Opublikowany przedwczoraj raport Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju OECD Education at a Glance 2008 jest jednym z najważniejszych opracowań porównujących rozwój systemów edukacyjnych w 28 krajach członkowskich tej organizacji. Niestety na tle innych krajów Polska nie prezentuje się najlepiej – ciągniemy się w edukacyjnym ogonie.
W ostatnich dziesięciu latach można zaobserwować w krajach członkowskich OECD znaczący wzrost wydatków na edukację, zarówno w wysokości nominalnych nakładów, jak i procentowego udziału w PKB. Średnie wydatki na oświatę i naukę wzrosły o ponad 20% (najwięcej, ponad dwukrotnie w Grecji, Islandii, Irlandii, Korei i na Węgrzech). Większość kraju, pomimo niżu demograficznego mocno inwestuje w sferę edukacji. Część zwiększyła pensje nauczycieli, nie tylko w celu zaspokojenia roszczeń tej grupy zawodowej, lecz przede wszystkim mając na uwadze podniesienie jakości nauczania w szkołach. Przykładowo Luksemburg dołożył nauczycielom pieniędzy, ale i pracy, aby ograniczyć liczbę uczniów w jednej klasie. Korea również podniosła pensje nauczycielskie, ale w zamian mają powstać autorskie programy nauczania i dodatkowe zajęcia pozalekcyjne.
Polska przeznacza na szkoły, uczelnie i badania naukowe 5,9 proc. PKB, co mieści się w średniej. Jednak, gdy przełożymy procenty na konkretne kwoty, okazuje się, że nakłady na edukację są niskie na tle innych krajów. Na jednego ucznia szkoły podstawowej Polska przeznacza rocznie 3,3 tys. USD. W krajach OECD średnia ta jest dwukrotnie wyższa. Z kolei na wykształcenie studenta w Polsce przeznacza się rocznie nie więcej niż 5,5 tys. USD dolarów. Tymczasem Stany Zjednoczone, które ogólnie wydają na edukację o połowę więcej niż cała Europa, wydają na wykształcenie studenta 24 tys. dolarów. W Europie najwięcej wydają na studentów Norwegia – 15,5 tys. USD, Wielka Brytania – 13 tys. USD, Finlandia i Niemcy– rocznie ponad 12 tys. USD.
Raport OECD uświadamia, że mamy do czynienia z edukacyjnym wyścigiem, w którym starają się uczestniczyć wszystkie kraje chcące wzmocnić swoją pozycję konkurencyjną w globalnej gospodarce opartej na wiedzy. Aby odnieść sukces w rywalizacji z innymi krajami, trzeba już inwestować w edukację od przedszkola po doktora (Stany Zjednoczone zaczęły posługiwać się klasyfikacją K-20 w celu opisania pełnej ścieżki edukacji – od szkoły podstawowej do ukończenia studiów doktoranckich mija co najmniej 20 lat nauki). Sukces edukacyjny każdego rocznika w perspektywie najwyżej kilkunastu lat przekłada się na sukcesy gospodarcze kraju, między innymi sprzyjając obniżeniu bezrobocia, podniesieniu pensji, ożywieniu produkcji i eksportu. To dlatego takie kraje jak Dania, Islandia, Irlandia, Korea, czy Stany Zjednoczone przeznaczają na edukację 7% PKB.
W Polsce, pomimo zapowiedzi o wzroście nakładów na naukę i oświatę w 2009 r. (odpowiednio o 18,4% i 7,6%), możemy nadal mieć problem z dogonieniem edukacyjnej czołówki. Mamy zbyt drogi, zbiurokratyzowany i mało efektywny system edukacji, który skonsumuje każdą złotówkę na niego przeznaczoną, bez żadnej poprawy. Edukacyjne nakłady przejada rozbudowana do monstrualnych rozmiarów administracja. Jak wylicza Dr Jerzy Lackowski ze Studium Pedagogicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, co czwarta budżetowa złotówka z edukacyjnego funduszu płac idzie nie na nauczycieli, ale na urzędników.
Globalna gospodarka oparta na nowych technologiach i wiedzy potrzebuje coraz więcej osób z wykształceniem technicznym, na co zwracają uwagę liczne raporty i opracowania, a także wypowiedzi szefów takich globalnych korporacji jak Intel, Microsoft, czy IBM. Pomimo, że mamy jeden z najwyższych wskaźników osób kształcących się na studiach wyższych (od 1995 r. potroiliśmy liczbę studentów), najwięcej osób wybiera mniej potrzebne rynkowi kierunki – nauki humanistyczne. Dla porównania Finlandia w ciągu trzech ostatnich dekad, dzięki zwiększeniu nakładów na kształcenie na uczelniach technologicznych, stała się globalną potęgą w dziedzinie elektroniki, zaś jej inżynierowie uchodzą za najlepszych w świecie.
