Pięć tysięcy brutto. Oczywiście plus dodatki. Podobno tyle zarabiamy, dowiadujemy się o tym szczególnie w okolicach 14 października (to już za chwilę). Jak jest naprawdę, każdy z nas, pracujących nauczycieli wie dobrze. Dla niewtajemniczonych podam jeden z przykładów.
Wracam do domu, godz. 18:45. Rzucam torbę, siadam do dokumentów - IPET-y czekają, czas na analizę orzeczeń. Przede mną długi wieczór. Wcześniej rano, pełen energii ruszam do szkoły na 5 lekcji (+ 1 okienko), czas pomiędzy 8:00 a 13:30 wypełniony. Klasyczny dzień nie kończy się jednak równo z dzwonkiem o 13:30, potem kilka rozmów z zatroskanymi rodzicami dzieci orzeczonych i z pracy wychodzę ok 14:30. Szybki marsz na autobus, potem do kolejki i na 15:30 jestem u „swojego dziecka” – terapia w ramach SUO (Specjalistyczne Usługi Opiekuńcze) 2h dziennie. Terapia przyjemna, 1:1, dająca i satysfakcję i efekty.
Etat w szkole pedagoga specjalnego po licencjacie z rocznym doświadczeniem: 1489 zł. Oczywiście netto, brutto nie ma sensu podawać. Rewalidacja 23,48 zł za godzinę x 4 (2h/tydzień na 2-kę dzieci), średnio razy 4 tygodnie = 375 zł. Dodatek motywacyjny- 112 zł. Razem daje to: 1999 zł.
Dodatki: 13-tka - 1489 zł, Święta (Boże Narodzenie i Wielkanoc) 800 zł, dodatek urlopowy: 900 zł, Wczasy pod gruszą – 300 zł. Łącznie niecałe 3,5 tys. Dzielone na 12 miesięcy daje 290 zł miesięcznie.
Terapia SUO (umowa zlecenie): 32h/miesięcznie x 25zł/h (w każdym miesiącu odpadnie kilka godzin – zebrania, choroby itd.), średnio 26h x 25 = 650 zł.
Teraz w komentarzach pewnie poleje się fala hejtów - "Z takim doświadczeniem?", "Bez magistra?", "Tak młody, a jak zwykle chciałby mieć wszystko…" Otóż nie. Nie wszystko, jedyne co chciałbym mieć, to perspektywy, które dałyby nadzieję na lepszą przyszłość. Łączne 2,8 tys zł. Bez umowy na czas nieokreślony, która pojawia się dopiero po kilku latach pracy, gdyż nawet w myśl nowej ustawy, umowy na zastępstwo nie są wliczane do 33 miesięcy stażu, który w teorii zapewnia umowę na czas nieokreślony. Co jeszcze bardziej dołujące, pedagog specjalny zatrudniany jest niemal zawsze na rok, gdyż jak mówi karta nauczyciela „W przypadku zaistnienia potrzeby wynikającej z organizacji nauczania lub zastępstwa nieobecnego nauczyciela, w tym w trakcie roku szkolnego, z osobą rozpoczynającą pracę w szkole, z nauczycielem kontraktowym lub z nauczycielami, o których mowa w ust. 5, stosunek pracy nawiązuje się na podstawie umowy o pracę na czas określony”. Jest to niezwykle niefortunny zapis, którzy dyrektorzy mogą wykorzystywać niemal dowolnie.
Perspektywy, jakie widnieją przed początkującym nauczycielem są tragiczne. Dla symulacji, wybierzmy się 10 lat w przód, zakładając, że nadal pracuje na kartę nauczyciela.
1. Zarobki: przyjmijmy, że przez 10 lat podstawa wynagrodzenia nauczycieli zwiększy się o 5%, przez ten czas zdążę zostać magistrem i uzyskać awans na nauczyciela kontaktowego. Etat w szkole: 2017 zł (podstawa), rewalidacja (przy założeniach jak poprzednio) 510 zł, 10% wysługi lat = 201 zł, dodatek motywacyjny ok 150 zł. Razem daje to 2817 zł. Po 10 latach pracy!
2. Dokształcanie: zaoczne studia magisterskie (kilka tysięcy), kursy dokształcające i studia podyplomowe (co najmniej 2) - kolejne kilka tysięcy.
Nie, nie zapomniałem o dodatkach: 13-tka, dodatki na święta (Boże Narodzenie, Wielkanoc, dodatek urlopowy, wczasy pod gruszą), za 10 lat: 13-tka: 2017zł, Święta x2= 1000 zł, dodatek urlopowy - 1100zł, wczasy pod gruszą – 400 zł. Łącznie: 4,5 tys. Dzieląc to na 12 miesięcy daje nam to podwyżkę o 375zł miesięcznie. Razem z 2817 zł daje to ok. 3,2 tys. zł.
Symulacja ta dowodzi, że potrzeba ok 10 lat na to, abym zarabiał w jednej pracy tyle, ile teraz mam z dwóch. Jest to bardzo smutna rzeczywistość. Głównym powodem podwyżek dla nauczycieli będzie wzrost najniższej krajowej, gdyż dościga ona pensum nauczyciela stażysty po licencjacie (1993 zł).
Kolejny zarzut: jak mogę tak prowadzić wyliczenia, od razu widać, że nie jestem nauczycielem z powołania. Moja odpowiedź? Uwielbiam dzieci, ale żyć też trzeba. Żyć też się chce. Nie tylko pracą, ale rodziną, która potrzebuje własnego mieszkania, stabilizacji. Na zakup mieszkanie nikt nie chce czekać do 35 roku życia, niestety w Polsce osoba, która chce założyć rodzinę w wieku 25-28 lat, dla społeczeństwa jest tylko młodym-gniewnym, którego „urobi” rzeczywistość (...).
Notka o autorze: Adam Wilgorski jest młodym nauczycielem w szkole podstawowej w Gdańsku i pedagogiem specjalnym.
Ostatnie komentarze