie Jerzego Buzka: "Wątpliwości budzi przede wszystkim brak kontroli MEN nad płytami multimedialnymi do nauki przedmiotów, które w przyszłości mogą zastąpić papierowe podręczniki (...) Nie wolno bagatelizować możliwości psychomanipulacji uczniami poprzez rozmaite gry, ilustracje. Przy wyborze multimedialnych pomocy nauczyciel musi mieć fachowe wskazówki, nie zostawiajmy go z tym samego". Jak wylicza gazeta, na rynku jest ok. 10 tys. pomocy naukowych. Tylko kilkaset zostało zatwierdzonych przez MEN. Rynek środków dydaktycznych według ekspertów może być wart nawet kilkaset milionów złotych rocznie.

Komentarz
Wydaje się, że cała sprawa dotycząca pomocy naukowych jest tylko burzą w szklance wody. Skoro obowiązek uzyskania akceptacji ministerstwa dla pomocy naukowych dotąd nie istniał, to sytuacja nie ulegnie radykalnej zmianie. Zresztą, jak wielokrotnie już dyskutowano, system dopuszczania podręczników również budził wiele kontrowersji. Wolny rynek powinien sam wyeliminować producentów, których towary są niskiej jakości. To nauczyciele są specjalistami od nauczania i to oni powinni dokonywać wyboru najlepszych według nich metod wspomagania swojej pracy. Pomoce naukowe w postaci narzędzi multimedialnych mogą prowadzić do „psychomanipulacji” tak samo jak wszelkie inne zasoby, z którymi mamy do czynienia we współczesnej kulturze medialnej (np. podręczniki w których kobiety prezentowane są w kuchni, a mężczyźni w pracy, poradniki "zmuszające" młode mamy w trosce o zdrowie dziecka do kupowania tysięcy niepotrzebnych i bezwartościowych produktów, itp.). Problemem dużej grupy nauczycieli jest jednak to, że po prostu nie potrafią wykorzystać nowoczesnych narzędzi dydaktycznych na lekcjach. Zresztą, żeby efektywnie funkcjonować we współczesnym świecie, uczniowie muszą nauczyć się jak odróżniać źródła informacji wadliwe od wartościowych, gry szkodliwe, od przynoszących pożytek. Kto ich tego w takim razie ma nauczyć, skoro, zdaniem tak wielu ekspertów od edukacji, zadanie to przerasta (przygotowanych przecież metodycznie) nauczycieli?

(Źródło: Polska The Times)
 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Jan napisał/a komentarz do Wkręcani przez sztuczną inteligencję
Najbardziej ta kompetencja krytycznego myślenia, a raczej dystansu emocjonalnego do zamieszczanych t...
Te "restrykcyjne zasady" w badanych szkołach polegały na tym, że uczniowie mieli "zakaz korzystania ...
Myślę, że to powinno być "na żądanie ucznia". Wyobraźmy sobie, że przedmiot X mnie nie interesuje, a...
Kazimierz napisał/a komentarz do Klauzula informacyjna - dane osobowe
Bardzo interesujące i pożyteczne artykuły
Taką ofertą dla nauczycieli, jakiej gwałtownie potrzebujemy, z całą pewnością nie jest pomysł aby do...
Ten pomysł jest wyśmienity i zasługuje na szerokie wdrożenie! Po 14 latach od pierwszego chyba wyraż...
Grażyna Uhman napisał/a komentarz do Refleksja nad wprowadzaniem technologii do nauczania
To jest strzał w dziesiątkę! Staram się sledzić nowosci technologiczne w edukacji, skończyłam kurs ...
Wynik jest oczywisty. Jeśli ktoś mało korzysta - nic nie zmieni kilkugodzinna przerwa. Jeśli ktoś du...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie