Często można spotkać się z opiniami, że „Internet spłyca myślenie”. Ale czy jest tak naprawdę? Jaki powinien być punkt odniesienia? Być może porównujemy nie te elementy komunikacji, które należałoby. Z całą pewnością powszechny dostęp do komputerowych technologii zmienił nasz sposób komunikacji. Zastanówmy się co i jak zmienia. Pytanie, czy to dobrze czy źle jest już znacznie trudniejsze.
Dla naczelnych, w tym człowieka, aspekt społeczny i komunikacji jest niezwykle ważny. Przyjaźnie, sojusze odgrywają dużą rolę w budowaniu pozycji socjalnej. Na początku było to przytulanie i iskanie się. To one w jakimś sensie limitowały liczebność grupy. Bo, żeby przeżyć hominidy musiały dzielić czas na zdobywanie pożywienia i budowanie relacji społecznych (swój, bardziej swój, obcy, wróg). Przy iskaniu się liczebność grupy, a więc i utrzymywanych kontaktów, ogranicza się do ok. 50 osobników.
Pierwszą adaptacją u hominidów, być może w rodzaju Homo, był rytuał oparty na rytmie, tańcu i być może specyficznym śpiewie-muzyce (dźwięki ale jeszcze nie mowa). Niezwykłą adaptacją człowieka (Homo sapiens) była mowa. Można utrzymywać więź z innymi i jednocześnie zajmować się zbieraniem pożywienia, czy teraz pracą. Mowa to takie iskanie się na odległość. Równoczesne zajmowanie się pracą-szukaniem jedzenia i utrzymywaniem więzi. Podzielność i wielozadaniowość miała swoje początki setki tysięcy lat temu. Dorzućmy to tego sztukę i obraz (malowidła), a mamy pierwotny obraz więzi dawnych, niepiśmiennych ludzi. Kultura opowieści, oparta na mowie, jak i malowidła (obraz), taniec i pieśń, budujące rytuał a tym samym i więź w społeczności. Liczebność grupy wzrosła do ok 150. I tak żyliśmy jako Homo sapiens przez dziesiątki tysięcy lat. To niewyobrażalnie długo w porównaniu do współczesności.
W dużych społecznościach rolniczych powstało pismo. To kolejna adaptacja (tym razem kulturowa a nie biologiczna), która umożliwiła utrzymywanie więzi z większą grupą ludzi. Także z tymi, których nie widzimy. Bo już dawno nie żyją, lub są daleko. Tak daleko, że ich ani słyszymy ani widzimy. Pismo zmieniło wiele. Długo trwało doskonalenie słowa pisanego (gramatyka, interpunkcja itd.). Początkowo pismo było nakładką na język mówiony: stąd w poezji rym i rytm, ułatwiające niepiśmiennym zapamiętywanie długich treści. Potem pismo wytworzyło swoje gatunki literacie i swój, zupełnie nowy, sposób przekazu. Tak żyliśmy zaledwie kilka tysięcy lat. Pamiętając, że piśmienni byli tylko niektórzy. Powstanie pisma możemy wiązać z rolnictwem i pierwszą rewolucją technologiczną. Społeczności rolnicze były przegęszczone, słabiej odżywione (co widać w wymiarach ciała i chorobach), ale to one wygrały cywilizacyjnie ze społecznościami nomadów, łowców-zbieraczy czy myśliwymi. Bo byli liczniejsi i w kontaktach utrzymywali więzi z większą liczbą osób. Biomasa współpracujących mózgów była większa. Pismo było jednym z elementów utrzymywania poszerzonych więzi i pamięci rozszerzonej. Zapisany papirus był pozamózgową pamięcią zewnętrzną.
Epoka przemysłowa to druga rewolucja technologiczna. Kolej żelazna ułatwiła dalekie i łatwe podróże (podobnie jak żegluga). Przeciętny człowiek spotykał w swoim życiu więcej ludzi niż jego średniowieczni przodkowie. Wynalezienie druku znacznie potaniło i przyspieszyło upowszechnianie słowa pisanego. Pojawiło się szkolnictwo powszechne. Rozkwitła kultura taniego słowa pisanego (drukowanego, z gazetami włącznie). Sokrates narzekał, że pismo zabije pamięć. I miał rację, skoro można zapisać, to nie trzeba pamiętać. Komunikacja pisana jest nieco inna od tej mówionej.
Pismo, powszechnie dostępne, bardzo zmieniło nasze społeczeństwa. Nie wszyscy za tym nadążają, ujawniły się wcześniej nieistotne dysfunkcje, np. dysleksja. Pewne inne formy przekazu i komunikacji zostały zmarginalizowane. A przecie uważamy kulturę pisaną za ogromne osiągnięcie.
Teraz żyjemy w czasach trzeciej rewolucji technologicznej i dominacji komunikacji elektronicznej, w tym internetowej. Nic już nie będzie takie jak dawniej. W epoce cyfrowej słowo zastępowane jest obrazem i filmem. Na powrót ważniejsze stały się nieco inne kanały informacji. Czy to źle? Po prostu inaczej.
Ważną cechą epoki cyfrowej jest… kolejne poszerzenie kręgów komunikacji – kontaktujemy się z jeszcze większą liczba ludzi. Liczba kontaktów jest większa niż biologiczne możliwości naszego mózgu. Przecież ukształtowane w zupełnie innych warunkach. Ewolucja kulturowa znacznie wyprzedziła ewolucję biologiczną. A nasza zewnętrzna pamięć jeszcze bardziej została poszerzona. Nie musimy pamiętać, nie musimy mieć zapisanego w podręcznej biblioteczce… a i tak mamy do tego dostęp. Jak nie na dysku, to w "chmurze".
Dopiero w takim kontekście możemy „narzekać” na wszystkie braki epoki cyfrowej. Na przykład na swoisty narcyzm, egoizm, widoczny w portalach społecznościowych. Tyle tylko, że wcześniej też tacy byliśmy… w rozmowach między sobą. O czym plotkowaliśmy, jak nie o sobie i tego, co inni do nas mają? Mówimy z niezwykłą łatwością, pisze się znacznie trudniej. Mam na myśli pismo ręczne i drukowane. W mowie potocznej nie zwracamy uwagi na gramatykę i styl. Co innego w treści zapisanej. Teraz, dzięki technologiom cyfrowym, piszemy znacznie łatwiej i taniej niż kiedyś. Gdy papier kosztował a pisało się stalówką lub długopisem, nie wszystkie treści przenosiliśmy w postali liter i wyrazów. Zapisywaliśmy rzeczy tylko najważniejsze. Podobnie jest ze zdjęciami cyfrowymi: pstrykamy na potęgę. Inaczej było w przypadku zdjęć analogowych: klisza kosztowała, odbitki kosztowały, więc z obrazów, jakie widzieliśmy wybieraliśmy tylko niektóre. Do utrwalenia i pokazania.
Niektórzy mówią, że cyfrowa kultura to „kultura krótkiego trwania”. Ma to sens jedynie w porównaniu do pisma. Bo przecież mowa potoczna też jest "kulturą krótkiego trwania". Błahe rzeczy po chwili zapominamy. Elektronika zbliżyła pismo do… dawnej mowy. Można powiedzieć, że dopiero teraz jak w lustrze siebie samych dostrzegamy.
Kultura cyfrowa spłyca? A czy codzienne rozmowy nas spłycają? Przez setki tysięcy lat nas spłycały? Sokrates narzekał na pismo, my narzekamy na media elektroniczne. A to tylko jeszcze jedna, nowa forma komunikacji i zewnętrznego (pozamózgowego) przechowywania informacji, danych itd.
Literatura na początku była kalką kultury oralnej. Potem dopiero się usamodzielniła, wykorzystują specyfikę swojego narzędzia. Myślę, że podobnie dzieje się z mediami elektronicznymi i internetem. Kulturowo ten nowy sposób komunikacji dopiero się krystalizuje i nabiera własnego charakteru. Paradoksalnie przywraca dawne kanały komunikacji, takie jak obraz i film (bezpośrednie uczestnictwo w spotkaniu z ludźmi). Do porównań kultury cyfrowej winniśmy przykładać adekwatne porównania a nie tylko literaturę pisaną. Która przecież w historii Homo sapiens jest tylko krótkim fragmentem naszego dziedzictwa i komunikacji.
Jedno jest pewne: media cyfrowe znacznie poszerzają nasze kontakty, w czasie, przestrzeni i kulturze. Efekt jest nieprzewidywalny. Nadmiar informacji dopływających do naszego mózgu na pewno nas zmienia. Już w dawnych czasach pustelnicy uciekali od gwaru tego świata, by usłyszeć swoje myśli. My również musimy się nauczyć żyć w tym hałasie bodźców i informacji.
Narzekamy na bylejakość różnych wpisów na internetowych portalach. Że ujawnia się tam pochopność decyzji, agresja, nienawiść i ignorancja. Ale tak od zawsze było w maglu, na ulicy czy przy wiejskim płocie. Nikt jednak wcześniej na to nie zwracał uwagi. Bo docierało do mniejszej liczby osób… i uważaliśmy za coś oczywistego.
Konflikt najbardziej widoczny jest międzypokoleniowo: bo starsi i młodsi inaczej się komunikują, żyją według innych wzorców. Szczególnie jest to widoczne w szkole. I z tym problemem trzeba się zmierzyć. Mądrze zmierzyć a nie jałowo narzekać.
Notka o autorze: Prof. dr hab. Stanisław Czachorowski jest biologiem, ekologiem, nauczycielem i miłośnikiem filozofii przyrody, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Niniejszy wpis ukazał się na jego blogu Profesorskie Gadanie. Licencja CC-BY.