Jeśli rozmawiam o ocenianiu w szkole, to moi rozmówcy rozumieją je jako wystawianie ocen, testowanie wiedzy i umiejętności i uważają, że szkoła bez takiego oceniania nie jest możliwa. Uważają, że bez stopni uczniowie nie będą się uczyć i argumentują, że stopnie potrzebne są do selekcjonowania uczniów – kto się nadaje do dalszego kształcenia, a kto nie.
Taki smutny obraz maluje się. Nauka to obowiązek ponad siły i nie ma nic wspólnego z przyjemnością i warto edukację serwować tylko tym, którzy osiągają wysokie wyniki w testach wymyślonych przez „ekspertów”.
Przeczytałam artykuł Roberta Ahdoot (opublikowany 22 listopada 2017 r. na portalu Smart Brief) na temat podejścia do oceniania. Zachwycił mnie. Jasno przedstawia, to o czym od dłuższego czasu myślę. Swój artykuł Ahdoot rozpoczyna od przypowieści.
Dziecko obserwowało przygotowującą posiłek mamę i zauważyło, że mama przed włożeniem pieczeń do piekarnika obcina jej dwa końce, zapytało dlaczego. Mama odpowiedziała, że nie wie, ale tak zawsze robiła jej mama. Dziecko zapytało więc babcię, ona też odpowiedziała, że zna ten sposób od swojej mamy. Wtedy dziecko poszło do prababci, która na to samo pytanie odpowiedziała: „Ach robiłam tak, bo miałam za mały piekarnik i pieczeń nie mieściła się w nim”.
Myśląc o ocenianiu autor zauważa, że uparcie i niepotrzebnie wyrzucamy pieczeń sądząc że nasz piekarnik jest mały, a nie zauważamy, że jest on znacznie większy. Te obcięte kawałki pieczeni to w tym przypadku szansa na merytoryczne wykorzystanie oceniania do uczenia się.
Poglądy na temat oceniania Pana Ahdoota, a także moje, są kontrowersyjne dla wielu edukatorów. Ale np. w nauczaniu domowym są popularne. Zwolennicy naszych poglądów zauważają, że testy i sprawdziany nie są trafną miarą wiedzy uczniów, nie dają informacji o tym, co uczeń naprawdę wie. Dają tylko odpowiedź, jak poradził sobie z zaprezentowaniem wiedzy w konkretnej sytuacji testu, w określonym i ograniczonym czasie, gdy stawką jest ocena, która może mieć dla niego poważne konsekwencje. Nie jesteśmy przeciwko mierzeniu poziomu wiedzy w ogóle, takie mierzenie potrzebne jest uczniowi, aby wiedział, czy osiąga założone efekty. Jednak takie ocenianie i testowanie, nie odzwierciedla ani nie wspiera uczenia się ucznia. Nie daje mu informacji, która pomogłaby mu lepiej się uczyć i poprawić pracę. Dla mnie to jest sedno oceniania kształtującego.
Jak można byłoby wykorzystać sprawdziany do poprawy uczenia się ucznia? Załóżmy, że nauczyciel spotyka się z uczniem, aby omówić wykonaną przez niego pracę, klasówkę, czy sprawdzian. W trakcie omawiania nauczyciel razem z uczniem zastanawia się dlaczego uczeń popełnił błąd. Wtedy uczeń sam odkrywa, dlaczego go zrobił i często zauważa, że teraz wszystko jest już jasne i proste i wie, jak należałoby wykonać pracę dobrze.
Taka asysta w analizowaniu pracy ze strony nauczyciela jest bardzo ważna i nawet drobne wskazówki uruchamiają samodzielne myślenia ucznia. Najlepiej, gdy omawiamy z uczniem sprawdzian nieoceniony wcześniej stopniem, gdyż wystawienie stopnia koncentruje uwagę ucznia na adekwatności oceny do jego pracy, a nie na meritum odpowiedzi czy rozwiązań.
Samo omówienie to za mało, teraz trzeba zaproponować uczniowi szansę poprawy. Jeśli uczeń nie ma możliwości poprawy, to zostaje ze swoją słabą oceną, której nie może poprawić, chociaż po omówieniu pracy już wie i umie dużo więcej. Szkoła często ogłasza ostateczne terminy do nauczenia się czegoś i jeśli uczeń nie zdoła tego zrobić w terminie, to później nie ma już szansy wykazać się, że to umie. A przecież zarówno uczniowi, jak i nauczycielowi zależy, aby uczeń osiągnął efekt, a nie żeby złapać na tym, że czegoś nie umie i zostawić z niską oceną.
Jeśli uczeń nie ma szans na poprawę, to się zniechęca do dalszego uczenia się. Uczeń nie stawia sobie wtedy osobistych celów rozwoju, zniechęca się i ogranicza się do celów formalnie stawianych przez nauczyciela, których często nie udaje mu się osiągnąć. Pytanie o przyczynę braku motywacji uczniów do uczenia, jest tu bardzo na miejscu.
Zamiast propozycji walki i sprawdzania, czy uczeń wykonał swój obowiązek, proponujemy zmianę filozofii edukacyjnej i za Carol Dweck postawienie na wytrwałość i wysiłek w uczeniu się (możliwość rozwijania inteligencji Carol Dweck przedstawiła w przełomowej dla edukacji książce Mindset: The New Psychology of Success - polskie tłumaczenie Nowa psychologia sukcesu, Wydawnictwo Muza, 2013). Warunkiem jest wiara ucznia, że może rozwinąć swoją inteligencje poprzez podejmowanie wyzwań. Ale muszą one być w zakresie jego możliwości. To jest tak, jak stąpanie po linie, ale nie za bardzo wysoko, tak aby w sytuacji potknięcia się upadek nie był tragiczny i aby można było zacząć spacerowanie powtórnie i żeby uczeń chciał je podjąć.
Potrzebujemy aktywnych uczniów, a nie pasywnie wykonujących narzucone obowiązki.
Nauczyciele stale doskonalą swoje metody nauczania, a teraz wygląda na to, że powinni włączyć w to doskonalenie swoich uczniów.
Trzeba otwarcie powiedzieć, że piekarnik jest już wystraczająco duży.
Notka o autorce: Danuta Sterna – matematyczka, pracowniczka naukowo-dydaktyczna Politechniki Warszawskiej (1974-1986), od 1990 roku nauczycielka matematyki w szkołach publicznych i niepublicznych, autorka publikacji dla nauczycieli i materiałów metodycznych, trenerka programu Szkoła Ucząca Się, kierowniczka Akademii SUS prowadzącej szkolenia dla nauczycieli, autorka książki „Ocenianie kształtujące w praktyce”. Niniejszy wpis pochodzi z jej bloga w partnerskiej platformie Edunews.pl – www.osswiata.pl.