Trauma badań

fot. Fotolia.com

Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

W ostatnich latach daje się zaobserwować prawdziwy wysyp badań o charakterze eksploracyjnym, opisowym i obserwacyjnym, dotyczących tzw. młodych pokoleń i oświaty. Osobiście martwi mnie nieobecność wyciągania z nich i formułowania oficjalnych, wiążących wniosków, przez podmioty ku temu powołane. Zamiast tego, opinia publiczna jest na ogół informowana o stawianych, dość jednoznacznych tezach i zachęcana do wyciągania wniosków sugerowanych przez media i akurat panującą wokół przedmiotu badań atmosferę.

Dane zbierane są zwykle przy pomocy dość prostych, żeby nie powiedzieć prymitywnych ankiet, niejednokrotnie sugerujących odpowiedzi. Informacje są następnie wyrywkowo i bez rygoru naukowego udostępniane i każdy wyciąga z nich takie wnioski, jakie mu pasują. Tego oczywiście nie można nikomu zabronić, niemniej jednak brakuje wyraźnego głosu środowisk naukowych, swoistej wykładni, do której można by się odnieść. Nie sugeruję, że IBE, ORE czy PAN nie wykonują swoich obowiązków statutowych – twierdzę natomiast, że ich ewentualne stanowiska nie przebijają się do ogólnej świadomości, w stopniu pozwalającym na jakiekolwiek kształtowanie opinii.

Do grupy badań obserwacyjnych należy także interesujący projekt przeprowadzony przez studentów z Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej (UKEN) w Krakowie[1]. O ile od strony technicznej nie da się temu badaniu nic zarzucić (jeśli oprzeć się na opinii zbierających dane), o tyle ciężko będzie nie mieć zastrzeżeń do określenia ich tła oraz formy prezentacji wyników. Po pierwsze, jak się wydaje, badanie z góry (a nie w wyniku analizy zebranych danych) zakładało, że jego przedmiotem jest „młodzież po przejściach”, co spłaszcza perspektywę, podejrzanie ujednolica przedmiot badań i narzuca interpretację wyników. Tymczasem, bardziej wiarygodnym podejściem byłoby przyjęcie, że stresory w postaci pandemii, wojny w Ukrainie, czy sytuacji polityczno-ekonomicznej nie dla wszystkich stanowią jedyne i takie samo odniesienie w ocenie własnej egzystencji.

Po drugie, zdecydowana większość uzyskanych danych nie wynika (bezpośrednio i wyłącznie) z założonych, kryzysowych przyczyn. Przytoczę tu fragment podsumowania przeprowadzonych ankiet:

Analiza odpowiedzi na pytanie zamknięte potwierdza pojawienie się silnych obaw przed samotnością i życiową porażką, na którą składają się niepowodzenia edukacyjne, nieodpowiedni wybór studiów oraz brak spodziewanych dochodów pozwalających na życie na „poziomie”. Maturzyści artykułują też strach przed problemami zdrowotnymi i wojną.

Powstaje pytanie, na jakiej podstawie prowadzący badania zakładają, że tak ujęte obawy (i inne pozyskane informacje) są wynikiem apokalipsy doświadczeń pandemicznych czy medialnych doniesień o pobliskim konflikcie zbrojnym – wszystkie one są powszechnymi doświadczeniami ludzi wchodzących w życie. Nikt przecież nie chce być samotny, każdy martwi się, czy dokonuje właściwych wyborów i boi się porażek. Każdy chciałby żyć na „poziomie”, w zdrowiu i pokoju. Co w takim razie miałoby obecne pokolenie maturzystów wyróżniać na tle innych pod jakimkolwiek względem? Czyżby sama, nieco większa świadomość, że to zdrowie i pokój można stracić? Nie za mało trochę, żeby traktować ich jako żyjących w cieniu katastrofy? Po co stygmatyzować parę roczników, skoro praktycznie na każdy przypada jakiś „kryzys”?

