Profesor Manfred Spitzer swoją ostatnią książką pt. „Cyfrowa demencja“ wzburzył wiele osób dość krytycznym spojrzeniem na wpływ technologii na rozwój mózgu. Nie przejmuje się krytyką i nadal robi swoje – prowadzi badania naukowe, popularyzuje ich wyniki i kształci ludzi do życia w zgodzie z wynikami tych badań. Dokładnie można o tym przeczytać na stronie jego centrum w Ulm (RFN). Jedno jest pewne – Spitzer przyczynia się do popularyzacji innego spojrzenia na rozwój człowieka. Czy ma rację?
A cóż takiego własciwie zrobił Manfred Spitzer? Wzmocnił tylko tezy Jean-Jacques Rousseau, Pestalozziego, Montessorii, Freineta, Steinera czy Kamińskiego - bo do dowodów naukowych tu jeszcze daleko. Kompetencje, wiedza, umiejętności i sprawności to nie aspiryna, że powołam się na przykład Spitzera.
Neurologia nie jest jeszcze na poziomie badań mózgu nauką zamkniętą. Wciąż o mózgu jako takim nie wiemy wystarczająco dużo, żeby osiągnięcia tej nauki mogły być powszechnie uznawane przez wszystkie środowiska naukowe. Mogą o tym świadczyć badania profesora Wiesława L. Nowińskiego, od ponad 20 lat pracującego w singapurskiej agencji ds. nauki A*STAR, gdzie kieruje Laboratorium Obrazowania Biomedycznego, konstruktora trójwymiarowych elektronicznych atlasów mózgu oraz specjalisty od mapowania mózgu przed zabiegami neurologicznymi.
Zadeklarowane przez Prezydenta Obamę nakłady budżetu federalnego Stanów Zjednoczonych na badania mózgu też raczej potwierdzają tezę, że badania ludzkiego mózgu bynajmniej nie zostały zakończone.
Skąd więc teza Spitzera, że rozwiązywanie testów blokuje kreatywność dożywotnio? Czyżby badani przez Profesora już umarli? Podobno chodzi o generację cyfrowców, osoby, którym urządzenia cyfrowe towarzyszą od narodzin, a więc o rocznik 1990 i późniejsze.
Niemiecka psycholog, profesor Elsbeth Stern twierdzi, że wyniki badań mózgu nie wymuszają jeszcze zmiany w spojrzeniu na proces uczenia się i nauczania. Jej zdaniem, nawet najprostsze procesy w klasie szkolnej nie są procesami wyłącznie mózgowymi. Chodzi o wiedzę wszechstronniejszą w jej kontekście kulturowym. W jakimś stopniu neurodydaktyka nawiązuje tu do behawioryzmu – przynajmniej w jej odbiorze.
Z kolei Gerhard Roth z Uniwersytetu w Bremie stoi na stanowisku, że wyniki badań neurologicznych potwierdzają jedynie treści znane zawodowo dobrze przygotowanemu nauczycielowi. Jego zdaniem wiemy tylko dokładniej, co, jak i dlaczego. Ale nadal wiele nie wiemy.
Stephan G. Humer, socjolog internetu z Uniwersytetu Sztuk w Berlinie powątpiewa w to, czy dane zebrane w klinice, są rzeczywiście jednoznacznymi wskaźnikami zmian zachowań społecznych spowodowanymi grami komputerowymi.
Spitzera krytykuje się za dużą dowolność w interpretacji badań klinicznych na podstawie tomografii komputerowej i rezonansu magnetycznego. Można zaryzykować tezę, że Spitzer zdaje się nie wiedzieć, że pedagogika rozróżnia między uczeniem się a nauczaniem, uczeniem się a doświadczaniem, uczeniem się a przyswajaniem.
Niektórzy krytycy zarzucają Spitzerowi brak znajomości nowych technik nauczania oraz wzmacnianie obaw świata dorosłych, z równoczesnym pomijaniem konkretnych rozwiązań – to krzyżówka neurologicznej empirii z obserwacją socjologiczną. Niewątpliwie toń i stylistyka Spitzera przysparzają mu krytyków.
W Polsce zainteresowanie neurodydaktyką po publikacjach Marzeny Żylińskiej i Manfreda Spitzera wzrosło. Ale czy lektura opracowań naukowych przełoży się na jakieś głębsze zmiany w oświacie – wątpię. Chyba nie jesteśmy jeszcze przygotowani na inne podejście do nauczania niż „wlewanie wiedzy do głów“. Może nie potrafimy dość dobrze odczytać przesłania naukowców badających mózg? Być może też podążamy najprostszą drogą, nagminnie stosując testy, aby sprawdzać wiedzę, a nie na przykład projekty, aby tę wiedzę uczniowie tworzyli. Spróbujmy uruchomić nasze mózgi i zastanowić się, co trzeba w szkole zmienić. Warto czytać wielkich pedagogów i wyniki najnowszych badań, tylko spróbujmy potem jeszcze coś z tą „nową“ wiedzą robić. Neurodydaktyka nie powinna być tylko modą, która na chwilę wpadnie do polskich szkół, a potem uleci z wiatrem. Coś w tym mózgu jednak jest, prawda?
Aleksander Lubina – nauczyciel języka niemieckiego w Gimnazjum nr 3 im. Noblistów Polskich w Gliwicach, od 1992 doradca i konsultant, 10 lat pracy w komisjach ds. awansu zawodowego nauczycieli, pracował 9 lat w szkołach podstawowych, 11 lat w gimnazjach, 13 lat w liceach, 6 lat na uniwersytecie. Autor programów nauczania, projektów, skryptów, poradników, śpiewnika – publicysta, pisarz, poeta. Wykształcenie zdobył w Polsce, Niemczech i Szwajcarii. Germanista, andragog, regionalista. Przykłady z praktyki autora na stronie Gimnazjum nr 3 im. Noblistów Polskich w Gliwicach.
Ostatnie komentarze