Raport odnosi się również do umiędzynarodowienia szkolnictwa wyższego. W krajach członkowskich OECD studiuje obecnie poza swoimi ojczystymi krajami ponad 2,9 miliona studentów. To o 50% więcej niż w 2000 r. Najwyższy wskaźnik odnotowuje Australia, gdzie 21% ogółu studiujących wybiera studia zagraniczne. Umiędzynarodowienie kształcenia w Polsce – zarówno przez zwiększenie liczby studentów wyjeżdżających na studia zagraniczne, jak i realizację wspólnych programów nauczaniach z uczelniami zagranicznymi – to jedno z największych wyzwań stojących przed polskimi uczelniami.
Polska przeznacza na szkoły, uczelnie i badania naukowe 5,9 proc. PKB, co mieści się w średniej. Jednak, gdy przełożymy procenty na konkretne kwoty, okazuje się, że nakłady na edukację są niskie na tle innych krajów. Na jednego ucznia szkoły podstawowej Polska przeznacza rocznie 3,3 tys. USD. W krajach OECD średnia ta jest dwukrotnie wyższa. Z kolei na wykształcenie studenta w Polsce przeznacza się rocznie nie więcej niż 5,5 tys. USD dolarów. Tymczasem Stany Zjednoczone, które ogólnie wydają na edukację o połowę więcej niż cała Europa, wydają na wykształcenie studenta 24 tys. dolarów. W Europie najwięcej wydają na studentów Norwegia – 15,5 tys. USD, Wielka Brytania – 13 tys. USD, Finlandia i Niemcy– rocznie ponad 12 tys. USD.
Raport OECD uświadamia, że mamy do czynienia z edukacyjnym wyścigiem, w którym starają się uczestniczyć wszystkie kraje chcące wzmocnić swoją pozycję konkurencyjną w globalnej gospodarce opartej na wiedzy. Aby odnieść sukces w rywalizacji z innymi krajami, trzeba już inwestować w edukację od przedszkola po doktora (Stany Zjednoczone zaczęły posługiwać się klasyfikacją K-20 w celu opisania pełnej ścieżki edukacji – od szkoły podstawowej do ukończenia studiów doktoranckich mija co najmniej 20 lat nauki). Sukces edukacyjny każdego rocznika w perspektywie najwyżej kilkunastu lat przekłada się na sukcesy gospodarcze kraju, między innymi sprzyjając obniżeniu bezrobocia, podniesieniu pensji, ożywieniu produkcji i eksportu. To dlatego takie kraje jak Dania, Islandia, Irlandia, Korea, czy Stany Zjednoczone przeznaczają na edukację 7% PKB.
W Polsce, pomimo zapowiedzi o wzroście nakładów na naukę i oświatę w 2009 r. (odpowiednio o 18,4% i 7,6%), możemy nadal mieć problem z dogonieniem edukacyjnej czołówki. Mamy zbyt drogi, zbiurokratyzowany i mało efektywny system edukacji, który skonsumuje każdą złotówkę na niego przeznaczoną, bez żadnej poprawy. Edukacyjne nakłady przejada rozbudowana do monstrualnych rozmiarów administracja. Jak wylicza Dr Jerzy Lackowski ze Studium Pedagogicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, co czwarta budżetowa złotówka z edukacyjnego funduszu płac idzie nie na nauczycieli, ale na urzędników.
Globalna gospodarka oparta na nowych technologiach i wiedzy potrzebuje coraz więcej osób z wykształceniem technicznym, na co zwracają uwagę liczne raporty i opracowania, a także wypowiedzi szefów takich globalnych korporacji jak Intel, Microsoft, czy IBM. Pomimo, że mamy jeden z najwyższych wskaźników osób kształcących się na studiach wyższych (od 1995 r. potroiliśmy liczbę studentów), najwięcej osób wybiera mniej potrzebne rynkowi kierunki – nauki humanistyczne. Dla porównania Finlandia w ciągu trzech ostatnich dekad, dzięki zwiększeniu nakładów na kształcenie na uczelniach technologicznych, stała się globalną potęgą w dziedzinie elektroniki, zaś jej inżynierowie uchodzą za najlepszych w świecie.
Raport odnosi się również do umiędzynarodowienia szkolnictwa wyższego. W krajach członkowskich OECD studiuje obecnie poza swoimi ojczystymi krajami ponad 2,9 miliona studentów. To o 50% więcej niż w 2000 r. Najwyższy wskaźnik odnotowuje Australia, gdzie 21% ogółu studiujących wybiera studia zagraniczne. Umiędzynarodowienie kształcenia w Polsce – zarówno przez zwiększenie liczby studentów wyjeżdżających na studia zagraniczne, jak i realizację wspólnych programów nauczaniach z uczelniami zagranicznymi – to jedno z największych wyzwań stojących przed polskimi uczelniami.