To, co chyba każdego uderza w linkowanym wyżej miniraporcie, to sprzeczności w postrzeganiu rzeczywistości, niezdecydowanie, niepewność i wręcz neurotyczność przedmiotu badań. Interesująca byłaby analiza, na ile grupy wysyłające sprzeczne komunikaty (choćby te podkreślone w podsumowaniu, czyli wysoki poziom zadowolenia z życia i skłonności depresyjne) się ze sobą pokrywają. W podsumowaniu nie widać, by autorów to jakoś specjalnie zaintrygowało. Trudno także doszukać się próby choćby wstępnej analizy zebranych danych, bo sporo z tych na szybko podanych, raczej subiektywnych refleksji to kwestie, które nie powinny nikogo zaskoczyć.

Autorzy wymieniają dość oczywiste sytuacje kryzysowe, które mogły do wspomnianej neurotyczności prowadzić, ale zdają się nie zauważać, że badana młodzież nie żyje w próżni lecz jest częścią społeczeństwa, które doświadcza tych samych bodźców (pierwszy raz w historii doświadczeniami może się dzielić i wpływać na siebie aż pięć pokoleń biologicznych!) – czy nieuprawnionym byłoby podejrzenie, że w dużej mierze nasi badani są traumatyzowani nie tyle samymi „kryzysami”, co atmosferą wokół nich zbudowaną? Z dużą dozą pewności byli i są eksponowani na sygnały sprzeczne, co obserwowane zagubienie może powiększać.

Celowo oddzieliłem ten wpływ od truizmu zanurzenia w noosferze, (który tym razem dr. hab. Piotr Długosz wymienia) – wspominam o tym, żeby zwrócić uwagę na nieproporcjonalność siły stresorów i ich medialnej oraz środowiskowej reprezentacji. Postawię tu dość kontrowersyjną, w stosunku do dominującej narracji, tezę, że dzisiejsi maturzyści nie doświadczają wcale jakiejś „wyjątkowo niekorzystnej” sytuacji, ani też nie są żadnym „pokoleniem katastrof”. Są za to doskonale o swojej „traumie” poinformowani, żeby nie powiedzieć traumą epatowani i to na tym etapie życia, kiedy nie tylko nie potrafią, ale fizycznie (neurologicznie) nie są w stanie sobie z takim przekazem poradzić.

Nie chcę przez to powiedzieć, że odczuwany przez nich dyskomfort jest nieistotny czy też mało dotkliwy, bo przecież oni nie są w stanie swoich doświadczeń z niczym porównać. Nie zmienia to faktu, że badający ich stan psychiczny (i dorośli w ogóle) powinni o tym pamiętać i umieszczać te doznania w odpowiednim kontekście i na adekwatnej skali, by najzwyczajniej w świecie tej traumy nie napędzać. Tymczasem, badacze zdają się bardziej straumatyzowani domniemanym kryzysem niż przedmiot ich dociekań. Zauważają u niego pewien dojrzały pragmatyzm, ale jego akurat nie postrzegają jako sukcesu ludzi kryzysów doświadczających.

Nie sposób nie zauważyć, że młode pokolenia są ostatnio przedmiotem swoistej wiktymizacji. Można tu domyślać się dwóch przyczyn tego trendu: Z jednej strony pokolenia starsze pragną realizować za pośrednictwem młodych swoje ambicje i marzenia, i starają się je naiwnie odizolować od wszelkich niekorzystnych czynników, uznając się często za winne, że jeszcze lepszych warunków swoim potomkom nie zapewniły. Z drugiej, doczekaliśmy się już młodych dorosłych, którzy w klimacie pretensji o wszystko do wszystkich dojrzewali, chętnie szukają winnych i znajdują ich wszędzie, lecz nie w sobie. Na to wszystko nakłada się polityczna poprawność, która wprowadza niemal religijny kult wszelkich skrzywdzonych. W rezultacie, mało kto skrzywdzonym się nie czuje. We wszelkich badaniach, to koło sprzężeń zwrotnych powinno być uwzględniane.

