Nasz kraj mozoli się nad przejściem do epoki cyfrowej, a urzędnicy wylewają wiadra potu, usiłując dociec, jak otworzyć system na Internet i technologie informacyjne a zarazem nie stracić nad nim kontroli. Tymczasem na innych planetach znaleziono kompromisowe rozwiązanie – w zamian za utratę prywatności i życie ze świadomością, że ktoś zapisuje każde nasze klikniecie w klawiaturę telefonu czy komputera, nauczono się – i ten proces ciągle trwa – korzystać z praktycznie nieskończonych możliwości, jakie daje dostęp do informacji i pomysłów innych.
Jednym z ulubionych gagów, jeśli chodzi o dyskusję o edukacji powszechnej, jest porównanie zdjęć wielkomiejskiej ulicy sprzed 100 lat i tej dzisiejszej (wszystko się zmieniło!), a następnie porównanie zdjęć dzisiejszej szkolnej klasy i tej sprzed 100 lat (nic się nie zmieniło!). Pewnie dlatego jesteśmy świadkami olbrzymiego wysiłku w kierunku zrozumienia, jak można wykorzystać nowoczesną technologię w edukacji.
Niestety, dyskusja ta omija szerokim łukiem Polskę, z przyczyn, o których nie warto dyskutować w tak krótkim tekście. Aby wyrobić sobie zdanie o przepaści dzielącej Polskę od innych planet, wystarczy zapisać się na jeden z wielu wykładów na temat nowoczesnej edukacji na Courserze i porównać poziom „ich” dyskusji z „naszą”.
Nie ma tu miejsca na rozważania z perspektywy historycznej, więc podsumuję sytuację w taki sposób: wygląda na to, że po niemal dekadzie formułowania różnych koncepcji i zbierania doświadczeń w pewnym sensie zatoczyliśmy koło i że nowoczesna technologia jest coraz bardziej pojmowana jako narzędzie, pozwalające nauczycielowi lepiej odgrywać swoją tradycyjną, chciałoby się powiedzieć „analogową” rolę i lepiej służyć uczniom, ku ich pożytkowi a jego/jej satysfakcji. Świat jest w ruchu i trudno wyrokować, co będzie się działo za rok, ale dzisiaj największą popularnością cieszy się koncepcja blended learning, nauczania hybrydowego, w której nowoczesna technologia umiejętnie wspiera i uzupełnia tradycyjne narzędzia pracy nauczyciela.
Dzisiaj technologia może mieć nie tylko wpływ na to, jak uczymy, ale także – z jakich zasobów korzystamy. Jesteśmy świadkami nieprawdopodobnego wprost otwarcia nauki, także z tej najwyższej półki. Możemy jako laicy odkrywać planety pozasłoneczne, uczestniczyć w badaniach dna morskiego (i odkrywać nieznane gatunki), rozszyfrowywać koptyjskie papirusy czy badać język wielorybów. Najbardziej nowoczesne narzędzia badawcze, takie jak wystrzelony niedawno przez Europejską Agencję Kosmiczną teleskop kosmiczny Gaia czy teleskop naziemny PanStarrs, udostępniają swoje obserwacje uczniom. Polscy uczniowie korzystają od lat z tych możliwości w ramach międzynarodowej inicjatywy Hands-On Universe.
Razem z technologią do szkoły (na świecie, broń Boże nie u nas) powróciła dyskusja o roli i sensie szkoły i zawodu nauczyciela. Znaleźli się tacy, którzy postawili rewolucyjną tezę „student first!”, według której to nie dyrektor szkoły, nie urzędnik, przeglądający dzienniki i sprawdzający zgodność tego, co działo się na lekcji z podstawą programową, nawet nie nauczyciel, dla którego szkoła jest przecież miejscem pracy, lecz uczniowie są sednem sprawy. Z tej perspektywy wynika od razu niebezpieczne pytanie, w jaki sposób szkoła odpowiada na potrzeby uczniów – i tu uczciwa odpowiedź nie napawa optymizmem. W obowiązującym obecnie modelu uczymy wszystkie dzieci tego samego, w tym samym tempie, nie reagujemy w konstruktywny sposób – bo wystawienie oceny dostatecznej ze sprawdzianu trudno uznać za konstruktywny pomysł na rozwiązanie problemu, że uczeń najwyraźniej czegoś nie zrozumiał, na problemy w nauce; budujemy frustracje, zniechęcenie, w przeładowanych programach brakuje czasu na rozwijanie kompetencji społecznych, traktujemy mózgi dzieci jak wiadra, do których należy wlać określoną liczbę litrów „wiedzy”, ignorując całkowicie fakt, że mózg stanowi żywy i rozwijający się organ. Sedno zmian polega na tym, że mówiąc w wielkim skrócie, umiejętnie wykorzystywane technologie informatyczno-komunikacyjne umożliwiają, w pewnym stopniu, rozwiązanie tych problemów.
Sytuacja Polski z tej perspektywy nie wygląda różowo. Mamy wprawdzie grono znakomitych nauczycieli, superbelfrów, którzy własnymi drogami doszli do profesjonalizmu i sukcesów, polecam np. blog Joli Okuniewskiej Tableszyt w okładce w motyle. Ale mamy także skostniały system oraz polityków i urzędników zajętych bardziej szukaniem rozwiązania kwadratury koła – jak w obliczu tych zmian nie stracić żelaznego uścisku kontroli nad systemem. Oraz wydawców, którzy nie kwapią się, by wprowadzać innowacje, i system, który właśnie dryfuje od nieskrępowanej niczym różnorodności, powodującej rosnącą spiralę kosztów, do państwowego monopolu na jedyny słuszny podręcznik. Takie tendencje są dokładnie sprzeczne ze sposobem myślenia o szansach, jakie daje wykorzystanie nowych technologii w edukacji. Jakieś 10 lat temu lansowałem tezę, że stoimy przed wielką szansą, bo systemy edukacji „rypnęły się” wszędzie i bogate kraje są równie bezradne wobec fali zmian, jak my. Dzisiaj widać wyraźnie, że „tamte” kraje odzyskały impet i idą mocno do przodu, a my wyraźnie zwiększamy dystans do czołówki. Sytuacja nie jest prosta, gdyż np. na serio pojawiają się tezy o stopniowej utracie znaczenia języków narodowych, skoro wszystko, czego warto się nauczyć, będzie wkrótce dostępne po angielsku. Warto wspomnieć, że np. w informatyce języki narodowe zostały już całkowicie wyparte przez język angielski. Bez wątpienia żyjemy w ciekawych czasach. Ja mam raczej wątpliwości, jak historia oceni nasze wysiłki i czy rozgrzeszy nas za wykorzystanie możliwości, które są w naszym zasięgu.
Notka o autorze: prof. dr hab. Lech Mankiewicz jest polskim astronomem i popularyzatorem nauk przyrodniczych, współtwórcą platformy z polskojęzycznymi zasobami Khan Academy. Jest również dyrektorem Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i członkiem grupy Superbelfrzy. W 2013 r. odebrał tytuł Przyjaciela Szkoły - w dorocznym konkursie Głosu Nauczycielskiego.
Niniejszy tekst ukazał się w publikacji podsumowującej wątki edukacyjne VIII Kongresu Obywatelskiego pt. „Przewrót kopernikański. Oddolnie zmieniamy polską edukację“, red. R. Firmhofer, A. Hildebrandt, seria Wolność i Solidarność nr 53, Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową, dostępna na stronie www.kongresobywatelski.pl (PDF). Zapraszamy do lektury tego zbioru niezwykle aktualnych i celnych wypowiedzi na temat polskiej edukacji.