Będę się upierał, że sytuacja maturzysty AD 2024 nie jest w żaden sposób bardziej niekorzystna niż np. jego odpowiednika z wczesnych lat 80-tych ub. w. Czterdzieści lat temu młodzi ludzie (i nie tylko oni, oczywiście) też doświadczali trudnych chwil. Być może przetrwali je w lepszej kondycji psychicznej, bo nikt nie informował ich codziennie, w jak ciężkich warunkach przyszło im żyć. Wbrew słowom Dyrektora Centrum Badań Młodzieży, zdający w tym roku maturę żadnej wojny nie doświadczyli (to chyba jakieś przejęzyczenie, lub błąd redakcyjny, nie jedyny zresztą), a i zgrabna metafora ich losu, kończąca jego krótki komentarz, pasuje do niemal wszystkich młodych ludzi, wchodzących w życie (chociażby tylko z tego względu, że jednak 34% z nich nie żyje w „dobrych warunkach materialnych”). Ludzie prowadzący badania porównawcze w dowolnej dziedzinie powinni mieć jakieś poczucie proporcji.

Przedstawione tu badanie (bardzo fajne studenckie ćwiczenie) dostarczyło wielu interesujących danych, obawiam się jednak, że zostanie wykorzystane w sposób już tradycyjny, czyli w celu formułowania wniosków zgodnych z interesem bądź ideologią interpretatora. I nawet domyślam się, które, wyjęte z kontekstu fragmenty zostaną spożytkowane do budowania jedynie słusznej narracji o polskiej-pruskiej szkole…

[1] Więcej o projekcie przeczytasz tutaj: Portret maturzystów w epoce kryzysów.

 

Notka o autorze: Robert Raczyński – anglista, tutor, nauczyciel chyba nie tylko angielskiego, ale z dystansem do misji, metodyki i nauczania masowego, dydaktyczny oportunista. Kiedyś uczył w śp. gimnazjum, dziś w liceum. Prowadzi blog Eduopticum, o oświacie, edukacji i ich funkcjonowaniu w kulturze. 

Jesteśmy na facebooku

fb

Ostatnie komentarze

Gość napisał/a komentarz do Na zastępstwach
W punkt.
Ppp napisał/a komentarz do Czas na szkołę doceniania
Pytanie podstawowe: PO CO oceniać? Większość ocen, z jakimi się w życiu spotkałem, nie miało żadnego...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W żaden sposób nie negowałem potrzeby, czy wręcz obowiązku kształcenia nauczycieli. Niestety, kontyn...
Generalnie i co do zasady ok. 30% ocen jest PRZYPADKOWYCH - częściowo Pani opisała, dlaczego. Jeśli ...
Maciej Sysło napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
W odpowiedzi na sarkastyczny ton wypowiedzi Pana Roberta mam jednak propozycję. Jednym z obowiązków ...
Robert Raczyński napisał/a komentarz do Brak chętnych do nauczania w szkołach
Jeśli pominąć ideologiczne ozdobniki, problem z brakiem nauczycieli wynika z faktu, że wiedza przest...
Ci dorośli kiedyś chodzili do szkoły (niektórzy całkiem niedawno) i ktoś porozdawał im matury. Suger...
Sławomir napisał/a komentarz do Urządzimy młodym nowy, wspaniały świat
Ciekawa polemika. Zauważam, być może błędnie, kontrast między podejściem dialektycznym (Pana, Panie ...

E-booki dla nauczycieli

Polecamy dwa e-booki dydaktyczne z serii Think!
Metoda Webquest - poradnik dla nauczycieli
Technologie są dla dzieci - e-poradnik dla nauczycieli wczesnoszkolnych z dziesiątkami podpowiedzi, jak używać technologii w klasie